wtorek, 24 lipca 2018

Od Newt'a cd. Shinaru

Zapachy dochodzące z kuchni były przepyszne, nie mogłem się doczekać spróbowania czegokolwiek z jej menu, chociaż jak widziałem, wchodząc do stołówki, dzisiaj serwowany był królik. Zrobiło mi się przykro, w swojej głowie planowałem śmierć tych, którzy zabili te biedne stworzenia, obmyśliłem nawet, jak uciąć kobiecie palce za karę, że zrobiła z nich obiad – ale bądźmy szczerzy, królicze mięso jest bardzo delikatne i pyszne. Chociaż sam bym nie mógł zabić zwierzaka, nie mógłbym patrzeć, jak ktoś inny to robi, gdy ja bym mu życzył śmierci, to jednak nigdy nie wybrzydzałem, jeśli chodzi o jedzenie. Przecież nie mogę zmienić całego świata, a skoro już serwują tu takie pyszności, skorzystam z nich.
Irina wyglądała na miłą staruszkę, widziałem w niej moją opiekunkę. Ona również była niska i uśmiechała się do wszystkich ludzi, chociaż kiedyś mi powiedziała, że w głębi duszy nie cierpi swych sąsiadów. Czy kucharka też była taka? Widząc, jak groźne macha łyżką w kierunku Shinaru i słysząc, jak mruczy pod nosem, że zrobi nam coś do jedzenia, chociaż zabrzmiało to bardziej „Nie muszę, ale zrobię, bo jestem miła”, stwierdziłem, że nie należy jej ufać. Gdy chłopak razem ze swoim zwierzakiem zajęli miejsce przy wolnym stoliku, przestałem wpatrywać się głupio w to, co działo się w kuchni i pod uważnym wzrokiem paru osób, podszedłem do chłopaka i zająłem miejsce obok niego.
- No dobra... to może, czekając na jedzonko, powiesz mi coś o sobie? Skąd jesteś, co lubisz robić, jakieś zainteresowania... cokolwiek – zapytał, a jego oczy się zaświeciły. Spojrzałem na jego pupila, który znowu siedział mu na ramieniu i nie interesował się niczym. Czekał cierpliwie na danie. Wróciłem wzrokiem do blondyna, który zadał mi zbyt wiele pytać. Po co mam komuś o sobie opowiadać? Nie widzę potrzeby, zazwyczaj połowa informacji wychodzi drugim uchem, a ludzie często tylko udają, że ich to interesuje. W rzeczywistości większość organizmów żyjących nie interesuje się drugą osobą, póki mówi ona o sobie. Każdy woli słuchać o swoich zainteresowaniach i umiejętnościach, dzieląc się informacjami z nowymi towarzyszami, by wydać się im atrakcyjnymi i ciekawymi, ponieważ sami sobie już się znudzili.
- Jak powiem ci za dużo, nie będzie o czym rozmawiać na później – odpowiedziałem w końcu z lekkim uśmiechem. - Jestem z Defros i od małego zajmowałem się hodowlą zwierząt – przedstawiłem mu krótką informację o sobie.
- Dlatego zostałeś stajennym? - skinąłem głową.
- Idealna praca, do reszty się nie nadawałem – stwierdziłem.
Wymieniliśmy się paroma informacjami o sobie i o przeszłości. Shinaru został posłańcem, był z Tiedal, gdzie pilnował owiec. Opowiedzieliśmy sobie, jak każdy z nas spotkał swojego pupila. Opowieść Shinaru była wręcz niewiarygodna: coś, co nie wygląda na psa i nie mam pojęcia, do czego go można porównać, miało w sobie instynkt psa pasterskiego i przyprowadziło wszystkie zagubione owce z powrotem do domu blondyna. „Może to coś, to jakaś zmutowana granatowa owca skrzyżowana z psem pasterskim?” pomyślałem o Nue, które dalej wpatrywało się w kuchnie i czekało na posiłek.
- A jak było z tobą i Kim? - wskazał na liska, które zdążyło usnąć na moich kolanach, znudzone czekaniem.
- W sumie to sama znalazła dom – podrapałem ją po policzku, opowiadając nowemu znajomemu, jak lisek zaczął przychodzić pod dom, nie bojąc się psów, ani mnie. Był dokarmiany (głównie po to, by nie polował na kury). - Gdy ruszyłem do Gildii, dołączyła do mnie – skończyłem. Widziałem, jak chłopak otwiera usta, by coś powiedzieć, jednak po chwili wstał, mówiąc, że obiad jest gotowy. Spojrzałem w kierunku kuchni. Irina machała w naszym kierunku drewnianą łyżką. Shin podbiegł do kobiety, za nią pojawił się inny mężczyzna i żółtych włosach (plaga blondynów!), który podał chłopakowi dwa talerze z jedzeniem.
- Widziałeś tego chłopaka? - zapytał Shinaru, gdy postawił talerze na stolik i wrócił na swoje miejsce. - To był Rawen, kucharz, miły facet, tylko dość… wybuchowy – przedstawił krótko wysokiego z ciemną bródką mężczyznę, który zniknął za ścianą. Spojrzałem na talerz: ziemniaki, mięso w sosie i sałatka marchewkowa. „Pewnie byś skubnął króliczku marchewki, ale prawda jest taka, że już nie jesteś taki krzepki” wymyśliłem krótką rymowankę i zacząłem się zajadać obiadem. Był naprawdę pyszny, tak jak pamiętałem, królicze mięso jest rzeczywiście miękkie i delikatne. Dałem kawałek spróbować Kim, która wybudziła się na zapach obiadu.
- Gdzie potem pójdziemy? - zapytałem.

<Shinaru?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz