środa, 12 lutego 2020

Od Rawena c.d Narcissi

Wizyta Narcissy zaskoczyła nieco Rawena. Chłopak nie spodziewał się jej tak szybko. Zupełnie jak nie spodziewał się, że Mistrz tak szybko zdoła ją przekonać. Teraz mógł jechać gdziekolwiek by sobie zażyczyli. Nawet do najgłębszych czeluści piekielnych byłby w stanie się udać. A przynajmniej póki Cyzia byłaby obok niego. Jej dźwięczny głos osładzał każdy dzień niczym miód. Już na samo jego brzmienie młodzieńca ogarniało to przyjemne ciepłe uczucie. O jej śmiechu nie wspominając. Dźwięki radosnej Narcissy. Dźwięki których mógłby słuchać wiecznie. Można by rzec, że chwila idealna. Miała w sobie tylko jeden, malutki, tyci mankament. Rawena zaskoczyło pytanie o "boginię". Blondyn doskonale wiedział o co dziewczyna pyta. Aż za dobrze wiedział. Sam przecież niedawno wypowiedział te słowa do Mistrza. Jak raz żałował, że Babcia I nie użyła swojej piekielnej łyżki odrobinę wcześniej. Przynajmniej nie musiałby się teraz tłumaczyć. Nie żeby chciał je cofnąć. Spojrzał w oczy Cyzi, która przed sekundą skończyła mówić i czekała na jego odpowiedź. Po prostu wolałby móc je powiedzieć właściwej osobie i we właściwym czasie. A nie palnąć nimi bez namysłu przed Mistrzem.
- Nie masz za co dziękować. Babcia potrafi być momentami przerażająca. - zaśmiał się - I naprawdę następnym razem po prostu przyjdź i powiedz na co masz ochotę lub czego potrzebujesz. Jeżeli jednak chodzi o samą podróż to wiele ci nie mogę powiedzieć. Sam wciąż czekam na bardziej szczegółowe informacje od Mistrza. Ale w gruncie rzeczy jedziemy do miasteczka Varnrig na południu Tiedalu, żeby wziąć udział w festiwalu wieńczącym jesień. Z tego co pamiętam, to ma on trwać przez ostatni tydzień jesieni. Wybacz na chwilkę. Zaraz wracam. - uśmiechnął się do dziewczyny i zniknął w spiżarni. W końcu trzeba zacząć przygotowywać kolejny posiłek dla reszty, a został tu jak na razie sam. Babcia z Tiago poszła do wsi uzupełnić to co było na wykończeniu. Na szczęście podstawowe składniki takie jak ziemniaki i jakieś mięso, były zawsze pod dostatkiem. A dziś w mięsnym repertuarze był odyniec i spora zgraja zajęcy. Wyniósł do stamtąd kilka koszy ziemniaków. Wolał, obierać warzywa w trakcie rozmowy, niż sprawiać zwierzynę i kazać Narcissi patrzeć na oskórowane zwierzęta walające się po blatach.
Szkoda, że nie pomyślał co mógłby jej powiedzieć o bogini. Teraz nie miał już na to czasu, a widział po jej oczach, że nie da się zbyć prostymi słowami, że to nieistotne dla wyprawy. Niewinnym kłamstewkiem wymigać też się nie mógł, bo prędzej czy później Cyzia by się zorientowała. Wyciągnął dwa spore garnki i postawił oba na blacie. Jeden na obierki, a drugi na obrane ziemniaki. Wziął głęboki wdech. Jedyne co mu zostało zrobić, to postawić na szczerość. 
- Wiesz, głupia sprawa... - zaśmiał się lekko. - Ale jeśli chodzi o tą boginię, to... 
Jeszcze chyba nigdy tak bardzo się nie stresował w rozmowie z kobietą. Przeważnie nie miał problemu by powiedzieć damie o swoich uczuciach. Ale z Narcissą było inaczej. Spojrzał jej w oczy. Niepotrzebnie. Znów zaczął tonąć w ich głębi nęcony ich blaskiem. Chciał chwycić za nóż i wrócić do pracy. Jednak stojak magicznym sposobem znajdował się odrobinę dalej niż pamiętał. Trącił go ręką przez co wszystkie noże głucho uderzyły o podłogę. Blondyn zaklął pod nosem i od razu począł je zbierać. Usłyszał jej dźwięczny śmiech nad sobą. Cyzia uklękła obok niego i zaczęła mu pomagać w zbieraniu.
Rawen czuł się niezręcznie. Ociężale. Jak bydło w warsztacie. Wypadki w kuchni mu się nie zdarzały od lat. Odkąd był chłopcem i dopiero się uczył. A teraz, nie dość, że zrzucił jedne z najcenniejszych rzeczy dla kucharza, to jeszcze wygłupił się przed Narcissą. Zbierał je nie podnosząc wzroku. Jeden za drugim. Aż został ostatni. Wyciągnął po niego rękę, ale chwycił dłoń dziewczyny zaciśniętą na rączce noża. Speszony podniósł głowę. Błyskawicznie się zarumienił.
- Bogini... - powiedział nim zdążył ugryźć się w język - Masz bardzo delikatne dłonie...

Cyzia? Nie wiń go, to jego pierwszy raz...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz