poniedziałek, 28 września 2020

Od Madeleine cd Rawena

    W momencie, gdy Rawen wstał od stołu i po prostu wyszedł, dziewczyna kompletnie nie wiedziała, jak powinna zareagować. Za nic nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Tego, w co wpakuje ją chłopak i jak się zachowa. Patrzyła tylko pustym wzrokiem przez chwilę w miejsce, w którym ostatnim razem widziała swego “partnera”. W sumie to trzeba przyznać, że nie było takiej osoby przy stole, która nie byłaby zszokowana tym, co się wydarzyło. Samantha mrugała szybko i wyglądała jednocześnie na niezwykle oburzoną takim zachowaniem. Jej twarz była wykrzywiona w lekkim grymasie. Nicolas rozglądał się na boki, próbując zrozumieć, jak ktoś przebywający w takim, a nie innym towarzystwie może zlekceważyć wszystko i wszystkich, i tak po prostu wyjść. Aaron natomiast patrzył niepewnie na córkę. Starał się niemo dowiedzieć się, jak ta się czuje i co teraz będzie. Czy było to w planach, czy może jednak nic o tym nie wiedziała?
— To niedopuszczalne! Jak można się tak zachować! — krzyk matki Madeleine, która ostatecznie wybuchła, rozniósł się po pomieszczeniu.
— Samantho. Spokojnie. Skoro tak się zachował to widać, że jest kompletnie nieodpowiedni dla twojej córki. Jest jakiś niewychowany i coraz bardziej podejrzewam, że nie jest z żadnej lepszej rodziny, przez co nie zna etykiety ani nie wie nic o takich ludziach jak my — Nicolas położył rękę na dłoni kobiety.
— Masz rację. Teraz już mam pewność, że nie ma najmniejszej możliwości, aby kolejny raz postawił nogę w tym domu. To była jego pierwsza i ostatnia wizyta. Na pewno nie zgodzę się na to, aby ktoś taki stał się częścią rodziny — widać było, że Samantha dzięki słowom mężczyzny uspokoiła się nieco.
— Jakby to o twoje życie chodziło i to ty decydowała — wymamrotała pod nosem dziewczyna, zirytowana słowami matki.
— Mówiłaś coś? — głos Samanthy był przesiąknięty jadem — Chyba nie masz zamiaru mi się sprzeciwić kolejny raz? Wiesz, że mama wie najlepiej, co jest dla ciebie dobra. Zresztą jestem pewna, że uszanujesz moją decyzję i pozbędziesz się tego osobnika z naszego domu, a także życia. Pamiętasz przecież, co było ostatnim razem, kiedy tego nie zrobiłaś i uparcie trwałaś przy swoim wyborze partnera. Proszę cię, bądź rozsądną dziewczyną.
— Przepraszam bardzo, ale czy ty mi właśnie grozisz matko? — Louisa czuła, że powoli zaczynają puszczać jej nerwy. Może i wolała unikać konfrontacji ze swoją rodzicielką, ale to nie oznaczało, że pozwoli na to, aby ktoś jawnie jej groził.
— Chyba się trochę zapominasz młoda damo. Jak śmiesz?! — kobieta była wyraźnie oburzona tym, że dziewczyna nadal się jej stawia, że nadal nie chce jej ulec. — Zresztą to nie była groźba. Tylko ostrzegam i przypominam ci, jakie mogę być konsekwencje twoich czynów. Chyba nie chcesz, aby coś się stało twojemu nowemu chłopczykowi…
— Dosyć! — donośny męski głos przeciął powietrze, a huk, który powstał przez uderzenie pięścią w stół, sprawił, że wszyscy lekko się wzdrygnęli. Oczy ich utkwione były w Aaronie, który dotychczas siedział cicho. Jednak jak widać, te czasy się skończyły. Mężczyzna stał oparty dłońmi o stół i wyglądał na naprawdę mocno oburzonego. Głowę miał obróconą w stronę żony, patrzył jej prosto w oczy. — Mam dość tego, jak traktujesz naszą córkę! To nie jest twoja własność! Nie masz prawa grozić jej i zmuszać do robienia tego, co ty chcesz!
— Pff… Wiem o wiele lepiej od ciebie, co będzie najlepsze dla Madeleine i naszej rodziny. Ty to nie masz nic do gadania. Wróć już lepiej do tego, w czym jesteś najlepszy, czyli do siedzenia cicho i niewtrącania się — Samantha spojrzała wyzywająca na męża. Tak długo udawało się jej utrzymywać go w ryzach, więc wątpiła w to, że teraz nagle całkiem się zmieni i będzie ciągle przeciwstawiał się jej. Była niemalże pewna swej wygranej w owej potyczce słownej.
— Przepraszam cię bardzo, ale to jest też moja córka! Jak najbardziej mam tutaj prawo głosu! A najlepsze dla niej jest to, co sprawia, że jest szczęśliwa! — można było zauważyć, że oddech mężczyzny zaczął przyspieszać.
— Chyba sobie kpisz! Wiesz co… Po prostu siedź już cicho i tyle.
— Ale… — w tym momencie Aaron upadł nagle, uderzając przy tym głową w kant stołu.
Madeleine czuła jakby wszystko działo się w zwolnionym tempie. Zszokowana siedziała, patrząc, jak jej ojciec upada. Nie miała pojęcia, w jakim będzie stanie. Czy wszystko będzie dobrze… Czuła, że zaczyna zawładać nią strach. Była kompletnie przerażona. Kiedy tylko otrząsnęła się z początkowego szoku, wstała, z hukiem wywracając krzesło. Podbiegła do mężczyzny i uklękła przy nim.
— Tato? — zapytała niepewnie, ale nie było żadnej odpowiedzi. Widać było tylko, jak na podłodze zaczęła pojawiać się krew, co jeszcze bardziej zmartwiło Louise. — Tato… Proszę cię… Tato… Trzymaj się. Wszystko będzie dobrze. Obiecuję — uścisnęła jego dłoń i zaraz po tym wstała, i odwróciła się w stronę matki. — To wszystko twoja wina! Nie daruję ci tego!
— Ma to, na co sobie zapracował — sarknęła Samantha.
Te słowa całkiem przelały czarę goryczy. Wszystkie emocje skumulowały się w dziewczynie. Strach, zmartwienie, gniew, chęć zemsty. Wszystko to połączyło się w jedno, tworząc ogromny chaos w jej ciele, przez co Madeleine zaczęła tracić kontrolę nad swoją drugą stroną. Moce, jakimi władała, zaczęły działać bezwiednie, a ona dawała się temu ponieść. Nie myślała już trzeźwo. Wokół zaczęło się zbierać mnóstwo małych pajączków, z wyglądu niezwykle podobnych do czarnych wdów. Wypełzały z każdej możliwej szczeliny. Zza obrazów, spod mebli. Niektóre wręcz pojawiały się znikąd. Było ich setki jak nie tysiące. Obchodziły wszystkich w pomieszczeniu, w tym Rawena, który ledwo co zdążył przekroczyć próg, zapewne decydując się na powrót do środka. Jedyną osobą, którą omijały, był Aaron. Można powiedzieć, że mimo utraty kontaktu z rzeczywistością, dziewczyna nadal podświadomie starała się chronić ojca i nie pozwalała na to, aby cokolwiek mu się stało. Jednak to nie był jedyny skutek tego, że moc pochłonęła różowowłosą. Zaczęła się ona także przemieniać. Jej ciało od pasa w dół zniekształcało się w różne strony, ostatecznie przybierając formę ogromnego pająka. Włosy wydłużyły jej się, a kolor coraz bardziej zmieniał się z różowego na blond. Ubrania zanikały, aby na ich miejsce pojawiła się króciutka bluzka i przedramienniki. Oczy, choć pozostały w tym samym kolorze, zaczęły świecić na czerwono. Na to, aby proces przemiany się skończył, a Madeleine praktycznie kompletnie straciła kontrolę i świadomość, nie trzeba było długo czekać.

Rawen?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz