poniedziałek, 16 lipca 2018

"Mądra decyzja, podjęta z niewłaściwych powodów, może być błędna."








Tilly "Alice" Hatter
 29.02 - 20 lat || Złodziejka Magi (na zlecenie) || Mag || Defros


“Wielkość ludzkiej osobowości zaczyna się już w godzinie narodzin.”
Nastał ten jeden dzień w roku. Zdarzał się on tylko raz na cztery lat. Można powiedzieć, że był on wyjątkowy na swój sposób. Burza śnieżna szalała jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Widoczność była znikoma. Wiele osób bało się o swój dobytek. Nie chciało stracić jednych rzeczy, jakie posiadało. Szczególnie, że gdy poprzednio w Defros panowała taka pogoda, nie było za ciekawie. Spora grupa mieszkańców utraciła domy czy miejsca pracy. Także ci, którzy nie zdążyli na czas, wrócić do zacisza domowego kominka nie mieli żadnych szans w walce z żywiołem. Zamarzli. Jednak w tym czasie zdarzył się coś zaskakującego. Przez co małżeństwo Hatter kompletnie nie przejmowało się tym, co się działo poza ścianami ich domu. Cała ich uwaga była skupiona na małym zawiniątku, które pojawiło się nagle. Nikt nie podejrzewał, że dziewczynka postanowi miesiąc wcześniej wydostać się na świat.
- Jest idealna — wyszeptała kobieta, patrząc z rozczuleniem na swą córkę, która znajdowała się w jej ramionach.
- Nasza piękna niespodzianka. Nasz mała Tilly — powiedział równie cicho Alastair, uśmiechając się do żony i chwytając delikatnie w palce, drobną rączkę.

“Ludzi cierpiących po stracie kogoś bliskiego w żaden sposób nie można pocieszyć. Oni po prostu muszą to przecierpieć.”
Mała dziewczynka stała na schodach, uważnie przyglądając się swym rodzicom. Jej matka leżała w łóżku, przykryta kołdrą i kocem po szyję. Mimo to nadal lekko drżała. Twarz miała bladą, a oczy wyrażały zmęczenie i bezsilność. Alastair siedział na drewnianym stołku stojącym obok. Trzymał żonę za rękę i patrzył na nią smutno. Trzylatka nie rozumiała tego, co działo się właśnie w jej domu. Jedyne co zakodował jej umysł to to, że coś się stało jej rodzicielce. Nie zastanawiając się dłużej, zbiegła po schodach i tak szybko, na ile pozwalały jej krótkie nóżki, znalazła się przy kobiecie. Wspięła się na palce, aby móc, chociaż po części zobaczyć ją.
- Mamusiu? Wsystko dobze? — zapytała niepewnie, sepleniąc przy tym i starając się wspiąć jeszcze wyżej.
Dopiero w tym momencie małżeństwo zauważyło obecność tej małej istotki. Alastair puścił dłoń żony i chwycił dziewczynkę. Po chwili Tilly siedziała już na kolanach ojca.
- To nic takiego… Wszystko będzie dobrze, kochanie — powiedziała słabo Cassiopeia, wyciągając przy tym dłoń, którą ścisnęła lekko rączkę córki.
Oczywiście trzylatka uwierzyła matce. W końcu ona nigdy nie okłamałaby jej? Po co miałaby to robić?
Jednak prawda była inna… Tego samego dnia kobieta zasnęła i już nigdy więcej się nie obudziła… W ten sposób Pomór zabrał Tilly mamę...

“...Jeśli potrafisz o czymś marzyć, potrafisz także tego dokonać…”
- Tato! Musisz zobaczyć, co znalazłam! — z oddali było słychać piskliwy głosik siedmiolatki.
Alastair wstał z drewnianego, dość starego krzesła i od razu skierował się w stronę córki. Po chwili znalazł ją siedzącą przy krzakach, które to przytrzymywała rączkami, uparcie wpatrując się w coś, co się w nich znajdowało. Mężczyzna podszedł bliżej i spojrzał w tamto miejsce. Momentalnie w oczy rzucił mu się pewien przedmiot. Był on ewidentnie wykonany z drewna. Można by rzec, że była to zwykła gałąź. Jednak na końcach rozdzielał się na dwie części. Wyglądał, jakby ktoś naprawdę mocno starał się, aby przedmiot był w takim, a nie innym kształcie. Wtem Tilly puściła jedną ręką krzaki i postanowiła chwycić ów obiekt. Kiedy tylko jej palce zderzyły się z drewnem, momentalnie po obu stronach zapłonął fioletowo-różowy ogień. Dziewczynka przestraszona nagłym zjawiskiem, szybko odsunęła się od najprawdopodobniej swego rodzaju różdżki, jak podejrzewał Alastair.
- Skąd to masz? — zapytał mężczyzna, powoli i wyraźnie wypowiadając każde słowo, uważnie obserwując przy tym małą istotkę.
- Widziałam wiele osób i stworzeń używających magii. Też tak chciałam tato… W tym samym momencie, gdy powiedziałam do siebie, że bardzo, ale tak bardzo bardzo, chciałabym móc robić to, co oni, zobaczyłam błysk światła w krzakach. Jednak bardzo szybko zniknął. Podeszłam więc do nich i rozchyliłam gałęzie. Wtedy zauważyłam to coś i zawołałam cię — wyjaśniła szybko Tilly, patrząc się cały czas uważnie na drewniany przedmiot, jakby bała się, że zaraz ożyje.
Mimo tego, że siedmiolatka nie wiedziała, co do końca się wydarzyło, jej ojciec był pewien jednego. Moce jej córki zaczęły się ujawniać. Mimo że liczył, że nie odziedziczy ich po matce. Mało tego… Przez „różdżkę” staną się jeszcze bardziej widoczne. Nieokiełznane. Alastair wiedział jedno. Musiał w końcu skonfrontować się z osobą, z którą od dawna nie utrzymywał kontaktu i wolał go nie naprawiać. Musiał pójść po pomoc do swego brata...


“Lepiej jednak skończyć nawet w pięknym szaleństwie, niż w szarej, nudnej banalności i marazmie.”
art pochodzi z LoLa
- Tilly? — na twarzy Alastaira było widać niepewność i niepokój.
Mężczyzna nie był pewny, co mają oznaczać dziwne fiolki w pokoju jej córki. Także to, co znajdowało się na płótnie. Wielu płótnach.
- Tak tatku? — dziewczyna momentalnie odwróciła się w stronę ojca.
- Wszystko okej? Co się dzieje? — zapytał tylko, dłońmi wskazując na te wszystkie niespotykane dla niego rzeczy, po nie potrafił zbytnio ubrać tego w słowa.
- To nic takiego. Nie masz się czym martwić tatusiu — Tilly uśmiechnęła się lekko do mężczyzny.
- A te fiolki? Obrazy? — ten mimo wszystko nadal desperacko pragnął dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodziło.
- Jak pewnie wiesz, wujek Matt uczy mnie magii. Jak ją opanować i jej używać. Dzięki niemu wiem już jak wykorzystywać swe moce. Wiem, że mogę stworzyć rzeczy czy stworzenia tylko dzięki temu, że je sobie wyobrażam, ale także to, że ma to swoją cenę, dlatego nie mogą przesadzać. Jednak przechodząc do sedna sprawy. Fiolki. To zapewne one cię ciekawią. Trzymam w nich magię. Wujek mi je dał ostatnio. Uczył mnie, że jestem zdolna zabierać magię z różnego rodzaju przedmiotów, a także osób czy stworzeń. Powiedział, że w momencie, gdy ją zdobędę to mam ją w nich schować. Jeżeli nie zamknę jej w nich, to me ciało wchłonie to wszystko. A gdy będę miała tego w sobie za dużo, to całkowicie stracę kontrolę i nigdy nie uda mi się nad nią zapanować. A jeżeli chodziłoby o obrazy… Jest na nich wspaniałe miejsce. Z moich snów. Wiesz… Jest bardzo podobne do tego, o którym mi opowiadałeś. Tego, gdzie trafiła Alice. Uwielbiam je. Chociaż czasami robi się naprawdę mroczne, jak sam zresztą możesz zobaczyć na płótnie, to nadal jest piękne. Naprawdę nie masz o co się martwić tato — z każdym słowem uśmiech dziewczyny rósł, a w jej oczach można było zobaczyć coś niepokojącego.
Niektórzy mogliby powiedzieć, że był to zalążek szaleństwa...

“A co to znaczy, że coś wypada? Gdyby ludzie się umówili, że wypada nosić twaróg na głowie, nosiłabyś?”
- Tilly… Kochanie… Proszę cię, załóż w końcu tę sukienkę — westchnął ojciec, patrząc wręcz błagalnie na trzynastolatkę.
- Powiedziałam ci już, że nie będę chodziła w sukienkach. Chcę normalnie ubrać spodnie — mówiąc to, dziewczyna wywróciła oczami, mając powoli dość rozmowy z tatą.
- Ale Słońce… Nie wypada tak iść na ślub w spodniach — Alastair nie wiedział już, co mógł zrobić, aby przekonać córkę, aby zmieniła zdanie.
- A co to znaczy, że coś wypada? Gdyby ludzie się umówili, że wypada nosić twaróg na głowie, nosiłbyś? - warknęła, nadal uparcie stojąc przy swoim i nie mając najmniejszego zamiaru ulec ojcu. Mimo że ta sukienka w sumie nie była taka najgorsza, to Tilly za żadne skarby by tego nie przyznała. To nie leżało w jej naturze. Jak sobie coś postanawiała, to już do końca pozostawała przy tym. Choćby nie wiadomo co się działo.

“Czasem jeszcze przed śniadaniem wierzę w sześć niemożliwych rzeczy.”
- Nadal nie mogę w to uwierzyć. Zabrałaś mnie ze sobą, aby wykonać to zlecenie — młody blondyn mówił podekscytowany. Nigdy nie miał szans wykorzystać swych mocy w terenie. A co dopiero w towarzystwie dziewczyny znanej wszystkim pod pseudonimem Alice?
- To uwierz, bo taka okazja rzadko się zdarza. Praktycznie zawsze pracuję sama — wymamrotała dziewczyna, odwracając się do swego towarzysza i posyłając mu lekki uśmiech.
- To niemożliwe... — powiedział do siebie, nadal nie mogąc w to uwierzyć.
- Nasz świat jest pełen dziwnych, wręcz niewyobrażalnych stworzeń czy osób. Jeszcze się przekonasz. A jeśli chodzi o mnie, to czasem jeszcze przed śniadaniem wierzę w sześć niemożliwych rzeczy — Tilly zaśmiała się głośno, nie zwracając kompletnie uwagi na to, czy ktoś ją zauważy. Liczyła się tylko ta chwila. Nie przeszłość. Nie przyszłość. Teraźniejszość. Ten moment. Tylko on interesował Alice. Reszta była bez znaczenia.

“Tak odbiło ci zbzikowałeś, ale powiem ci coś w sekrecie, tylko wariaci są coś warci.”
art by lucpinkey
Kiedy tylko w zasięgu wzroku blondynki pojawił się Alexander, ta momentalnie zerwała się z miejsca i podbiegła do niego. Przez nieuwagę potknęła się i zapewne wylądowałaby na ziemi z wieloma ranami, gdyby nie silne ramiona jej przyjaciela, który widząc, co się dzieje, szybko złapał dziewczynę.
- Tilly, powinnaś bardziej uwa… — zaczął, jednak ta mu przerwała.
- Alex. Ty też to słyszałeś? — wyrzuciła z siebie słowa, z taką prędkością, że szatyn ledwo dał radę je zrozumieć.
- Czy słyszałem co? — zapytał, pomagając blondynce stanąć stabilnie.
- Te głosy! Są wszędzie! Jest ich tak wiele! Tu też je słychać! Musisz je słyszeć! — Alice podniosła głos, patrząc uważnie na Alexandra.
- Ja… Nikogo nie słyszę — powiedział niepewnie.
Tilly już nic nie odpowiedziała. Zaczęła jedynie coś mamrotać do siebie. Alexander jednak nie przejmował się tym. To nie był pierwszy raz, kiedy jego przyjaciółka robiła dziwne rzeczy. Wiedział, że była szalona. Ale jak to lubił powtarzać... Tylko wariaci są coś warci...


“Zawsze wyglądaj tak, jakbyś miała spotkać miłość życia, albo najgorszego wroga…”

- Jeszcze raz. Proszę opisać, jak wyglądała — strażnik uważnie wpatrywał się w mężczyznę.

Ten wziął głęboki wdech i ciężko wypuścił powietrze.
- Była to raczej średniego wzrostu dziewczyna. Na oko mogła mierzyć ze sto sześćdziesiąt pięć centymetrów. Może trochę więcej. Wątła budowa ciała. Jednak niech pana to nie zmyli. Brak mięśni nadganiała swą zwinnością i szybkością. Nie można zaprzeczyć, że mimo szczupłej sylwetki, posiadała kobiece kształty. Z całą pewnością była to blondynka. Nie jestem pewien czy dobrze zauważyłem, ale jej włosy były pofalowane i sięgały mniej więcej do ramion. Niewielkie usta i nos, zadarty lekko do góry. Oczy… Nigdy ich nie zapomnę. Były fioletowe. Na początku wydawały mi się całkiem puste. Jednak po chwili zrozumiałem, że się myliłem. Widziałem w nich szaleństwo, a także determinację — czarnowłosy mężczyzna mówił z zapałem.
- Jak była ubrana?— strażnik miał już pewne podejrzenia co do tego, kim była owa złodziejka. Jednak potrzebował jeszcze jednej informacji, aby mieć stuprocentową pewność.
- Miał na sobie długie czarne albo brązowe spodnie zrobione ze skóry. Do tego dość specyficzną niebieską bluzkę i niewielką narzutę na ramionach z kapturem, który miała założony na głowę. Posiadała także dość gruby pasek ze średniej wielkości torbą. Przez ramię miała przypięty kolejny pas, z przymocowanymi do niego fiolkami i sakiewkami. Na każdej ręce znajdowały się dwie bransolety. Jedna na nadgarstku, a druga w okolicy łokcia. A w dłoni… W dłoni trzymała dość sporych rozmiarów różdżkę…
Strażnik po tych słowach był już stuprocentowo pewny z kim miał do czynienia i nie był tym zachwycony. Westchnął i powiedział tylko jedno słowo:
- Alice...

“Nieważne, jak utalentowany, bogaty czy inteligentny jesteś. To, jak traktujesz zwierzęta, mówi mi o tobie wszystko, co potrzebuję wiedzieć.”
art by cypherx
Obok osiemnastolatki dumnie kroczyła pewna kotka. Jednak nie była taka zwyczajna. Jej sierść była srebrno-niebieska. Oczy miała bardzo podobne do swej przyjaciółki. Tak samo fioletowe i pełne determinacji. Ogon, z piękną puszystą końcówką, ciągle kołysał się na boki. Kotka ta zowie się Silver. Jednak to nie Tilly wymyśliła to imię. Stworzenie samo kazało się tak nazywać. Niewiele osób o tym wiedziało, ale potrafiła ona rozmawiać z ludźmi w myślach, a także teleportować się na niewielkie odległości.
- Masz może jakieś nowe zlecenie? - zapytała kotka.
- Tym razem mamy wolne. Nikt nowy się nie zgłosił — powiedziała Alice, nawet nie patrząc na przyjaciółkę.
- Czyli kolejny nudny dzień. Świetnie — westchnęła. Od tygodnia nic się nie działo, a jej tak bardzo brakowało akcji. Przygody. Adrenaliny w żyłach. Nie lubiła siedzieć w miejscu.
Nim blondynka się obejrzała, Silver już nie było. Teleportowała się w tylko sobie znane miejsce. Jednak dziewczyna nie martwiła się. Jej towarzyszka zawsze wracała. Prędzej czy później pojawiała się przy niej.
Inne
- Tilly jest osobą biseksualną. Nie obchodzi ją to jakiej płci będzie jej druga połówka. Uważa, że nie kocha się kogoś za płeć tylko za to, jaką jest osobą.
- Uwielbia jazdę konną i całkiem dobrze jej to idzie.
- Kiedyś Alexander uczył ją jak posługiwać się mieczem, a także łukiem. Obydwa nie szły jej jakoś dobrze. Chociaż współpraca z drugim przedmiotem przychodziła jej znacznie łatwiej. Niby nadal coś z tego pamięta. Ale nie ma pewności czy nie chybi i ktoś przez przypadek oberwie strzałą.
- Ma słabą głowę do alkoholu, dlatego raczej stara się go unikać.
Em... Dzień dobry?
Od razu muszę pogratulować wszystkim, którym udało się dotrwać do końca tego KP. Co więcej, coś z tego zrozumieli! Rzadko robię takie "otwarte" KP, do tego w formie samych fragmentów historii postaci, więc liczę na to, że jako tako coś z tego wyszło.
Mam nadzieję, że szybko odnajdę się na blogu i będziemy się razem dobrze bawić!
A jakby ktoś chciał kontakt do mnie... Howrse - Tiago || Mail - magicstory6@gmail.com
Postać można wykorzystywać w swoich notkach/
P.S. Po najechaniu na główny art pojawiają się krótkie informacje o dziewczynie.


Główny art pochodzi z LoLa.
Prawa autorskie do artów pochodzących z LoLa należą do Riot Games.

4 komentarze:

  1. [Karta po prostu wspaniała i naprawdę oryginalna. Dobrnęłam do końca i jestem po prostu zachwycona. Na pewno ten czas nie został zmarnowany. Miałam już wczoraj się przywitać, ale dopiero dzisiejszy spacer z pieskiem w czasie deszczu nasunął mi koncepcję - mam nadzieję, że się spodoba. Jak dobrze pójdzie Philomela też się niedługo przywita]

    Fatalną wybrała sobie Sorelia porę na podróż do gildii, jednak ciężko ją oto winić skoro o poranku pogoda była jeszcze słoneczna, choć nieco mglista, a nad lasem wznosiły się kłębiaste obłoki, tak nisko iż zdawało się iż zahaczą o wierzchołki sosen które ciemnym, choć chwiejnym konturem odcinały się na linii horyzontu. Była już od jakiejś godziny w drodze kiedy nagle o wyschniętą powierzchnię drogi uderzyły pierwsze krople deszczu, a wkrótce ulewa rozszalała się na dobre. Ostry przenikliwy wiatr ciął jej twarz strugami rzęsistego deszczu, a końskie kopyta zamiast tabunów kurzu wzbijały w górę fontanny błota przyklejającego się do odzienia kobiety, która jakkolwiek starała się trzymać blisko końskiej szyi nie raz i nie dwa w czasie tej drogi poczuła na twarzy dotyk wichry i potrącanych w pędzie gałęzi. Na mokradłach nie było lepiej. Twarz już miała umazaną nieprzyjemną brunatną substancją, jakby nałożyła na nią jakieś barwy wojenne, suknia stała się ciężka od wody, a mokre włosy uderzały w ramiona niczym bicze, do tego króciutkie kosmyki na przedzie przyklejały się jej teraz do czoła i żadną miarą nie była wstanie doprowadzić ich do porządku. Nic więc dziwnego, że do gildii dotarła przemoczona do suchej nitki. Wpadła na podwórze i puszczając luzem swoją klacz by sama odnalazła stajnię ruszyła w kierunku drzwi. Wolała nie pokazywać się w takim stanie w tym przybytku objętym władzą stajennego, bo jakkolwiek przepadał za końmi i pozwalał im dosłownie na wszystko nie znosił, gdy mu przeszkadzano. Kolejną kwestią był fakt iż w tym stanie znalazłszy się raz pod dachem raczej nie prędko zdecydowałaby się na wyzbycie tego luksusu i najpewniej zabawiłaby tam znacznie dłużej niż powinna. Nagle zdjął ją strach. A co jeśli drzwi będą zamknięte? Czy zdoła wytrwać w tej ulewie. Nic wiec dziwnego ze widząc otwarte drzwi rzuciła się w ich kierunku jak oszalałą nie bacząc na strój i tak znajdujący się w opłakanym stanie. Wejścia mógłby jej pozazdrościć nie jeden dziad wędrowny. Jakby bowiem mało było jej tego dnia błota i przygód zanim związanym poślizgnęła się na mokrym mchu porastającym chodnik i wylądowała w pozycji poziomej przed nieznajomą blondwłosą kobietą. Owszem Sorelii zależało na tym by nie odstawać od reszty członków gildii i często w czasie wizyt tutaj starała się ukryć swoje arystokratycznie pochodzenie, ale stan w jakim się obecnie znajdowało jednoznacznie wykluczał takie podejrzenia. Wstała więc pospiesznie otrzepując tylną część ciała gdzie plecy tracą szlachetną nazwę, jakby naprawdę miało to coś pomóc:
    - Przepraszam,jestem Sorelia Acantus i bardzo chciałabym prosić by jeszcze przez chwilę nie zamykała pani tych drzwi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [O boże... Okropnie przepraszam, że dopiero teraz odpisuję, ale jakoś tak świadomość pisania tak jakby opka w komentarzach blokowała mnie, jeszcze nie do końca przyzwyczaiłam się do myśli, że niektóre sytuacje się w nich dzieją :/
      Oczywiście bardzo dziękuję za miłe słowa. Odetchnęłam z ulgą gdy przeczytałam, że jednak to wszystko ma jakiś sens ^^]

      W końcu dotarłam do miejsca, które najprawdopodobniej miało stać się moim nowym domem. Do Gildii Kissan Viikset. Zachwycona podziwiałam wszystko wokół mnie. W oddali widziałam ogrody. Na pierwszy rzut oka mogłam powiedzieć, że były piękne. Na pewno w najbliższej przyszłości musiałam się tam wybrać. Szczególnie że znajdowały się tam chyba jakieś małe, latające stworzonka… Albo to tylko moja wyobraźnia płatała mi figle. Mniejsza z tym. Jedyne co nie pasowało mi w tym miejscu to brak mego przyjaciela. Alexandra. Tylko on potrafił mnie w pełni zrozumieć. Jakby tylko mógł tu być… Byłoby idealnie. Uśmiechnęłam się sama do siebie i skupiłam się na tym, co miałam przed sobą. Masywnymi drzwiami prowadzącymi do głównego budynku. Czułam na sobie na krople deszczu, ale nie przejmowałam się tym. Lubiłam deszcz. Nie minęło pięć minut, a ja zdecydowałam. Czas się zmierzyć z tym, co ma być. Wyciągnęłam rękę i spróbowałam otworzyć drzwi. Nie ruszyły się. Jednak gdy położyłam na nich obie dłonie i mocno popchnęłam, uchyliły się.
      - Nareszcie — odetchnęłam z ulgą.
      Mocniej naparłam na nie. Mogłam już wejść do środka. Zrobiłam kilka kroków, dzięki którym znalazłam się wewnątrz budynku. Odwróciłam się z zamiarem zamknięcia drzwi, kiedy jakaś kobieta poślizgnęła się na mokrym mchu porastającym chodnik i wylądowała płasko przede mną. Wstała jednak pospiesznie, otrzepując tylną część ciała.
      - Przepraszam, jestem Sorelia Acantus i bardzo chciałabym prosić, by jeszcze przez chwilę nie zamykała pani tych drzwi.
      - Dobrze. Nie ma sprawy — wzruszyłam ramionami i zaśmiałam się krótko.
      Kobieta szybko podziękowała i mijając mnie, weszła do środka. Zamknęłam za nią drzwi i od razu podbiegłam do Sorelii.
      - Tak w ogóle to Tilly jestem. Chociaż większość osób zna mnie jako Alice. Jestem nowa tutaj. A ty? Długo już należy do gildii? Wiedziałaś, że mają tu piękne ogrody. Wydaje mi się, że widziałam w oddali, jak latają po nich jakieś chochliki — mówiłam trochę bez ładu i składu, a sama szybkość wypowiedzi raczej nie pomogła w zrozumieniu mnie.
      Widząc dość zdezorientowaną minę kobiety, parsknęłam śmiechem.
      - Przepraszam, ale wyglądałaś komicznie — powiedziałam po chwili i wzięłam głęboki wdech. - Wiesz może, gdzie powinnam teraz pójść, bo w sumie to nie pamiętam już, gdzie miałam się kierować po swym przybyciu? - posłałam Sorelii szeroki uśmiech.

      Usuń
    2. [przepraszam, że tyle to trwało]
      Zmrużyła oczy obrzucając nowo poznaną osóbkę badawczym spojrzeniem, mającym zdradzić jej, czy w istocie nigdy wcześniej nie miały przyjemności się spotkać. Utwierdziwszy się w przekonaniu, iż kobieta w istocie dopiero przybyła do siedziby gildii uśmiechnęła się do niej przyjaźnie i postarała się uchwycić sens jej dosyć żywej i bezładnej wypowiedzi. Jedyne co udało jej się stwierdzić to fakt, iż cały słuchany przez nią jednym uchem potok słów kończył się znakiem zapytania i tym samym wymagał jakiejś wypowiedzi. Domyśliła się też, iż dziewczyna zwyczajnie jak osoba nowa w tym miejscu pyta ją zwyczajnie o wszystko. Uśmiechnęła się, więc jeszcze bardziej czarująco starając się pokryć swoje zmieszanie i zaczęła niepewnie:
      - Nie wiem, czy jestem odpowiednią osobą na takie pytania, właściwie na co dzień tu nie mieszkam choć jestem członkinią już od kilku miesięcy... powiedzmy, że to dość długa i skomplikowana historia, ale pewnie i tak wkrótce o mnie usłyszysz - mrugnęła znacząco do rozmówczyni. Czuła się coraz swobodniej w jej towarzystwie, a może to wpływ tych murów, gdzie mogła wreszcie skończyć z udawaniem, czy raczej zmienić maskę. Na zewnątrz była wielką, damą zimną i wyniosłą, a tu zwyczajną dziewczyną, jedną z wielu, twardą i zdecydowaną. Koniec końców by utwierdzić się w tej postawie oznajmiła z nieukrywaną pewnością siebie - Nie ma sensu tak tu sterczeć na korytarzu. Zajdę tylko do Iriny... - urwała wpatrując się w mokrą plamę jaka powstała dookoła jej sukni - tak właśnie zrobię nim dostanę kataru lub dopadnie mnie sprzątaczka. A potem możemy razem zajść do mistrza. On już najlepiej cię poinstruuje co dalej robić. I tak się do niego wybieram żeby zdać raport.
      Postąpiła kilka kroków w stronę kuchni, ale nagle jakby przypominając sobie coś ważnego obróciła się na pięcie i machnęła dłonią w stronę Tilly.
      - No chodź może znajdzie się jeszcze dla nas coś dobrego na przekąskę. A wypieki naszych kucharzy warte są nawet wysłuchania całej tej litanii o złych skutkach chodzenia po deszczu.

      Usuń
  2. Za oknem zapadła już noc i ponad szczytami wiotkich sosen, ponad mgłami podmokłych łąk i ponad dachami odległego miasta zawisła ciężka kotara ciemności usiana miliardami lśniących, gwiezdnych punkcików. Powietrze wciąż jednak brzemienne upałem i całodziennym zaduchem zdawało się pochłaniać wilgoć rosy zanim zdążyła dotrzeć na ziemię i osiąść na nieruchomych źdźbłach mrących od przeciągającej się suszy. Na granicy szczególnie taka pogoda była uciążliwa, po pierwsze z powodu ciężkich niosek przyklejających się gładką skórzaną powierzchnią do spoconych pleców, po drugie złośliwe gałązki trzaskające pod nieostrożnymi stopami i ściągające niebezpieczeństwa. Teraz mogła odetchnąć wsłuchując się w niemrawe odgłosy wieczornego koncertu zwierząt. Nagle usłyszała za sobą kroki. Chwilę nie reagowała pozwalając tajemniczej osobie podejść bliżej. Okazało się, iż jest to jedna z kelnerek, co przyjęła z nieudawaną obojętnością. Tego dnia nawet atak wygłodniałego smoka nie zrobiłby na niej wrażenia. Była tak zmęczona, że postanowiła odłożyć podróż do gildii na dzień następny.
    - Bernolds ma dla ciebie jakieś wieści, które podobno cię zainteresują - oznajmiło konfidencjonalnym głosem dziewczę. Skinęła głową i zamierzała wrócić do przerwanego zajęcia, ale owe niezwykłe informacje będące w posiadaniu karczmarza, choć w życiu by tego nie przyznała zainteresowały ją i czuła, że może to być coś naprawdę ciekawego. Leniwie wiec i z pewną nonszalancją powlekła się do baru. Znudzenie walczyło w niej z ekscytacją i nie bardzo wiedziała której emocji zaufać. Siadła wiec ciężko na którymś ze stołków i pytającym spojrzeniem przywołał znajomego.
    - O co chodzi?
    - Cóż za zaszczyt, że też mnie biednemu karczmarzowi udało się przyciągnąć uwagę...
    - Zamilcz, bo sobie pójdę - zagroziła unosząc ostrzegawczo palec - albo nappierw powiedz mi o co chodzi
    Doskonale wiedział, że za chwilę może stracić jej uwagę, więc przeszedł no rzeczy bez dalszych wstępów:
    - Tam pod ścianą - wskazał ruchem głowy - siedzi pewna młoda kobieta, podobno z Defros i podobno zmierza do gildii. Może potrzebuje twojej ochrony?
    Unosząc lekko brwi Filis przyjrzała się blondynce sączącej spokojnie napój.
    - Myślę, że akurat ona najmniej potrzebuje mojej pomocy
    Mimo to poczęła powoli iść w stronę nieznajomej. Wreszcie bez pytania zajęła miejsce na przeciwko.
    - Słyszałam że panienka wybiera się do gildii - zaczęła niezbyt zręcznie rozmowę - Nazywam się Philomela Cantillas. Jestem tam sokolnikiem, ale chyba nie miałyśmy jeszcze okazji się spotkać.

    OdpowiedzUsuń