poniedziałek, 2 lipca 2018

Kobieta jest jak kot. Chodzi własnymi ścieżkami, cały świat może mieć pod ogonem, a jeśli ją rozdrażnisz - podrapie Cię.

 - Co wiesz o młodej Kirihimie? - Wysoki mężczyzna uderzył dłonią w stół dzielący niewielkie pomieszczenie na pół, poprawiając po chwili fioletowe pasemko, które zsunęło mu się na oczy przy uderzeniu. Już piąty raz powtarzał to pytanie, bo jak do tej pory nie dowiedział się niczego ciekawego, a tym bardziej przydatnego. 
 - A co mam wiedzieć? Mała taka. - Młody chłopak zajmujący miejsce po drugiej stronie blatu wzruszył ramionami po raz enty i parsknął śmiechem. - Popyla w czarnym kimonie ze swoim mieczem, taki tam jej znak rozpoznawczy. Zawsze miała go gdzieś przy sobie, choć do tej pory nie wiem gdzie go chowała, bo na długość to sięgał jej do żeber, kiedy stawiała go na ostrzu. Urocza dziewczynka, choć gdyby mnie teraz słyszała, pewnie byłbym już bez głowy. - Znowu się zaśmiał i założył długie dłonie za głowę, splatając ze sobą palce. Doskonale wiedział, że dziewczyna jest tak daleko jak tylko może, więc czuł się wręcz bezkarny. - Wiecie, taka słodka czarnulka, która przyciąga wzrok, a jednak ma coś w tych swoich dwukolorowych oczach i zadziornym uśmieszku, co mówi ci, żebyś uważał, bo możesz pożałować tej decyzji. A jednak podchodzisz, bo co blada dziewczynka odstająca od ziemi na metr pięćdziesiąt, mogłaby ci zrobić? Zaskakująco dużo, jeśli ją lepiej poznasz... Macie coś do picia? - Białowłosy posłał Zange szeroki uśmiech, pochylając się nad drewnianą powierzchnią. 

 - A dlaczego właściwie ja tutaj jestem? - Zack oparł ubłocone buty o krawędź stołu i odchylił się do tyłu na krześle, obserwując uważnie mężczyznę szarymi tęczówkami.
 - Bo jesteś jej przyjacielem, możesz powiedzieć nam o niej najwięcej. - Choć głos miał spokojny, nerwowe rozszerzanie się nozdrzy fioletowowłosego zdradziło, że ciśnienie mocno mu się podniosło.
 - Przyjaciel to złe słowo... Nigdy nie uważała nikogo za przyjaciela, była zbyt... Samodzielna, by mieć kogoś do pomocy, wsparcia czy nawet zwykłego pogadania o ważnych sprawach. Wiecie, taka silna, samowystarczalna kobieta... Indywidualistka. Duża skaza na umyśle, jeśli dłużej nad tym pomyśleć. Szczególnie przy pracy w grupie, zupełnie nie potrafiła się tam odnaleźć. - Uderzył kilkakrotnie palcem w swoje wargi, zastanawiając się nad czymś. - Dlaczego nie zapytacie jej ojca? On zna ją całe życie.
 - Dwanaście lat. - Poprawił młodego tonem, który wskazywał, że jest to tak oczywista rzecz, że nawet on o tym wiedział, więc nie powinien robić z siebie głupka. - Potem wyruszyła w podróż ze swoim wujkiem po Iferii, odwiedzając wszystkie państwa. Wiesz skąd ma swój miecz? - Zange przeniósł spojrzenie na chłopaka, unosząc przy tym brew w oczekiwaniu na odpowiedź. Zack zaśmiał się krótko, odchylając głowę w tył. Wszystko się kręciło.
 - Pewnie z jakiegoś miasta, które słynie ze świetnych kowali, czyż nie? Ale miecz jak miecz, ciekawy jest materiał, którym go powleka. Niezwykle cienki, właściwie przezroczysty, ale bardzo dobrze się pali. A co najważniejsze długo.
 - Długo palący się materiał? - Mężczyzna uniósł brew w geście zdziwienia i niedowierzania.
 - No tak, nie słyszałeś historii o dziewczynce z palącym się ostrzem? - Kiedy jego słuchacz pokręcił przecząco głową, białowłosy zaśmiał się po raz kolejny. - Wychodzisz czasem do miasta posłuchać plotek? No w każdym razie, ludzie opowiadają o niskiej dziewczynie, która włada żywiołem ognia. Trochę przesadzone, przynajmniej z tym władaniem. Bo jeśli chodzi o władanie jednoręcznym mieczem, po nauce w najlepszej szkole w swoim rodzinnym mieście i latach codziennego treningu jest mistrzynią. Raczej niewielu jest w stanie ją pokonać, tym bardziej, ze treningi należały do jej głównego hobby, więc nie szczędziła na nie czasu. - Zange zmrużył oczy, przyglądając się chłopakowi uważnie. Co prawda białowłosy powinien mówić prawdę, jednak substancja jakiej użyli nie gwarantowała tego w stu procentach. Wolał podejść do wszystkiego z pewnym dystansem.
   Starszy z mężczyzn przetarł twarz dłonią. Ile czasu już tutaj spędził? Nigdy by nie pomyślał, że ta mała może sprawić mu tyle problemów. 
 - Więc twierdzisz, że Yoruka nie ma nikogo bliskiego, tak?
 - Ta kobieta nie ma pojęcia, co to znaczy mieć kogoś bliskiego. - Zaśmiał się, odchylając na krześle w tył i prawie upadając przez to na ziemię. - W każdym widzi zagrożenie. Być może dlatego sypia z nożykiem w dłoni... W każdym razie nigdy nie miała kogoś bliższego. Jest otwarta na ludzi, nie ma problemu z nawiązywaniem znajomości, bo zwykle zaczyna rozmowę i ja ciągnie. Potrafi też nakłaniać ludzi do swoich racji czy poglądów, ale zaufanie to coś o czym nie ma bladego pojęcia. Beztroskie spędzanie czasu z drugą osobą, tak samo. Wiecznie czujna wojowniczka, która nie pozwala się do siebie za bardzo zbliżyć. W sensie fizycznym także. Nie widziałem jeszcze, żeby ktoś ją kiedyś przytulał... Taki ochotnik zwykle obrywał rękojeścią w głowę i padał nieprzytomny. Znaczy tak sądzę, że byli nieprzytomni... Chociaż z nią wszystko możliwe, nie ma żadnych pohamowań, jeśli chodzi o zabijanie. Zaleca się wtedy trzymanie jak najdalej, bo może w amoku zranić nawet sojusznika. - Przez kolejne trzydzieści minut Zack skakał z tematu na temat, nie dając fioletowowłosemu dojść do słowa. Dowiedział się on między innymi tego, że z młodej Kirihimy jest niezła flirciara, najbardziej lubi rum, a nocne spacery to jej ulubione zajęcie, kiedy nie może spać, co zdarza się raczej często, mimo iż to jedno z jej bardziej lubianych zajęć. A także tego, że ma rękę do zwierząt, choć jest za mało zainteresowana nimi, by posiadać swojego własnego, którego kiedyś miała, ale uciekł. A dokładniej się zgubił w czasie jednej z wypraw, na której musiała kogoś śledzić. Nawet zwierzak nie potrafił jej wtedy znaleźć, no i... Trochę zabłądził. 
   Dla Zange tych zbędnych informacji było już za dużo. Zwyczajnie wstał od stołu i ignorując dalsze pytania chłopaka, opuścił pomieszczenie. Na przyszłość musiał zapisać, że dawkę substancji trzeba zmniejszyć. Nawet powietrze w pokoju przeszło jej zapachem... 

Dobroye utro!
Pozdrawiam wszystkich, którzy to przeczytali i szacuneczek z mojej strony, jeśli cokolwiek z tego wiesz x3
 Z rzeczy mniej ważnych, czyli kontakt: na Discordzie - Yoruka - tam najszybciej można się ze mną skontaktować.
Z rzeczy bardziej ważnych - Suseł, pozdrawiam ciepło i tulam za pomysł na formę KP ^-^"
Postaci można jak najbardziej używać o krzywdzić, jednak prosiłabym o informację ^w^
Autor użytego artu nieznany ~
Tooooo chyba na tyleee... 

10 komentarzy:

  1. [ Miło Cię w końcu powitać oficjalnie. <3 Mam nadzieje, że miło spędzisz z nami czas. ]

    Zmierzłe babsko warknął w myślach, układając przeróżne wiązanki zaadresowane do starej kucharki, która ni stąd, ni z owego postanowiła walczyć z jego brzydkimi nawykami. Jak zazwyczaj machała na niego ręką i pozwalała mu w spokoju gnić w swej żałości i stopniowo uszczuplać zawartość barku, tak tego wieczoru coś dziwnego strzeliło jej do łba. Ledwo siadł na swoim ulubionym miejscu przy barze, a tu nagle z kuchni wyskoczyła Irina, uzbrojona w miotłę i wzrok, który sparaliżowałby nawet demona. Zaczęła się na niego wydzierać i lekko mówiąc, kazała mu uciekać, jak najdalej, byle z dala od miejsca, w którym właśnie był. A gdy spróbował się sprzeciwić, ta postanowiła zdzielić go przez łeb. Nie wiadomo czy machnęła tym kijem na pokaz, czy rzeczywiście chciała go walnąć, bo chłopakowi udało się uciec przed nią do ogrodów.
    W miewaniu barda, coś takiego było tak oburzające i niedopuszczalne, że aż nie potrafił znaleźć na to innych słów niż tylko kilka przekleństw. Inną sprawą było jednak to, co chłopakowi całkowicie umknęło. Gdyby tylko pamiętał, że jeszcze wczoraj wraz z Cervanem dopuścili się takiej libacji, gdzie zniszczeniu nie uległa tylko godność, a i komplet szkła, to może byłby bardziej przygotowany na ten przejaw agresji. Tak, za własne grzechy, których nawet nie był świadom, został zmuszony do błądzenia po posesji Gildii. Teoretycznie mógłby wrócić do swojego pokoju, ale jeśli trafiła się okazja, gdzie można napić się na świeżym powietrzu, to dlaczego by z niej nie skorzystać? Tak, moi drodzy! Xavier, zanim uciekł, to zdążył złapać pierwszą lepszą butelkę z lady, który ma właśnie zamiar skonsumować, wznosząc toasty do gwiazd.
    Myśl ta od razu poprawiła mu humor przez co, dalszą drogę pokonał nieco żwawszym krokiem. Na pewno nie myślał, że mógłby tu kogokolwiek spotkać, zwłaszcza że mało kto nawet w dzień zapuszcza się w te rejony placu. Jakie wiec było jego zdziwienie, gdy przy jego ulubionym drzewie stała jakaś postać. Kobieca, jak się po chwili okazało, ale na dłuższe oględziny nie było czasu, bo chłopak dostrzegł jej rękę niebezpiecznie zbliżającą się do ostrza.
    — Dobry wieczór! — zawołał, może trochę zbyt wesoło. Uniósł też rękę do góry, prezentując butelkę z wiadomą zawartością. — Przychodzę w pokoju!


    ~ Xavier

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Hai, hai ^w^ miło w końcu się tu oficjalnie pojawić XD i na pewno będzie miło :3]

      To wcale nie była jedna z tych nocy, kiedy dziewczyna nie mogła spać i musiała się wymknąć na spacer po świeżym powietrzu, żeby oczyścić umysł ze zbędnych myśli. Nie. Ani trochę. Wcale.
      A jednak tam była. Pod tym jednym drzewem w osamotnionej części placu. Właściwie nie znała jeszcze dobrze tych okolic, więc jej obecność tam była czystym zbiegiem okoliczności. A może właśnie czekała na tego mężczyznę, bo obserwowała go od kilku dni? To by tłumaczyło brak czasu na zwiedzanie okolicy. Z drugiej strony co takiego ciekawego miałby w sobie białowłosy, by wzbudzić aż takie zainteresowanie posiadaczki dwukolorowych oczu?
      Zlustrowała intruza uważnym spojrzeniem, które po chwili skupiło się na butelce, którą do niej machał. Czarne źrenice od razu się rozszerzyły z zainteresowania jej zawartością, a szczególnie smakiem tej zawartości. Liczyła, że będzie to coś słodkiego.
      - To nie lepiej pójść z tym do pokoju? - Przechyliła głowę w bok, pozwalając, by pasemko czarnych włosów przysłoniło jej oko. Cofnęła także rękę do poprzedniej pozycji, jednak dla pewności w dalszym ciągu pozostawała ona w gotowości.
      - Na świeżym powietrzu przyjemniej. - Opuścił rękę, uśmiechając się lekko.
      - Samotnie.
      - Od czego są gwizdy?
      - Z nimi nie można się napić... - Mruknęła, zakręcając się wokół mężczyzny. - A do picia miło jest mieć towarzystwo. Im ładniejsze, tym milej. - Wyminęła go, zerkając w tył przez ramię i posyłając białowłosemu zalotny uśmiech.

      Usuń
  2. - Na litość boską ... czemu oni czasami dają mi zadania na ostatnią chwilę? - Zmęczony blondyn spojrzał na swojego towarzysza, który zadowolony z faktu, że to nie on musiał biec na drugi koniec miasta z wiadomością , siedział właśnie na jego ramieniu delikatnie przymykając oczy. W głowie Shinaru w takich chwilach pojawiało się pytanie, czy Nue jest w stanie jakoś jeszcze urosnąć... w końcu nie jest jakimś zwykłym zwierzakiem i może ukrywać swoje moce. Po raz kolejny zdał sobie sprawę z tego, że prawie niczego nie wie o swoim partnerze... dosłownie niewiele tego... Westchnął zrezygnowany opierając się o bramę wejściową na teren gildii. Niby tak mała droga wydawała się teraz dla niego kolejnym sprintem przez całe miasto... że też się w to wkopał. Na dodatek czekała go jeszcze wędrówka po schodach i błądzenie po korytarzach. Tak... może i mieszka tu już jakiś czas, ale tak czy siak zdarza mu się skręcić w zły korytarz i nie trafić do swojego pokoju.
    - Tia... - Wkroczył do budynku i od razu padł na jedną z kanap ustawionych przy ścianie. Najpierw chwila odpoczynku... później wspinaczka po schodach.. o ile będzie to można nazwać wchodzeniem na nogach - Prędzej tam się doczołga po prostu.
    - Weź mnie obudź za jakieś... 10 minut jakbym przysnął - Burknął jeszcze w miarę świadomy po czym najzwyczajniej w świecie zamknął oczy oddając się tej chwili odpoczynku. Nie był niestety świadom, że w tym samym czasie ktoś nowy wkroczy przez drzwi Gildii.
    Zaciekawiony nowym widokiem Nue podniósł się i zasiadł na plecach właściciela wodząc spojrzeniem za czarnowłosą kobietą. Zdając sobie sprawę, ze tak go nie zauważy przeciągnął się i poszedł w jej stronę z zamiarem proszenia o pieszczoty. Nie pogardzi głaskaniem póki jego opiekun jest w pewnym sensie nie zdolny do zapoznania się z nową przybyłą, lecz znając jego zdolności za parę sekund się obudzi czując brakującego grzejnika.
    Nie mylił się co do tego. Już po chwili blondyn podniósł się do pozycji siedzącej i przetarł zaspane oczy.
    - Coś się stało? - Zapytał wodząc spojrzeniem po pokoju, aż nie natrafił na dziewczynę. Zamrugał parę razy przyswajając do siebie sytuację w jakiej się znalazł po czym przeczesał grzywkę lekko się uśmiechając. - Wybacz panienko mój stan, ale ... praca czasami wykańcza - Wstał otrzepując czarną bluzę i podszedł bliżej kłaniając się lekko. - Witamy w progach Gildii. Jestem Shianru Nakara. Posłaniec, który czasami dorabia jako pasterz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W czasie nim właściciel śmiesznego stworzonka się podniósł, dziewczyna zdążyła kucnąć przy sierściuchu i zatopić palce w mięciutkim futerku, głaszcząc go. Było puchate, ciepłe i najwyraźniej pieszczota spodobała się także właścicielowi futerka. Jednak kiedy do jej uszu dotarł czyjś głos, uniosła głowę i spojrzała w tamtą stronę, obserwując uważnie zbliżającą się postać. Co prawda bardziej interesowało ją zwierzątko, które choć odwiedziła zdecydowaną część Iferii, widziała na oczy po raz pierwszy. Nawet nie spotkała czegoś co wyglądałoby podobnie, nie licząc rzecz jasna kotów. Ale po dokładnym przyjrzeniu się, stwierdziła, że podobieństwo było nie za wielkie.
      Stanęła na prostych nogach, przyglądając i przysłuchując się chłopakowi. Był młody, więc nic dziwnego, że został posłańcem. Szare tęczówki patrzyły na nią z jasnością, choć ich właściciel wyglądał raczej jak ktoś kogo właśnie wyciągnięto z grobu. A przynajmniej takie wrażenie odniosła Yoruka, kiedy złotowłosy podniósł się nagle, wyrwany z... Drzemki?
      Mimo to czarnowłosa uśmiechając się przyjaźnie, skrywając różnokolorowe oczy pod powiekami. W końcu warto było poznać jak najwięcej osób i w miarę możliwości trzymać ich po swojej stronie, czyż nie? Odsunęła nieco prawą nogę w tył, kłaniając się delikatnie.
      - W porządku, rozumiem. Ale nie wolno się przepracowywać. - Wyciągnęła dłoń w jego stronę i delikatnie trącnęła jego nos, palcem wskazującym. Zaśmiała się cicho, zakrywając usta. - Kirihime Yoruka, w razie potrzeb szpieg. Zwykle jednak posłaniec, więc gdybyś kiedyś zechciał służę pomocą. - Posłała mu promienny uśmiech, odwracając na moment głowę w stronę zwierzaka, który przyglądał się im z mieszanką zaciekawienia i obojętności. Kto by pomyślał, że w jednym wyrazie pyszczka można zawrzeć dwie tak sprzeczne ze sobą emocje?
      - Nie wiem, który z was jest bardziej uroczy, ale zapewne o sobie mógłbyś powiedzieć mi więcej... A o swoim towarzyszu? - Ponownie wyciągnęła dłoń w jego stronę, tym razem strzepując tylko czarną sierść z ramienia. Nie był wiele wyższy, więc nie musiała się nawet wysilać, by wyciągać ręce w górę. - I gdybyś przy okazji mógł mi co nieco pokazać tutaj, byłabym naprawdę wdzięczna.

      Usuń
    2. - Jestem do twojej dyspozycji panienko o ślicznych oczach - Shin zaśmiał się cicho z wcześniejszego komplementu. Często słuchał, że Nue mimo pierwszego wrażenia jest uroczy i milusi...ale nigdy go do niego nie porównywali. W końcu przepaść między słodkim blondynem, a mięciusim futrzakiem była zbyt spora i chłopak po prostu nie walczył o zwycięstwo z nim. - Tylko pozwól mi na szybko się ogarnąć u siebie. Za chwile tu wrócę - Dodał z przepraszającym uśmiechem. Chciał jedynie zmienić ciuchy na te codzienne, a na dodatek przeczesać roztrzepane włosy, którym teraz było bliżej do ptasiego gniazda niż codziennej fryzury. Szybo czmychnął do swojego pokoju znów skręcając nie tam gdzie trzeba. Czemu te korytarze były prawie że identyczne? Mógł to jedynie porównać do labiryntu.
      Na szybko przebrał się w czyste ubrania i na nowo zaplótł warkocz, który jak zwykle robił na boku głowy, by później zmieniał się w kucyk wiązany gumką z białym pomponem. Wszystkie czynności nie zajęły mu nawet dziesięciu minut, więc już po chwili mógł dołączyć do Yoruki. Zauważył dziewczynę, gdy akurat tarmosiła Nue za futrzaste policzki.
      - Ciekawe czym ty jesteś - Usłyszał ciche pytanie nowo poznanej, gdy ta ponownie zatopiła ręce w ciemno szarym futrze.
      - Sam chciałbym to wiedzieć. Tyle lat szukałem i najbardziej jest podobny do Nue. Choć z wyglądu prawie go nie przypomina, chyba , ze wezmę pod uwagę obłok. - Shin wzruszył obojętnie ramionami odpowiadając na zadane pytanie. - Mitologia mówi, że są zwiastunami chorób i nieczęści, lecz jakoś w to nie wierze. Przyniósł mi samo szczęście i uratował nie raz życia - Przyklęk przy stworzeniu i pogłaskał je delikatnie po grzbiecie.
      - Rozumiem - Dziewczyna przechyliła głowę bardziej w bok zapewne przyswajając do siebie zdobyte informacje. - W takim razie dobraliście się.
      - Z tym się zgodzę. Gotowa? Oprowadzę cię po całym terenie, a przy okazji na parę pytań, jeżeli takowe posiadasz - Młody pasterz wziął stworzonko na ramię, na którym ułożyło się wygodnie z jedną łapą luźno zwisająca nad jego lewym barkiem.

      Usuń
  3. Wyszła z gabinetu mistrza z trudem, czyli jedynie ze względu na szacunek dla osoby rozmówcy, powstrzymując się przed trzaśnięciem drzwiami i natychmiast wcisnęła ręce w kieszenie długiego płaszcza, zabezpieczając tym samym przed niespodziewaną dla samej siebie zmianą zdania. Niestety tego dnia zdecydowanie nie nadawała się do jakichkolwiek poważnych rozmów.
    - I że ja niby stwarzam zagrożenie, że odbiorą mi kartę lotnicza jak dalej będę po korytarzach fruwać, no jak można... ja wcale nie chodzę szybko - mruczała w myślach przemierzając raźnym krokiem długi wyścielany miękkim dywanem korytarz. Oczywiście w obecnym stanie umysłu nie przyszło jej na myśl, iż mistrz mógł sobie po prostu niewinnie żartować próbując zachęcić ją do jakiejś żywszej reakcji po za mechanicznym kiwaniem głową. Dzisiaj wszystko odczytywała jako atak na swoją osobę i była głucha na wszystkie argumenty, nawet tak nie do odparcia jak otwierane drzwi. Twardy kawałek drzewa skutecznie zatrzymał ją na dłuższą chwilę sprowadzając bez ostrzeżenia do pozycji półsiedzącej. Ręka, którą przeżyła najbliższe spotkanie z przeszkodą pulsowała bólem, ściśnięte okryciem skrzydła szarpały nienaturalnie wygięte zmuszając do jak najszybszego powstania, ale druga dłoń obciążona nie zbyt miękkim lądowaniem odmawiała współpracy. Jęknęła jak jej się zdało cicho, ale oczywiście dźwięk odbity od ścian stutysięcznym echem wzmógł się niemal do okrzyku.
    - Nic mi nie jest - szeptała pospiesznie widząc nad sobą ciemno odzianą kobiecą postać - kimkolwiek jesteś, nic mi nie jest...
    W myślach zaś pospiesznie skomentowała ironicznie swój wypadek "Oczywiście, że nic mi nie jest, bo wychodziłoby na to że mistrz miał rację i naprawdę muszę zwolnić", zaraz jednak za tą myślą podążyła kolejna "Z kim właściwie zetknął ją przewrotny los w postaci drewnianej przeszkody, przecież wszystkich niemal członków gildii umiała usłyszeć z daleka, czy było możliwe, by ktoś poruszał się, aż tak cicho i tak szybko, by zaskoczyły ją nagle otwarte drzwi".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Młoda Kirihime zamrugała kilkukrotnie, starając się na szybko zrozumieć co się właściwie stało i czyja to była wina. Otwierała właśnie drzwi, gdy nagle coś je przyblokowało. Jak się potem okazało tym "czymś" była jasnowłosa dziewczyna w płaszczu, którą Yoruka kojarzyła. Bo powiedzieć, że się widziały, gdy tak naprawdę zarejestrowała jej postać tylko kilka razy i to samym kątem oka, to za dużo.
      Uniosła jedną brew w zdziwieniu, przyglądając się poszkodowanej. Właśnie z całej siły przywaliła jej drzwiami, rzecz jasna przez przypadek (chyba), gdy próbowała się podnieść, to nie dała rady, a jedyne co udało się jej osiągnąć, to okrzyk bólu i ona twierdzi, że nic jej nie jest? Głupia upartość czy przerośnięty honor nie pozwalał jej przyznać, że coś jest nie tak?
      - Twoje ręce mówią co innego. - Skwitowała krótko jej powtarzalny szept, cofając się do pokoju na niedługą chwilę. Zawsze miała gdzieś z sobą bandaż i choć tak naprawdę powinna go oddać tutejszemu medykowi, wolała sama dbać o swoje rany. Wieczne problemy z zaufaniem komukolwiek bywały czasem naprawdę męczące.
      Wróciła do jasnowłosej, która nadal siedziała na podłodze, choć po jej minie, Kirihime łatwo mogła stwierdzić, że próbowała podnieść się jeszcze raz. Kucnęła przed nią, wyciągając dłoń po rękę dziewczyny.
      - Co prawda nie posiadam żadnych maści, dlatego lepiej byś udała się z tym do medyka. Tak w razie gdyby to było obicie. - Mówiła pod nosem, jednak na tyle głośno i wyraźnie, by towarzyszka usłyszała te słowa. Kiedy skończyła bandażować rękę poszkodowanej, uniosła się, łapiąc ją mocno za łokcie i przyciągnęła do siebie, pomagając w ten sposób wstać. Wolała mimo wszystko unikać ciągnięcia posiadaczki płaszcza za nadgarstki, nie chciała sprawiać jej więcej bólu. Przywalenie drzwiami zupełnie wystarczyło jak na powitanie.
      Spojrzała na jej pogodną twarz i pierwszy raz odkąd otworzyła drzwi, uśmiechnęła się miło do dziewczyny.
      - Powinnaś bardziej uważać, moja droga. Yoruka Kirihime jestem. - Skłoniła się delikatnie, lekkim kopnięciem zamykając drzwi do pokoju.

      (Kłaniam się nisko i przepraszam za słabą jakość tego odpisu ;-; )

      Usuń
    2. (żadnej słabej jakości nie zauważyłam i bardzo mi się podobał ;))
      Najwidoczniej nagłe spotkanie z powierzchnią drzwi wywołało u Philomeli zdecydowanie większy szok niż jej się na początku zdawało bo wszystkie słowa nowo poznanej dziewczyny dochodziły do niej jak przez mgłę i w sporym opóźnieniu. W roztargnieniu potarła czoło mniej uszkodzoną ręką i natychmiast skrzywiła się z bólu. Tym razem chyba jej kłamstwo było w nie lepszej kondycji niż ona sama i nawet człowiek zupełni pozbawiony zmysłu obserwacji nie uwierzyłby w tak wierutne łgarstwo, a kobieta zdecydowanie do takiego typu nie należało. Nie zdziwiło wiec specjalnie poszkodowanej, iż przypadkowa sprawczyni jej nieszczęścia wróciła po chwili z artykułami medycznymi. Próbowała się bronić ale bez przekonania i tylko wspominek o medyku dotarł do niej z właściwą sobie wyraźnością. Ponieważ była jednak zbyt zajęta powstrzymywaniem jęków, które niewątpliwie dobyłyby się z jej ust mimo delikatności z jaką nieznajoma zabrała się do udzielania pierwszej pomocy, nie zdołała nawet zaprotestować. Wreszcie dzieło zwieńczone zostało przestrogą na przyszłość i krótkim przedstawieniem dobrodziejki. Słysząc imię i nazwisko kobiety na Filis pozwoliła sobie na dyskretny uśmieszek, który zmuszona była wyjaśnić widząc uniesione lekko brwi nowopoznanej kobiety:
      - Zastanawiałam się jak to możliwe, że w ogóle nie słyszałam twoich kroków, ale skoro jesteś jednym z naszych szpiegów cała sprawa staje się dziecinnie prosta.- Uśmiechnęła się ponownie starając zetrzeć z twarzy grymas bólu - co do medykamentów bandaże wystarczą chyba w zupełności, za to mój obecny stan niewątpliwie pomoże mi wreszcie zastosować się do zaleceń mistrza. Nie ma mowy o lataniu.
      Z pewnym trudem zsunęła luźny płaszczyk i wyprostowała skrzydła rzucające teraz na ściany w promieniach poranka długie cienie.
      - Hmm... - mruknęła do siebie bardziej niż do towarzyszki - z nimi chyba wszystko w porządku, jednak z moimi manierami to chyba nie bardzo - ponownie uśmiechnęła się przypominając sobie, że zajęta świeżymi obrażeniami zapomniała się przywitać. - Jestem Philomela, ale możesz mnie nazywać Filis. Zresztą ptaszyska nakarmiłam to byłabym zaszczycona mogąc postawić swojej wybawczyni herbatę, albo może i coś mocniejszego. Bo za medyka to raczej podziękuję. Zerknęła na okrywający jej rękę opatrunek.
      - Zresztą jak widzę to naprawdę świetna robota. Dziękuję. I przepraszam za ten nagły atak na twoje drzwi. Następnym razem postaram się pukać delikatniej.

      Usuń
  4. - Ostatni raz decyduję się na czytanie po nocach w bibliotece - powiedział Ignatius cichutko, sam do siebie i w ciszy wyjrzał przez drzwi na Salę Spotkań. Na jego szczęście ziała pustkami, promienie wstającego słońca oświetlały prawie każdy jej zakamarek. Westchnął cicho i spojrzał z dezaprobatą na swoje pogniecione ubranie. Przysiadł wieczorem tylko na chwilę do jednego ze stolików w bibliotece, by przejrzeć jedną książkę i nim się obejrzał jego film się urwał. Obudził się przypadkiem, zbłąkana mucha przysiadła na jego policzku i nawet miał ochotę jej podziękować. Wolał nie myśleć, jak bardzo byłoby mu wstyd, gdyby ktoś ujrzał go śpiącego w bibliotece, z rozwianą czupryną i pogniecionymi ciuchami.
    Ponownie spróbował doprowadzić do porządku swoją grzywkę i powoli wszedł do dużego pomieszczenia. Cel był prosty, w ciszy przemknąć się na górę, do swojej sypialni. Na pewno było to do wykonania, już był prawie w połowie drogi.
    Tak łatwo to przynajmniej oceniał, dopóki nie poczuł na sobie czyjegoś zaciekawionego spojrzenia. Odruchowo zesztywniał i jęknął żałośnie. Odwrócił się w stronę sali, a jego wzrok padł na czarnowłosą dziewczynę w kimonie.
    - Witaj! - powiedział starając się brzmieć spokojnie, choć czuł, że ręce zaczynają mu się trząść. Wstyd, wielki wstyd! I to jeszcze przed prawdopodobnie nową osobą w Gildii! - Nie spodziewałem się nikogo o tak wczesnej porze. Chyba się nie znamy, jestem Ignatius.

    OdpowiedzUsuń
  5. - Jak to nowy szpieg! Nie zamierzam nikogo niańczyć. Ledwie daję radę samą siebie jako tako zamaskować, a każecie mi jeszcze wlec ze sobą na misje jakiegoś żółtodzioba, absolutnie się nie zgadzam - wykrzyknęła Sorelia gwałtownie uderzając pięścią w stół. Stojący przed nią medyk spuścił głowę i westchnął tylko przeciągle, co wyrażało absolutną desperację i głębokie ubolewanie, że nie zdołał równie szybko jak pozostali wymyślić jakiejś wymówki byle tylko uniknąć przedstawienia sobie tych dwóch młodych osóbek. Kto inny być może wykłócałby się, przywoływał setki argumentów, ale satyr był istotą nadto łagodną by z byle powodu wszczynać kłótnię, a to w tym konkretnym przypadku pretendowało go do takowej awantury wysłuchania. Wzruszył więc teraz ramionami i usiadł za swoim biurkiem udając, że szuka czegoś między licznymi fiolkami ukrytymi w czeluściach szuflady.
    - Panno Sorelio, rozumiem pani wzburzenie związane z faktem, iż dowiaduje się panienka o kwestii w pani pracy zasadniczej tak niespodziewanie, ale ze swej strony zapewniam, że panienki nowa współpracowniczka nie wymaga szkolenia, a być może będzie mogła sama wiele panienkę nauczyć. - uśmiechnął się przepraszająco.
    - Znaczy co! Nie radze sobie tak?! Chcecie mnie wymienić na lepszy model!? Wiecie ile ja muszę znosić? Wszystkim wydaje się ze to czysta przyjemność mizdrzyć się do tych wypacykowanych lalusiów, gadać z bandą podstarzałych damulek o metodach kręcenia loków?
    Zarzucony stosem oskarżeń i zwyczajnie zakrzyczany Ravi chwycił się za głowę.
    - Znów nie tak - zaprotestował - chodzi o to abyście się poznały. Tylko poznały panienko Soreli, aby w przyszłości móc skuteczniej współpracować.
    - Nie będę z nikim współpracować, ale jeśli już koniecznie muszę to mogę poznać tą nową, żeby jej przypadkiem w ferworze walki oka nie podbić.
    Medyk zdawał sobie doskonale sprawę jak bardzo przesadzone są obawy młodej arystokratki, ale wolał zachować swoje przemyślenia dla siebie.
    - To gdzie ona jest?
    Zapytała młoda Acantówna zakładając ręce.
    - Tak się składa, że w sąsiednim pokoju - zakomunikował cicho i jakby lękliwie satyr. Sorelia spłonęła rumieńcem. Nie chciała być niegrzeczna, ale teraz nie mogła się wycofać. Tym bardziej, że jej rozmówca otworzył już drzwi za którymi dojrzała siedzącą na krześle ciemnowłosą kobietę. Nagle z siłą uderzenia gromu powróciły do niej wspomnienia z ubiegłej nocy. Banda oprychów i kobieta która pojawiła się nie wiadomo skąd i ocaliła jej życie. Wykrzywiła usta w kształt czegoś co miało przypominać uśmiech. W tym czasie Ravi dokonał krótkiej acz uprzejmej prezentacji.
    - Panno Sorelio mam zaszczyt przedstawić panienkę Yurukę Kirihimę, Panno Yuruko przedstawiam panienkę Sorelię Acantus. Myślę ze na nic już się panienką nie przydam wiec pozwolę sobie oddalić się do swoich obowiązków - wyrzucił z siebie uprzejmie, aczkolwiek z wyraźnym pośpiechem i z wyraźną ulgą znikł za drzwiami mając nadzieję, ze nie przyjdzie im do głowy go zatrzymać. Czując że jej twarz jest nadal czerwona Sorelia usiadła naprzeciw nieznajomej.
    - My się chyba znamy...
    Odpowiedziała jej cisza. Nic dziwnego po tej awanturze w przedpokoju.
    - Wtedy w przystani...To byłaś ty... chciałam podziękować i przeprosić za to czego musiałaś wysłuchać. Nie wiedziałam ze chodzi o ciebie... pewnie wszystko słyszałaś, prawda... W każdym razie przepraszam.
    Spuściła głowę oczekując na reakcję kobiety.

    OdpowiedzUsuń