sobota, 14 lipca 2018

Od Soreli

Z uśpionej w mrokach nocy przystani raz po raz dolatywał ją miarowy łoskot fan wdzierających się długimi, spienionymi językami na kamienista plażę. Gdzieś w mroku drzemały martwe kadłuby opuszczonych na noc brek, których długie maszty oblane trupiobladym blaskiem księżyca, niczym ostro zakończone kości ze szkieletu pradawnej istoty rozdzierały płachty mgły drgające bezgłośnie ponad przystanią. Gdzieś tam jednak w dokach słychać było gorączkową pracę z daleka wiadomą po igrającym w powietrzu płomyczku, przypominającym te zdradliwe bagienne ogniki i głośnych sapiących oddechach pracujących. Młoda kobieca postać zatrzymała się na nabrzeżu kryjąc za jedną z rozlatujących się bud i mrużąc piwne oczy wpatrywała się badawczo w ciemność. Nagle drgnęła słysząc ponad sobą jakiś ruch. Szmer był dosyć cichy ledwie słyszalny i pewnie przypisałaby go jakiemuś wąsatemu dachowcowi, gdyby domniemany kot nie przemówił do niej zupełnie ludzkim i w dodatku dość zniecierpliwionym głosem:
- Właśnie dlatego pracuję sama, nie sądziłam aby w gruntownym wykształceniu damy nie mieściły się lekcje punktualności - zakpił niewidzialny towarzysz. Uniosła głowę i dostrzegła zgrabną kobiecą sylwetkę odcinającą się ciemną plamą na tle jasno świecącego księżyca. Natychmiast poznała swoją współpracowniczkę. Uśmiechnęła się kwaśno i odparła z nie mniejszą irytacją w głosie:
- Przecież już jestem kotku, po co te nerwy, wyobraź sobie ze nie każdy może sobie pozwolić na luksus bycia wolnym strzelcem, niektórzy mają jakieś zobowiązania.
- Uważaj bo podrapię. Szkoda ze w komplecie do tych zobowiązań nie mają priorytetów.
Wyczerpana pełnym nieprzyjemności dniem arystokratka nie miała najmniejszej ochoty się kłócić, nawet jeśli nie podejrzewała szpiegini o złe intencje. Westchnęła więc i spuściła z rezygnacją głowę.
- Masz rację Yoruka, przepraszam. Miałam dzisiaj bardzo zły dzień, a co najgorsze czuję, że noc nie będzie lepsza.
Wspięła się z umiarkowaną zręcznością na daszek i ułożyła obok dziewczyny.
- Ubrałaś sukienkę? Nawet jako szpieg musisz być elegancka prawda? Jak narażać życie to z gracją.
Zażartowała, ale najwidoczniej panna Acantus nie specjalnie zrozumiała jej intencję bo natychmiast zabrała się do wyjaśnień.   
- To nie tak, tylko gdyby mnie ktoś spotkał o tej porze na ulicy, to lepiej żebym wyglądała jak dama. Łatwiej będzie jakąś bajeczkę wymyślić.
Yoruka wyraźnie z trudem powstrzymała się przed wybuchem śmiechu:
- Naprawdę? Powiesz im, że wybrałaś się do krawcowej, czy w odwiedziny do ciotki, oczywiście obie musiałyby w takim razie cierpieć na bezsenność.
- Nieważne - machnęła ręką Sorelia i wskazała palcem na pracujących na pomoście ludzi.
- Wiele bym dała żeby dowiedzieć się co oni taszczą w tych skrzyniach.
- Tak? - zapytała z ukrytą kpiną w głosie towarzyszka - to patrz i się ucz
Zręcznym kocim ruchem zeskoczyła z daszku i ruszyła naprzód mimo ostrzegawczych wymachiwań rękami, które w jej stronę posłała Sorelia. Oczywiście wkrótce przerwała te bezsensowne zabiegi by nie być wziętą z daleka za jakąś sowę machającą skrzydłami bez sensu, lub co gorsza nie zostać zdemaskowaną. Leżąc płasko na dachu wciąż śledziła jednak ruchy Yoruki i nie mogła wyjść z podziwu. Dziewczyna naprawdę podobna była do cienia. Chodziła niemal bezgłośnie, a do tego ilekroć przystawała przy jakichś skrzyniach, kucała za workiem lub przyciskała plecy do burt statków wydawało się, iż zupełnie znika w ciemnościach nocy. Może wystawne bale były żywiołem Soreli i właśnie na nich zdobywała cenne informacje dla gildii, ale jeśli tak było w istocie to niewątpliwie noc była żywiołem jej współpracowniczki. Już po chwili Czarna sylwetka przesuwała się ostrożnie z powrotem w kierunku daszku. Wskoczyła na szczyt równie zgrabnie jak wylądowała parę minut wcześniej na chodniku i wyciągnęła zza pazuchy niewielki okrągły kamień.
- No, Sorelciu to co mi za to dasz?
- Najpierw powiedz mi co to jest
- Na oko dosyć ciężkawy kamulec, ale chętnie wysłucham twojej teorii
- Nie sądzę by tak się kryli z transportem zwykłych kamieni, myślę że coś jest w środku. Powinnyśmy zanieść to do siedziby Gildii, niech alchemicy się tym zajmą i...
Zamilkła i wskazała na zmierzające w ich kierunku postaci. Nie było mowy o dyskretnym zejściu na ziemię więc skuliły się i czekały na rozwój wypadków.
- Jesteś pewien że są prawdziwe? - zapytywał niski męski głos.
- Oczywiście panie Foresco, chyba nie sądzi pan, że próbuję oszukiwać. - odpowiedział niższy głos najpewniej należący do odwiecznego wroga Soreli. Pomyśleć, że oboje spotykali się w dzień w salonach i posyłali sobie życzliwe uśmiechy, a w nocy ten wypacykowany laluś próbował ją zabić.
- Nie mówię ze umyślnie, ale najdrobniejsze uszkodzenie...
Nie zdążył skończyć. Stary spróchniały daszek, który tyle lat wytrzymał w tym nędznym kruchym stanie, właśnie w tym momencie pod ciężarem dziewcząt postanowił się zawalić tak, że wylądowały tuż przed śledzonymi opryszkami. To znaczy właściwie Sorelia wylądowała. Nigdzie nie mogła wypatrzeć towarzyszki, ale była pewna że ta ukrywa sie gdzieś w pobliżu tylko po prostu ma nieco więcej taktu i nie podaje swego życia i godności wrogom na talerzu.
- No proszę - odezwał się Hektor mierząc ją spojrzeniem - mamy gości. Czy nie nauczono panienki, że nie ładnie jest podsłuchiwać.
- Również bardzo mnie cieszy nasze spotkanie. Tylko wciąż mnie zastanawia jak to się stało iż szanownego panicza nie nauczono, że nie wolno kraść. Oboje wiemy, że nie zdobyłeś tych kamieni uczciwą drogą.         
<Yoruka?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz