niedziela, 4 października 2020

Od Yuuki - Event

— Oh, doprawdy, nie mam pojęcia dlaczego zgodziłem się na to szaleństwo.
   Taavetti westchnął ciężko, wręcz ostentacyjnie, kręcąc żałośnie głową. Od samego początku za wszelką cenę i przy każdej nadarzającej się okazji chciał dobitnie okazać swoje niezadowolenie sytuacją, w jakiej się znalazł, choć trafniejszym określeniem było by - został zaciągnięty siłą. Już pierwszego dnia, kiedy tylko znaleźli się w Almerze, nie szczędził swoim towarzyszom kąśliwych uwag i ciągłego wytykania wręcz najmniejszych, codziennych błahostek, które, rzecz jasna, negatywnie wpływały na jego szlachecki styl bycia. Młodzieniec co chwilę poprawiał a to swoje idealnie zaczesane blond kosmyki, a to strzepywał niewidzialny kurz ze szkarłatnego płaszcza, krzywiąc się przy tym i na nowo kręcąc głową. Z początku zachowania Taavettiego doprowadzały Xaviera do białej gorączki, zwłaszcza wtedy, gdy Tenebris znikała gdzieś niespodziewanie i bard chcąc nie chcąc zostawał z młodzieńcem sam na sam. Zazwyczaj nie trwało to długo, zważając na fakt, że anielica w żadnym miejscu na ziemi nie usiedzi dłużej niż pięć minut, aczkolwiek dla Xaviera był to czas wystarczający, aby porządnie się zirytować. Szczęście w nieszczęściu bard po krótkim czasie zdołał przyzwyczaić się do obecności szlachcica i jego kobiecych humorów i najzwyczajniej w świecie zaczął chłopaka ignorować.
   Delaney, jeśli chodzi o samego Taavettiego, doskonale wiedział, że próby dowiedzenia się od Yuuki "dlaczego tak właściwie Taavetti" były zbędne. Ba, domyślał się nawet, iż sama Yuuki nie wiedziała do końca dlaczego do ich małej wycieczki postanowiła przyłączyć irytującego młodzieńca, który jedyne co potrafił robić w ich towarzystwie to stękać i jojczyć.
   Bard mimowolnie uniósł kącik ust na samo wspomnienie pewnego niepozornego poranka, kiedy to wszystko się zaczęło [...]
— "Zgodziłeś" to dość mocne słowo — zauważył Xavier, idący po jego prawej stronie, który w końcu postanowił się odezwać. W przeciwieństwie do Taavettiego bard sprawiał wrażenie wręcz znudzonego. Niespiesznie, krok za krokiem sunął przed siebie, co jakiś czas rozglądając się jedynie za czymś, co mogłoby przykuć jego uwagę i choć na chwilę oderwać się od jęczącego mu koło ucha Tavettiego. 
 — Otóż to! — Młodzieniec podłapał to wręcz machinalnie, czując nadarzającą się okazję do tego, by jeszcze dobitniej okazać swoje niezadowolenie. — Jak tak można! W biały dzień napadać na człowieka, ciągnąć go wbrew własnej woli i to w dodatku nie wiadomo gdzie!
— Powtarzasz się. 
   W końcu Xavier wyłączył się na kolejne dawki jęków i stęków, próbując tym razem wyłapać w tłumie charakterystyczną plątaninę brąz kosmyków, co mimo wszystko było dość trudnym zadaniem, zważywszy na to, że Yuuki jeśli już pojawiła się w jednym miejscu to nie trwało to nawet kilka dobrych sekund, by nagle zmaterializowała się zupełnie gdzieś indziej - nie wiadomo skąd, nie wiadomo kiedy. Kobieta dobry kwadrans temu w nagłym przypływie zerwała się gwałtownie i wyprzedzając Xaviera i Taavettiego poczęła przeciskać się przez tłum, torując sobie drogę pokaźnych rozmiarów skrzydłami. Delaney z początku olał jak najbardziej codzienne dla Yuuki zachowanie, aczkolwiek w miarę upływających minut czuł się coraz mocniej zniecierpliwiony i sam chciał dowiedzieć się co sprawiło, że Tenebris nagle zapomniała o ich istnieniu.
— W ogóle co ona tam robi? — Xavier jednym uchem wyłapał rozdrażniony głos Taavettiego obok, gdy niespodziewanie tuż przed nimi pojawiła się Tenebris, powodując, że blondwłosy szlachcic o mało co nie podskoczył w miejscu, nie spodziewając się anielicy akurat teraz, tuż przed jego nosem. 
   Yuuki, stojąc we wręcz wojowniczej pozie, jedną ręką podpierała się pod bok, a drugą przyciskała do siebie jak zawsze niezadowoloną z życia Lucynkę. Włosy miała potargane i słowo "nieład" było zbyt łagodne by opisać ich aktualny stan. I nie ważne, że Tenebris zarzekała, iż naprawdę je czesała; jej fryzura zawsze miała do powiedzenia coś innego i wydawać by się mogło, że po prostu żyła własnym życiem, często wędrując w nie te strony co potrzeba.
   Kobieta zdawała się tym jednak kompletnie nie przejmować. 
— Gdzie ty łazisz? — Xavier skrzyżował ramiona przed sobą, rzucając na Yuuki krótkie spojrzenie i wyczuwając podskórnie, że kolejna katastrofa wisiała już w powietrzu. 
— Znalazłam nam zajebistą miejscówe — oznajmiła dziarsko i uśmiechnęła szeroko. Dla Xaviera nie był to dobry uśmiech. — Tu, za rogiem.
— Miejscówke?
— No tak, nie będę przecież łazić cały dzień na głodnego. Poza tym Lucynka też chętnie by coś zjadł.
   Jak na potwierdzenie słów anielicy demoniczna kura obruszyła się niespokojnie w uścisku kobiety, na co Taavetti wręcz machinalnie odsunął się krok w tył, rzucając kurze nieufne spojrzenie. Nie, żeby Lucynka kogokolwiek darzyła jakąkolwiek sympatią, jednak do biednego Taavettiego pałała nieskrywaną nienawiścią od pierwszej chwili ich spotkania. Gdyby Yuuki dobrze nie pilnowała Lucynki, ten już dawno wydrapałby chłopakowi oczy, chociaż i to nie byłoby najgorszym w porównaniu do całej reszty zbrodni jakie przewijały się w głowie demona.
   Xavier i Taavetti z początku chcieli dopytać jakie tak właściwie miejsce znalazła anielica i dlaczego według niej jest takie "zajebiste", jednak Yuuki skutecznie pokrzyżowała ich plany i nim ci choćby zdążyli nabrać powietrza do płuc, ona zawinęła skrzydła i porwała się w tłum, zmuszając ich tym samym, aby ruszyli za nią. Obaj wątpili w to, że kobieta wróciłaby się za nimi gdyby się zgubili i mieli niewątpliwą rację, gdyż Tenebris nie obejrzała się nawet za siebie, aby upewnić się, że towarzystwo za nią podąża. Bez zawahania zagłębiała się coraz bardziej w tłum, a zdezorientowani ludzie w większości rozstępowali się na boki w obawie, że za chwilę zostaną staranowani. Lucynka sycząc na wszystko wokół podskakiwał w objęciu Tenebris pod wpływem jej gwałtownego chodu, próbując raz za razem wydostać się z uścisku kobiety i zaatakować kogoś. Anielica mimo wszystko wciąż pozostawała czujna i dobrze wiedziała o zamiarach swojej kury, nawet jeśli w międzyczasie skupiała się na dotarciu do celu.
   Yuuki przeszła jeszcze jedną alejkę, aż w końcu zatrzymała się pod drzwiami jednego z lokali, którego szyld wyryty złotymi, pobłyskującymi literami głosił dumną nazwę "Bottiglieria". Kobieta przebiegła po nich wzrokiem i uśmiechnęła się zadowolona.
— Jesteśmy, Lucynka.
   Demon jedyne co zrobił to zaczął wiercić się i kręcić najmocniej jak umiał, byleby tylko uwolnić się z ramion anielicy i poczynić trochę zła. Jednak mimo ogromnych starań, a nawet prób udziobania Yuuki, ta ani drgnęła, czekając na pojawienie się Xaviera i Taavettiego, którzy koniec końców dotarli na miejsce dopiero po kilku minutach, przeklinając pod nosem i próbując złapać oddech.
— Wreszcie jesteście, ileż można.
   Yuuki nie musiałaby wypowiadać choćby tych kilku słów, aby Xavier zechciał skomentować ową sytuację. Już otwierał usta, aby posłać w kierunku kobiety, lekko mówiąc, kąśliwą uwagę, jednak w ostatniej chwili wyprzedził go Taavetti, który odzyskując oddech począł nagle wymachiwać rękoma w kierunku Tenebris, chcąc koniecznie dobrze zobrazować to wszystko, co miał do przekazania.
— Nie wierze, no po prostu nie wierzę!
   Tenebris wyłapała tylko dwa pierwsze wykrzykniki i coś o nierozgarnięciu, gdyż dalsza część wywodu młodego mężczyzny stała się jedynie tłem dla jej myśli, które powędrowały w stronę lokalu i tym, co znajduje się za jego drzwiami. Już z miejsca gdzie obecnie stała potrafiła bez problemu dostrzec, że większość stolików jest zajęta, o ile w ogóle pozostały jakieś wolne. 
— Oh, ona mnie nawet nie słucha. — Taavetti westchnął ciężko, wyraźnie zrezygnowany. 
— Nie jojcz, przecież płuc nie wyplułeś — powiedziała, po czym otworzyła drzwi i bez ceregieli wpakowała całą trójkę - łącznie z Lucynką - do środka. 
   Kiedy tylko drzwi zatrzasnęły się za nimi, odcinając od świeżego powietrza, uderzył ich nieprzyjemny, duszący swąd spalenizny dochodzący z kuchni. Na sali natomiast było głośno i tłoczno, a zewsząd dochodziły do nich zdenerwowane głosy klienteli skarżącej się otwarcie na posiłki i ogólny chaos panujący w lokalu. Yuuki dostrzegła na sali jednego, biednego kelnera, który pocąc się i drżąc z nerwów próbował uspokoić wykrzywionego w złości mężczyznę wymachującego wrogo ku chłopakowi. 
— Chyba nie trafiliśmy w porę. — Taavetti rozejrzał się niespokojnie. — Może jednak znajdziemy inny lokal? 
   Ale Yuuki była innego zdania, a jeśli tym razem Yuuki była innego zdania to choćby świat miał się skończyć - nie zmieni go. 
— Żartujesz sobie? Trafiliśmy idealnie. Znajdźmy sobie coś wolnego. 
   Tenebris bez chwili zastanowienia ruszyła przed siebie, zgrabnie wymijając zajęte stoliki. Miała przy tym idealną okazję do tego, aby rozejrzeć się nieco lepiej o wnętrzu lokalu; niewielka przestrzeń, lecz przesycona przepychem i próżnością, tak znamienną dla elitarności tego typu lokalizacji. Gdzie człowiek nie spojrzał, otoczony był przez relikty snobizmu — czarne posadzki, hebanowe segmenty, złoto i srebro dodatków, których obecność miała zadowalać wycmokane ego klienteli, ale przede wszystkim uzupełniać wrażenia związane ze smakowaniem potraw równie wyszukanych, co ogólna atmosfera tego miejsca. Całość zdawała się błyszczeć, świecić w oczy dworną odsadą, która jednak wówczas zdawała posiadać w sobie pewną skazę. Może w pierwszym momencie dla zwykłego gościa była niezauważalna, lecz gdy w końcu przejrzano przez miraż blichtru, zaczynała niemiłosiernie wadzić w estetyki. Nagle widoczne stały się smugi na szkłach, zmazy na źle wypolerowanych sztucach. Zaczęto dostrzegać zostawione na stołach talerze z resztkami, czy plamy na nie-do-końca białym obrusie. Zauważalny stał się ogólny rozgarniasz, który wprawdzie przejawiał się głównie w szczegółach to i tak ostatecznie psuł całość odbioru.
   W końcu kobieta zatrzymała się tak gwałtownie, że Xavier idący za nią wpadł z impetem na jej plecy, aczkolwiek Yuuki zdawała się nawet tego nie poczuć, zadowolona, że udało im się znaleźć ostatni, wolny stolik. 
— No, siadajcie, póki wam nikt krzeseł nie ukradł spod dupy. 
   Taavetti nadal nie był jednak przekonany co do decyzji Tenebris dotyczącej wyboru akurat tego lokalu, natomiast Xavier wydawał się rozumieć już pokrętny pomysł kobiety. Choć z początku na jego twarzy malowała się ta sama konsternacja i niepewność, jak u Taavettiego, teraz, kiedy jeszcze raz rzucił okiem na lokal, zrozumiał. Dlatego właśnie ze spokojem zajął swoje miejsce i oparł się wygodnie, splatając palce i opierając dłonie na blacie stolika. 
   Yuuki o dziwo nie usiadła razem z nimi. Kiedy obaj usiedli już na swoich krzesłach, ta dalej stała w miejscu z dość nieodgadnionym wyrazem twarzy. Lucyna w jej objęciach miotała się już wściekle, a Tenebris ze ściągniętymi brwiami i lekko przymrużonymi oczami wyglądała jak ktoś będący na pograniczu pogardy całym światem, a chęcią dania komuś w twarz; przynajmniej tak rozszyfrowywał to blondwłosy młodzieniec, nie do końca zdający sobie sprawę z tego, co się dzieje. 
   W końcu anielica zerwała się z miejsca tak gwałtownie, że wystraszyła tym biednego chłopaka. Taavetti z przerażeniem obserwował jak kobieta oddala się kawałek dalej, po czym - nie wiadomo skąd - przynosi drewniane krzesełko dla dzieci, z impetem stawia je przy ich stoliku i z równym impetem sadza w nim wściekłą ciągłym tłamszeniem Lucynkę. Demoniczna kura była tak skołowana tym, co zrobiła Yuuki, i nie tylko ona, że z wrażenia przestała się miotać i syczeć. Tenebris natomiast podparła się pod boki i płonącym wzrokiem jeszcze raz rozejrzała po lokalu. 
— No brakuje tu tylko kurwy i tańczącego pingwina — oznajmiła głośno i dobitnie, zdjęła płaszcz ciskając go na swoje krzesło, a następnie odwróciła się na pięcie, przemaszerowała przez salę i udała się prosto do kuchni. 
   O ile Taavetti już wcześniej był przerażony zachowaniem anielicy, teraz był gotów zerwać się z miejsca i pobiec za nią, przywołując do porządku. Właśnie podnosił się z krzesła, kiedy wstrzymał go niespodziewanie spokojny, wręcz znudzony głos Xaviera. 
— Siedź.
   Szlachcic spojrzał z niedowierzaniem na barda, nie mogąc zrozumieć dlaczego ten kompletnie nie przejmuje się tym, co dzieje się wokół. A zwłaszcza tym, co wyczynia Yuuki.
— Na bogów, ale przecież trzeba ją zatrzymać, gdzie ona idzie!
— Siedź — powtórzył tylko, nie patrząc nawet w stronę Taavettiego, a bardziej interesując się wystrojem miejsca.
   Yuuki w tym czasie zdążyła dostać się już do kuchni, bezceremonialnie wpraszając się do środka, ku szokującemu zaskoczeniu personelu; a raczej niedobitków, które biegały to w jedną, to w drugą stronę, próbując ogarnąć wszechobecny chaos. Tenebris wystarczyła krótka chwila, by zarejestrować to, co działo się w pomieszczeniu - jeden kelner, który próbował nim być, a w rzeczywistości prawdopodobnie był właścicielem lokalu, jedna kelnerka, jeden kucharz, jedna niezidentyfikowana osoba, która niekoniecznie wiedziała co tak naprawdę ma ze sobą zrobić, możliwe, że była nowa i trafiła w sam środek piekła.
— Tak trochę chujowo — stwierdziła, bardziej do siebie, niż do kogokolwiek, czy chociażby do podbiegającego w jej kierunku mężczyzny. Jego wyraz twarzy wykrzywionej w mieszance złości i bezsilności ani trochę nie pasował do spokojnego tonu głosu, jakim chwilę później przemówił do kobiety, zapewne myśląc, że jest kolejną klientką domagającą się swojego zamówienia. 
— Droga pani, najmocniej... 
   Lecz w tym momencie Yuuki przestała oceniać wzrokiem sytuację panującą w kuchni, a swoją uwagę zwróciła w stronę owego mężczyzny, sprawiając, że szybko zaprzestał prób wyjaśniania, gdyż to anielica przejęła pałeczkę mówcy, uciszając go płonącym, dzikim spojrzeniem, które sprawiło, że cofnął się pół kroku w tył.
— Yuuki Tenebris z gildii Kissan Viikset, przybyłam z pomocą. Burdel na kółkach tu macie, ale spokojnie, gorsze rzeczy działy się u mnie na chacie jak cała familia się zjeżdżała. Kto tu jest szefem?
— Ja, ale...
— Świetnie, jak masz na imię? 
— Francis, ale droga pani...
— Cudownie Francis, pozwól, że odrobinę uniosę głos.
   Tenebris odchrząknęła, a jej usta wygięły się w drapieżnym uśmiechu. 
— DOBRA KOCHANI, LECIMY Z TEMATEM. TY, pójdziesz ze mną, na sali potrzebna jest OBSŁUGA! A TY nie przeskakuj z nogi na nogę tylko panu kucharzowi pomóż! 
   Francis z niedowierzaniem przyglądał się jak anielica, wtargnąwszy do kuchni w jego lokalu, wydaje polecenia z zawrotną prędkością, nie zająknąwszy się przy tym ani razu. W normalnych okolicznościach mężczyzna nie tyle, co miałby coś przeciwko takiemu zachowaniu, a byłby dogłębnie oburzony wyczynami kobiety. W obecnej sytuacji mógł jednak przymknąć na to oko, wierząc, że nadesłana przez gildię pomoc okaże się skuteczna. 
   Pomimo, iż każdy nadal był w częściowym szoku, rozkazy wydane przez Tenebris podziałały błyskawicznie. Personel, choć jeszcze odrobinę otępiały, zbierał się już na nowo do swojej pracy, mimo, iż nie do końca ufnie spoglądał w stronę Tenebris. Z drugiej strony kobieta była w tak bojowym nastawieniu, że nikomu nie przeszło przez myśl choćby odezwać się słowem sprzeciwu. Nawet, jeśli byli wręcz przekonani, że dzisiejszy dzień skończy się klęską. 
   Jednak nie Tenebris. Dla niej mało kiedy słowo "niemożliwe" nabierało większego znaczenia i jeśli obrała sobie za cel coś, co dla większości z góry skazane było na porażkę, ta uparcie i wytrwale brnęła do samego końca, choćby wszystko miało runąć jej na głowę. Od dziecka powtarzano jej, że nawet w najgorszych momentach warto wypatrywać iskierki nadziei, a jeśli jej nie widać, samemu się o nią postarać. 
   Yuuki, kiedy każdy rozbiegł się w swoje strony, sama niczym huragan wypadła z powrotem na salę główną, po drodze zbierając przy okazji dwa menu. W akompaniamencie głośnego stukotu jej obcasów podeszła do stolika, który zajęli wcześniej z Xavierem i Taavettim, po czym z impetem położyła owe menu przed ich nosami. 
— Wybierzcie sobie coś. 
— A ty? — zagadnął Taavetti, spoglądając na nią podejrzliwie. Xavier nie miał zamiaru odezwać się słowem, zbyt zajęty przeglądaniem spisu potraw i zastanawianiu się na co najbardziej ma ochotę.
— Ja jestem zajęta — odparła, po czym łapiąc najbliżej leżący talerz przeszła z nim na środek lokalu i bez choćby chwili zastanowienia czy też rzucenia okiem na otaczających ją ludzi z impetem rzuciła naczyniem o podłogę, roztrzaskując na miliony drobnych kawałeczków. 
   W sali nastała tak gwałtowna cisza, jakby wszyscy nagle w tym samym momencie wstrzymali oddech; a może tak właśnie było. Ustały krzyki, wrzaski, wiązanki przekleństw, nawet Lucyna przestała demonicznie gdakać, wiercąc się w swoim dziecięcym siedzisku. Wszyscy bez wyjątku skupili całą swoją uwagę na anielicy, która klasnęła wesoło w dłonie i uśmiechnęła się szeroko, rozglądając uważnie po zebranych. 
— Drodzy goście — przemówiła głośno i wyraźnie: — Rozumiem wasze zdenerwowanie zaistniałą sytuacją i jest mi niezmiernie przykro, że zamiast spędzić miło dzień, pijąc ulubione wino i zajadając się przepysznymi potrawami jedyne czego doświadczyliście to nerwów i stresu. — Jeden z kelnerów prychnął cicho pod nosem. — Obiecuję, że od tego momentu wasz pobyt tutaj zamieni się w przyszłe, miłe wspomnienie, które zabierzecie ze sobą do domu po zjedzeniu pysznego obiadu. W ramach rekompensaty i przeprosin darmowa butelka wina dla każdego stolika! — Yuuki rozpostarła ramiona na boki, szczególnie głośno wypowiadając końcówkę swojej wypowiedzi, w której to pojawiła się wzmianka o trunkach.     
   Zszokowany Francis, który stał z boku przysłuchując się uważnie anielicy, pobladł z wrażenia, natomiast dotąd milczący ludzie poczęli szemrać między sobą, a niektórzy kiwać nawet delikatnie głowami z rosnącym zadowoleniem. Gdzieś w tle na nowo dało się słyszeć wściekłe gdakanie Lucynki i pełen szczerego zwątpienia głos Taavettiego mówiący "ona tak poważnie?". 
A Yuuki Tenebris nie ruszając się z miejsca jeszcze raz omiotła wzrokiem zebranych w sali ludzi i uśmiechnęła wesoło, zdecydowanie za wesoło. 
— Ale będzie zabawa.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz