czwartek, 8 października 2020

Od Cahira cd. Madeleine

Przywiązał Al-Falę do koniowiązu. Klacz potrząsnęła grzywą, opuściła głowę, poruszyła chrapami, zaczęła grzebać kopytem w ściółce. 
— Nie wierzę, że znów tu na siebie wpadamy — mruknął Cahir, schylając się do drewnianej skrzynki ze szczotkami. Wyjął z niej zgrzebło, obejrzał, odrzucił, wybrał inne, czystsze. Otrzepał je z pyłu, wrócił do konia.
— Ja też nie. — Madeleine nie zaszczyciła go spojrzeniem, zajęta siodłaniem swojego szarosiwego ogiera.  — To chyba jakieś fatum. Albo skaranie boskie.
Siwek uniósł łeb, popatrzył na Al-Falę, zarżał przyjaźnie. Klacz stuliła uszy, wystawiła tylną nogę, odpowiedziała temperamentnym tupnięciem. 
— Jak było na rozmowie u Cervana? — zagadnął Cahir z beznamiętnym wyrazem twarzy, siląc się na nonszalancki ton.
Madeleine stanęła tyłem, udając, że dociąganie popręgu i regulowanie puślisk absorbuje całą jej uwagę.
— Postanowił coś konkretnego w sprawie mojego konia? — ciągnął.
Cisza. 
— Jestem ciekawy — wytłumaczył końskiej szyi, od niechcenia przejeżdżając szczotką po kruczoczarnej, lśniącej sierści. — Bo sprawa jest poważna. Przynajmniej dla mnie. Odgrażałaś się, że pójdziesz do niego już pięć dni temu. Żadna informacja dotychczas do mnie nie dotarła.
Madeleine odeszła od siodła, zdjęła ogłowie z haka, ustawiła się przy piersi ogiera. Cahir dopiero teraz zauważył, że miała zaciśnięte usta, groźnie opuszczone brwi, sztywne i spięte ruchy, jakby za wszelką cenę starała się opanować gniew, utrzymać nerwy na wodzy.
— Odpieprz się, O'Harrow.
Cahir parsknął. Jego ton zmienił się diametralnie. Na wargi wstąpił drwiący półuśmiech.
— A więc odprawił cię z kwitkiem?
— Nie słyszałeś?
— Tak przeczuwałem, że nic nie ugrasz. — Pogładził Falę po grzbiecie, zamknął oczy, odetchnął głęboko, z cieniem ulgi. — Byłem niemal pewien.
Madeleine zapięła skośnik, odwiązała ogiera, szykując się do odejścia. Wtedy ktoś z rozmachem zatrzasnął furtę w innej części stajni. Huknęło. 
Siwek zatańczył, Al-Fala poszła gwałtownie do tyłu, niebezpiecznie napięła postronek. Cahir zareagował błyskawicznie, spróbował ją uspokoić. Klacz wyprężyła szyję, sięgnęła chrapami do piersi, chapnęła go w łokieć. Cahir syknął, cofnął się. Al-Fala przesunęła się bokiem w stronę siwka. Ogier załomotał kopytami w miejscu, przydepnął Madeleine płaszcz. Dziewczyna zaklęła cicho, naparła ramieniem na jego łopatkę, zmusiła do cofnięcia się. 
— Na co się gapisz? — warknęła, otrzepując ze słomy bordowy materiał. Szybko poprawiła przesunięty kaptur, jednym ruchem strzepnęła kurz z krótkiej spódnicy.
Cahir osadził Al-Falę w miejscu. Zjechał wzrokiem na gołe nogi Madeleine, arcybezczelnie, wiedząc, że to zauważy.
— Chyba nie zamierzasz tak jeździć? 

Pszprszm XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz