poniedziałek, 30 września 2019

Od Kai CD Nagi

— I w tym cały problem 
Lekka, smukła dłoń, tak niepodobna do tej należącej do ciemnoskórej kobiety, spoczęła na obojczyku Kai, na co ta może i zareagowała uśmiechem, delikatnym i szybszym zatrzepotaniem rzęs, choć przecież jej znajoma nie miała szansy tego przyuważyć. 
Może i lepiej. 
Naga wyminęła ją skrzętnie, bez najmniejszego problemu, na co bardka mogła tylko spoglądać z szacunkiem, zdecydowanie należytym egzorcystce podziwem, iż w żadnym ze swoich ruchów nie zdradzała pewnych niedogodności, które, kto wie, czy towarzyszyły jej od początku życia, a może w pewnym momencie zostały podarowane. Kai podejrzewała, iż poprawną odpowiedzią była ta pierwsza, w końcu ten, kto nigdy nie poznał żadnych punktów odniesienia, nie zaznał barw czy kształtów za pomocą wzroku, ten nie powinien mieć problemu z ich brakiem. Pozwalało więc to Nadze tańczyć czy płynąć przez deski pokoju, jak gdyby nigdy nic, raz na jakiś czas może upewniając się siną dłonią, czy aby na pewno kroki zostały postawione zgodnie z choreografią. Bardka stwierdziła w myślach, iż jej towarzyszka tak wiele traci, nie mogąc obserwować tego dziwnego, a przy tym w tym wszystkim zachwycającego, aczkolwiek prostego tańca. 
Z myśli (zresztą jak zawsze, bo Montgomery łapała się na specyficznym i niepodobnym do niej zamyślaniu w towarzystwie egzorcystki) wyrwały ją słowa o Ziemiach Świętych. Choć za wypowiedzią pogoniły od razu koleje rozterki, pomysły i idee, nie pozwalając Kai nawet na chwilę odetchnąć, być tu i teraz.
Ziemie Święte, Święte Ziemie, bardka podejrzewała, iż chodzi o właśnie te tereny, nawet jeżeli można by na tym świecie znaleźć i inne (a prawdopodobnie tak było). Ziemie znane jej jedynie z opowieści, aczkolwiek stosunkowo bliskie rodzinnego ogniska, ziemie, na które tak często zapuszczał się niepoznany przez nią ojciec, nie do końca wiadomo w poszukiwaniu czego. Czy spokoju, czy odpowiedzi, może następnych dzwoneczków, kto wie.
Kai potarła nadgarstek, a blaszki odpowiedziały, może i chichocząc z powodu jej rozterek. Oddech ugrzązł w gardle, a następnie odchrząknęła, prostując się oraz zaplatają ręce za plecami, jak gdyby przemawiała na jakimś dworze, istny i perfekcyjny orator, duma oraz przykład sztuki retoryki, co kompletnie nie wpasowywało się w jej personę, przez co cała sytuacja dla obserwatora mogła wyglądać komicznie.
— Zapuszczanie się samotnie w tak długie podróże zazwyczaj przysparza podróżnikowi wielu problemów, Nago — zauważyła, starając się, by w głosie słyszalna była odpowiednia sugestia, nuta chęci przygody. — I choć twe moce na pewno są potężne, tak wiele sztuk magicznych zwiodło swoich posiadaczy, gdy ci stanęli przed sztyletem czy kuszą złodzieja. — W tym momencie Montgomery skrzywiła się nieznacznie na wspominkę gnijących ciał leżących przy tych rzadziej uczęszczanych drogach podróżnych, bardziej zarośniętych, a co za tym idzie, niebezpieczniejszych. — A ja bardzo chętnie odwdzięczę się za twoją pomoc, w końcu, choć już kilka razy powtarzałaś, iż długu spłacać nie muszę, tak jeszcze nie czuję się w tym wszystkim usatysfakcjonowana — stwierdziła, podrapawszy się po głowie, a dzwonki po raz kolejny wesoło zadzwoniły, tym razem lekko podekscytowane powrotem w swe rodzine strony. — Zresztą, bardzo chętnie odwiedziłabym swe rodzime ziemie od strony matki, a i znane mi z opowieści o pracy ojca, Ziemie Święte — zakończyła, uśmiechając się szeroko. — Dlatego niezmiernie ucieszyłabym się, gdybyś zechciała przyjąć mnie jako swoją towarzyszkę. Obiecuję nie zawieść.
A pod palcami czuła, jak małe, równie rozbawione co dzwonki, zielone ogniki tańczą, bawią się, skaczą, nie dając jej spokoju. 
[ czy drużyna pierścienia zostanie zebrana ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz