poniedziałek, 30 września 2019

Od Tiago - Event

Tiago powolnym krokiem przemierzał korytarze gildii, narzekając co chwilę. Nie podobało mu się to, że nagle musiał iść do Sali Spotkań. Szczególnie że kompletnie nie wiedział, po co mieli się tam znaleźć. Po co się zbierali. Przecież to nie oni mieli iść na misje. Czego mistrz mógł od nich chcieć tym razem? Na odpowiedź nie trzeba było czekać za długo... Taavetti Belmaro. Stwórca całego tego zamieszania. Kiedy mężczyzna tylko ujrzał go, zrzedła mu mina. Wiedział, że jego obecność nie wróży nic dobrego. A to, że to dzięki nie miały poprawić się stosunki pomiędzy gildią, a jego rodziną i innymi szlacheckim rodami? To nie mogło się udać. Jeszcze jakby tego było mało, Cervan wyjeżdżał i zostawiał go samego z pozostałymi osobami. Jednego kucharz mógł być pewny. Oto nad gildią zawisły czarne chmury. Nadchodzi katastrofa.

~***~

Wysoki mężczyzna z lekko za małym "fartuszkiem" na sobie stał w kuchni, pilnując gotującego się obiadu. Od teraz spadło na niego więcej obowiązków niż miał dotychczas. Rawen wyjechał na misję, przez co nagle zabrakło pary rąk. Dlatego też tego dnia to jemu przypadło nadzorowanie tegoż posiłku. Niestety nie potrafił za bardzo się skupić. Nie mógł utrzymać uwagi na swoich obowiązkach. Po jego głowie cały czas krążyły myśli dotyczące Taavetti'ego. Nie mógł uwierzyć, że taki ktoś dołączył do Gildii. Jego zdaniem osób podobnych do niego, Cervan nie powinien przyjmować. Stosunki stosunkami, ale ten chłopak kompletnie nie nadawał się do życia w taki sposób. W takich warunkach. Tiago mógł się założyć, że za niedługo Belmaro zacznie narzekać na to, jak "źle" tu mają. Do tego przecież ten dzieciak kompletnie nie miał szacunku do członków gildii.
- Tiago! Twoja kolej! - jego rozmyślania, przerwał czyiś głos. Jednak zanim zdążył zorientować się, kto był jego właścicielem, owej osoby już nie było.
W kuchni pozostali tylko oni. Tiago i Taavetti. Gorszej sytuacji nie można było sobie wymarzyć. Jednak mimo tego jak bardzo nie podobało się to szarowłosemu, wiedział, że nie mógł nic z tym zrobić. Musiał chociaż spróbować "udawać", że toleruje szlachcica. Nie chciał podpaść Mistrzowi. Nie chciał mieć problemów. Dlatego nie mógł zignorować obecności Belmaro w jego małym zaciszu. Wytarł ręce w fartuch i podszedł do niego.
- Witam. Jestem Tiago Squarepants. W gildii piastuję stanowisko kucharza razem z Rawenem i Iriną, ale jak widać, aktualnie ich tu nie ma - przedstawił się, wiedząc, że ten najprawdopodobniej go nie pamięta.
Chłopak jednak tylko kiwnął głową. Nie mając innego wyjścia, Tiago opuścił rękę, którą wcześniej wyciągnął do powitania. Nastała dość niezręczna cisza, którą musiał przerwać. Nie potrafił tak siedzieć po prostu z tą osobą w jednym pomieszczeniu. Dlatego postanowił opowiedzieć mu o swojej pracy.
- Słuchasz ty mnie w ogóle?! - wybuchnął w końcu, widząc, jak Taavetti jawnie ignoruje jego osobę i zajmuje się zupełnie czymś innym niż słuchaniem go.
- Em... Nie? Po co mam to robić? - wydawało się, jakby ten nie widział w tym nic złego.
- Może dlatego, że szanowny pan szlachcic miał zapoznać się z różnymi stanowiskami, a także poznać życie w gildii - miał coraz bardziej dość tego bachora.
- Nie mam najmniejszego zamiaru zostać jakimś tam kucharzem. To praca dla pospólstwa. Dla biedaków, którzy nie potrafią nic innego tylko gotować. Jestem stworzony do wyższych celów - te słowa przelały czarę goryczy.
- Nie, dobra, ja mam już tego wszystkiego serdecznie dość. Nie dam rady dłużej ciągnąć tej farsy. Od kiedy tylko pierwszy raz cię poznałem wiele lat temu, wiedziałem, że jesteś okropną osobą. Tak. Nie spotkaliśmy się teraz pierwszy raz. Wcześniej, jeszcze w Ethiji... Razem z wujem przyszliście do hodowli koni mego ojca. Podobno miałeś sobie wybrać jakiegoś rumaka. On starał się. Był dla was miły. Odpowiadał na wszystkie pytania. Jednak ty... Ty kompletnie nie miałeś do niego szacunku. Słyszałem, to co mówiłeś o nim, a także reszcie mojej rodziny, kiedy ojciec był zajęty rozmową z twym wujem. Oceniłeś ich tylko i wyłącznie przez pryzmat statusu społecznego, z miejsca uznając ich za gorszych. Teraz? Teraz mam pewność, że nic a nic się nie zmieniłeś. Nie ma co dawać ci szansę. Mam nadzieję, że albo szybko stąd odejdziesz, albo cię wyrzucą - warknął mężczyzna. - A! I jeszcze tak dla jasności. Mam już kompletnie gdzieś te wszystkie stosunki. Możemy nawet wejść w jakiś stan wojenny czy coś, a to i tak będzie lepsze niż przebywanie z tobą w jednym pomieszczeniu - wraz z tymi słowami Tiago zamknął z hukiem drzwi od kuchni, wyrzucając wcześniej z niej szlachcica.
To by było na tyle, jeżeli chodzi o dobre stosunki ze szlachcicem z Ethiji...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz