środa, 14 października 2020

Od Mattii do Anmaela

O tym, że do Gildii dołączył ktoś nowy, Mattia dowiedział się dopiero koło południa. Nie zdołał się nawet przywitać, bo akurat odsypiał nocne obserwacje nieba i gwiazd, które przedłużyły się aż do świtu. Astrolog nadal nie czuł się porządnie wyspany, ale cóż poradzić - taki był los wróżących z gwiazd, że siłą rzeczy mogli zapomnieć o regularnych godzinach snu. Mattia starał się spać kiedy mógł, a że czas pracy musiał dzielić na dzień, kiedy i inni nie spali, i noc, kiedy dało się obserwować gwiazdy, to czasem właśnie takie były tego efekty.
Tym więc większe było zdziwienie Mattii, gdy Ignatius przekazał mu, że Cervan go wzywa i wszystko wskazywało na to, że przydzieli jakąś misję, którą to Mattia miał wykonać z owym nowym gildyjnym “nabytkiem”.
— Kto to właściwie jest? — zapytał Ignatiusa, nim ten zdążył oddalić się do swoich spraw.
— Nazywa się Anmael, jest snycerzem. Dobrze mu z oczu patrzy, dogadacie się — odparł krótko, w co Mattia nie wątpił. Jak na razie dobrze dogadywał się z każdą osobą, którą spotkał w Gildii.
Astrolog postanowił nie zatrzymywać dłużej Ignatiusa i nie zabierać mu czasu sprawami, które przecież w końcu same miały się rozwiązać. Sekretarz Gildii i prawa ręka Cervana w dużej mierze przypominały mu Merkurego - planetę, która obiegała Słońce z tak wielką prędkością, że przez długie wieki astrologowie uważali, że to tak naprawdę dwa ciała niebieskie, bo wydawało im się niepodobnym, by cokolwiek na niebie poruszało się tak szybko.
Mattia zjadł jedynie późne śniadanie, które wypadało mu bardziej w porze obiadu, a potem udał się do Cervana. Anmael czekał już w gabinecie i Mattia miał w końcu okazję się mu przyjrzeć.
Astrolog nie był pewien dlaczego, ale kiedy usłyszał słowo “snycerz”, zaraz przed jego oczami pojawił się obraz starszego mężczyzny z brodą i zniszczonymi pracą rękami. Może dlatego na widok Anmael zrobił lekką pauzę i chyba wpatrywał się w niego te pół sekundy za długo. Wyróżniały go kompletnie białe włosy, koloru których próżno było szukać wśród ludzi, jednak to jego oczy robiły największe wrażenie - były jasne, niczym niebo o poranku i przywodziły na myśl jakiś rodzaj poczucia absolutu.
— Poznajcie się. To Anmael, jest snycerzem i dołączył do nas wczoraj wieczorem. Anmaelu, to Mattia D'Arienzo, nasz astrolog. Sądzę, że wasze doświadczenie będzie kluczowe w rozwiązaniu problemu, z którym zwrócono się do Gildii. Usiądźcie proszę.
Obaj mężczyźni zajęli miejsca, zaś Cervan przysunął sobie kartkę z listem. Przebiegł wzrokiem kilka linijek szukając potrzebnych informacji.
— Dwa dni temu przyszła wiadomośc z Taewen. Pochwycono tam młodego mężczyznę, niejakiego Ethana Castillero, który został posądzony o kradzież cennej, drewnianej figurki. Co prawda nikt nie zgłosił by taką figurkę mu skradziono, samego Ethana również nie widziano robiącego jakiekolwiek podejrzane czynności, jednak biorąc pod uwagę rozdźwięk między majętnością oskarżonego i wartością owej figurki, istnieje podejrzenie że ją ukradł.
Mattia zmarszczył brwi.
— To niedorzeczne. Nie można oskarżać człowieka na podstawie przeczuć i uprzedzeń.
— Też tak uważam. Jednak oskarżycielem jest osoba wpływowa, ma więc możliwości by użyć owych wpływów i osiągnąć zamierzony rezultat… Jakiekolwiek byłyby ku temu powody.
— Czy ów Ethan wytłumaczył, skąd wziął figurkę? — zapytał Anmael.
— Według niego jest to dar, jednak mężczyzna nie chce powiedzieć, od kogo. Ponieważ nie da się zweryfikować pochodzenia przedmiotu, ciężko jest oczyścić oskarżonego z zarzutów. — Cervan zrobił niewielką pauzę, odłożył list i splótł palce. — Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że to prosta sprawa, wystarczyłoby tylko dowiedzieć się, do kogo wcześniej należała figurka i uzyskać od tej osoby potwierdzenie, że faktycznie została ona podarowana. Moje przeczucie mówi mi jednak, że to byłby dopiero pierwszy krok. Ufam w wasze wyczucie sytuacji. — Cervan odchylił się na krześle. — List nie zawiera więcej informacji, toteż sądzę, że najlepszym rozwiązaniem będzie udać się do Taewen i tam porozmawiać z zainteresowanymi. Strażnicy miejscy oczekują już przybycia przedstawicieli z Gildii.
Spotkanie zakończyło się dość szybko i tak jak mówił Cervan, nie było sensu dalej siedzieć i dyskutować, kiedy informacji było tak niewiele. Gdy obaj mężczyźni opuszczali gabinet Cervana, Mattia odezwał się do Anmaela:
— Taewen jest bardzo blisko, ledwie dzień drogi. Moglibyśmy być tam jutro nawet przed południem, gdybyśmy wyruszyli za jakąś godzinę i narzucili dobre tempo. Myślisz, że zdążysz się spakować i przygotować?
— To nie będzie problem — odparł mężczyzna, kiwając głową.
Jak ustalili tak zrobili i już po godzinie obaj wyruszali w stronę Taewen, by rozwiązać dziwną sprawę rzekomo kradzionej figurki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz