piątek, 16 października 2020

Od Anmaela CD Mattii

    Kolejny dzień bez niej wydawał się dla mnie piekłem na ziemi, ale powoli zaczynałem się do tego przyzwyczajać. Brak jej złocistych włosów na poduszce obok mnie, brak jej śmiechu i pewności, że ujrzę ją kolejnego i jeszcze następnego dnia dokuczał mi, ale fakt, iż o mnie nie pamiętała trochę dodawał mi otuchy. Lepiej wyjdzie dla niej gdy spotka kogoś innego, normalnego i już nigdy nie wspomni o aniele, którego zwykła kochać. A mogłem przecież spełnić któreś z jej innych życzeń, miała ich w końcu tak wiele, że gdybym wybrał to pewnie ojciec nie wypędziłby mnie z niebios, a ja nie straciłbym sensu życia. No właśnie, ojciec również zdawał się wymazać mnie sobie z pamięci. Patrząc w niebo nie widziałem już od niego żadnych znaków ani wskazówek, a wręcz zdawało mi się, że widzę zamknięte wrota, ciemną chmurę wśród białych jakby miała dać mi do zrozumienia, że już nie ma tam dla mnie wstępu. Nie mogę dłużej wgapiać się w chmury, jeszcze bardziej mi to szkodzi. Spuściłem więc głowę i tym razem, nie oczekując na więcej z ich strony. Powinienem zapoznać się z nowym miastem i przede wszystkim bardziej zaangażować w sprawy Gildii. Nie mam już na ziemi żadnego celu czy zadania, więc żeby nie oszaleć dobrze będzie znaleźć sobie również inne zajęcia niż tylko rzeźbienie w drewnie. Uwielbiałem to co prawda, umiałem odciąć się od wszystkiego dookoła i tworzyć obrazy z mojej głowy, które chciałem na zawsze uwiecznić, ale to nie to samo. Robiąc figurki z drewna nie przypodobam się ojcu, a pomagając innym ludziom może już szybciej. 
    Odsunąłem się w końcu od okna i szybko narzuciłem co miałem pod ręką. Ludzie tutaj potrafili ubierać się tak elegancko i wygodnie kiedy ja czułem się jak biedak i popychadło, ale chyba zasłużyłem sobie na taki los. W trakcie zaparzania wody na ziołową herbatę usłyszałem dobijanie się do moich drzwi. Nie otwierałem jeszcze swojego warsztatu, była tak wczesna godzina, że gdyby nie problemy z nadmiernym rozmyślaniem to pewnie jeszcze długo bym spał, więc co i kto mógł robić pod warsztatem o tej porze? Nieco zmieszany zjawiłem się pod drzwiami i otworzyłem je niepewnie. Miewałem jeszcze problemy z zaufaniem, ale sklep i przez to kontakt z innymi pomagał.
- Przepraszam, jeszcze zamknięte - wyjaśniłem najuprzejmiej jak się dało mężczyźnie, który mi się pokazał.
- Naturalnie. Anmael, tak? - słysząc dobrze wypowiedziane swoje imię pokiwałem lekko głową - To twój rzekomo pierwszy dzień, a Cervan już znalazł dla ciebie zadanie. Szczęściarz z ciebie - posłał mi tak przyjemny uśmiech, że w innej sytuacji mógłbym go nawet odwzajemnić.
- To świetnie. Mam nadzieję, że się sprawdzę i przydam - mówiąc to byłem prawdziwie szczery, bardzo tego oczekiwałem.
- Im więcej rąk do pomocy tym lepiej - dokończył moją myśl po czym zrobił krok w tył - Cervan oczekuje was po południu.
- Nas? - zmarszczyłem podejrzanie brwi, będę pracował z kimś jeszcze?
- Przydzielono do tego zadania dwie osoby. Ciebie oraz Mattię D'Arienzo - odparł, po czym pożegnał się i nie czekając na moją odpowiedź zniknął za rogiem.
Sam zaś schowałem się za drzwiami i nadal ze ściągniętymi brwiami udałem się zrobić tą herbatę. Pierwszy raz będę z kimś współpracował, więc nie wiem czy to trudne i czego mogłem się spodziewać. Wcześniej nie musiałem pytać innych o zdanie, gdyż byłem zdany jedynie na siebie, a teraz? 
    Zmieszanie i niepewność nie opuszczały mnie do momentu, aż dostałem się do siedziby i w końcu na spotkanie. Przybyłem jak się okazało pierwszy przez co miałem nieco czasu na zapoznanie się z otoczeniem. Byłem tu już wcześniej, ale spokój i ciepła atmosfera tego miejsca zwyczajnie przyciągały mnie jakąś nieznaną siłą. Przypominało mi to o domu, tym prawdziwym gdzie zostawiłem ojca i braci. Tam też zawsze czułem się bezpiecznie, niestety do czasu. Na samą myśl lekko się wzdrygnąłem dokładnie w tym samym momencie, w którym do gabinetu wszedł mój towarzysz w nowej misji. Nie wyglądał tak strasznie jak go sobie wyobrażałem, a wiedziałem o nim zadziwiająco niewiele. W jego postaci było coś przez co nie musiałem rozpoczynać rozmowy, a już wiedziałem, że nie będę miał z nim problemów, a może nawet całkiem się dogadamy. Uspokoiłem się w duchu i spuściłem z niego wzrok, aby przejść do rzeczy. Szybko wszystko pojąłem, na pierwszy rzut oka misja nie wydawała się trudna jedynie miałem mieszane uczucia co do winy mężczyzny, ale jak powiedziano, wszystkiego dowiemy się osobiście. Po spotkaniu przystałem na propozycję Mattii, im szybciej się tym zajmiemy tym lepiej dla każdego. Po godzinie byłem już spakowany i załadowany na konia, którego otrzymałem w gildii. Wyruszyliśmy spokojnym, lecz żwawym tempem.
- Co myślisz o tym całym Ethanie? - zagadnąłem niepewnie, gdy dłuższa cisza zaczęła mi dokuczać co dziwne, bo przeważnie wolałem milczeć.
- Dowiemy się wszystkiego na miejscu, ale myślę, że zbyt szybko go osądzili - odparł pewnym tonem patrząc cały czas na drogę, ja zaś lustrowałem jego osobę nieco w tyle, aby tego nie zauważył, lubiłem obserwować osoby i na podstawie ich stylu bycia wyciągać różne wnioski.
- Tak - rzuciłem tylko i pospieszyłem nieco konia, aby dorównać Mattii - Ludzie często zakładają coś nie zapoznając się wcześniej ze szczegółami. W każdym razie to nie powinno być trudne, prawda? - zerknąłem na niego pytająco, bo było to moje pierwsze zadanie i nie chciałem niczego zepsuć jak czyniłem to wcześniej bo można powiedzieć, że moja droga usłana była pomyłkami i gdyby mężczyzna obok mnie o tym wiedział, to błagałby o innego kompana do podróży. 

Mattia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz