czwartek, 26 lipca 2018

Od Philomeli cd. Ignatiusa

Nie mogła siedzieć bezczynnie. Zdołała w tak zwanym międzyczasie sprowadzić na ziemię krnąbrnego podopiecznego, który teraz siedział w klatce obrócony do niej tyłem i wyraźnie dawał jej do zrozumienia, że jest śmiertelnie obrażony na cały świat ze swą opiekunką na czele. Sylfa jedna była jednak niemal stuprocentowo pewna, że orzeł odsypiał zwyczajnie obfity posiłek, którym ktoś go uraczył. Z głębokim westchnieniem przysiadła na stole w niewielkiej izdebce całej założonej sprzętami do trenowania ptaków i przez chwilę w skupieniu przyglądała się swoim bucikom. Ze trzy razy nachodziła ją chęć, aby pójść do budynku mieszkalnego i zapytać sekretarza jak mu idzie.
- Głupia! - zbeształa się w myślach - jak mu ma iść, teraz to pewnie odsypia, a nie ślęczy nad książkami, przecież sama mu to proponowała, nie warto przerywać czegoś tak doniosłego jak sen. Westchnęła kolejny raz i zaczęła błądzić wzrokiem po ścianach, pułkach, a nawet rysunkach ptaków, które ozdabiały pomieszczenie.
- No dobra - mruknęła do siebie zrywając się kolejny raz - trzeba teraz zlokalizować tego gagatka który was przekarmił
Podeszła do półki z suszonym mięsem, ale nigdzie nie mogła znaleźć nadpoczętego woreczka. Nagle znalazła go tuż obok klatki. Musiał spaść kiedy wchodziła, albo może sama go tam zostawiła. Jednym słowem sama jest sobie winna, ale przynajmniej udało jej się ustalić co zaszło. Rzuciła pozostałym ptakom nieco karmy i rozochocona tym sukcesem wyszła na zewnątrz, by powtórzyć swój poranny wyczyn, z tą tylko różnicą, że nie przewidywała tym razem lądowania w ramionach przypadkowego przechodnia. Zrzuciła, więc ciepłe palto i odetchnęła głęboko starając się powstrzymać wstrząsające ciałem drgawki. Nie zamierzała się poddać. Podleciała nieco do góry i przycupnęła obok wyrwy w dachu. Otwór nie był zbyt duży i jak się wkrótce przekonała dachówka w tym miejscu wykonana została z jakiegoś innego materiału niż pozostałe. Przejechała dłonią po gładkiej metalicznej powierzchni. Płytka trzymała się tylko na jednym gwoździu, ale za to przybitym na tyle solidnie że wytrzymał ciężar jej upadku. Przekręciła kilkakrotnie blaszkę i wyrwała go z deski przy akompaniamencie przeciągłego stęknięcia drewna. Z tyłu wykuto jakiś znak, którego nie potrafiła odczytać. Coś jakby herb. A pod spodem jakieś hasło w obcym języku i prawdopodobnie datę. Zsunęła się delikatnie na dół. Położyła tabliczkę na biurku w izbie sokolników, a w zamian wzięła jedną z zapasowych dachówek. Dopiero zabezpieczywszy odpowiednio nieszczęsną wyrwę mogła spokojnie zająć się swoim znaleziskiem. Problem w tym ze nie miała pojęcia jak je rozumieć. Może te znaki to znak tego kto zostawił wiadomość, ale równie dobrze mogło chodzić o adresata, a to pod spodem? Może to data umieszczenia tam wiadomości, albo może cała wiadomość jest jakimś proroctwem, które powinno się wtedy spełnić? A może to wcale nie jest data? Może to jakiś szyfr? W sumie może w ogóle nie trzeba było tego ruszać? Nie ważne przy najbliższej okazji przekaże to Ignatiusowi. W końcu oboje są już w to mocno zaangażowani. Pewnie spotka go zresztą w czasie posiłku. Wrzuciła znalezisko do torby i udała się niespiesznym (jak na siebie) krokiem do sali jadalnej. Zjadła posiłek i oparłszy się wygodnie na krześle czekała na sekretarza. W końcu musi się pojawić - pocieszała się, gdy czas oczekiwania przedłużał się nadto. Wreszcie dojrzała go wchodzącego i zanim zdążył zająć miejsce dopadła go niczym zgłodniały tygrys.
- Wiem że miałeś odpoczywać, ale rzecz w tym, że znalazłam na dachu coś takiego, to znaczy właściwie to szukałam... no nie tego, bo nie wiedziałam czego szukam, ale skoro jest list musi być coś jeszcze. Tak jak z sokołami, jest list - jest sokół, wiec skoro jest jakaś wiadomość musi być coś jeszcze - podekscytowana zaczęła znów wymachiwać kawałkiem blaszki przed nosem rozmówcy - zresztą siadaj, a aj ci wszystko opowiem. Otóż to przede wszystkim jest coś dziwnego. Reszta dachówek jest normalna. Ta jedna wygląda jakby była z metalu, ale jest trochę za gładka i... a nich mnie kule biją... zmienia kolor, widziałeś coś takiego?           
Dobrze, że sala była prawie pusta, bo musieliby budzić naprawdę duże zainteresowanie, nawet biorąc pod uwagę ze w gildii naprawdę nie wiele rzeczy dziwiło.

<Ignatius? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz