Minęła dłuższa chwila, nim cała trójka bez większych komplikacji wydostała się na powierzchnie. Yuuki, odnajdując dla nich oddzielny, wąski korytarz wyprowadziła wycieczkę — o dziwo bezpiecznie — poza szczęki czyhających na nich szkieletów. Z szerokim uśmiechem na bladoróżowych ustach i nuconą pod nosem cichą melodią prowadziła ich mały pochód, bawiąc się zadziwiająco dobrze, jak pomyślał Xavier. Po chwili jednak zreflektował się, potrząsnął delikatnie głową i westchnął pod nosem. Yuuki zawsze i wszędzie wynajdowała choć krztę powodu do dobrej zabawy, uśmiechania się i co ważniejsze kłopotów, dlatego szybko przestał się dziwić i najzwyczajniej w świecie zajął się lawirowaniem pomiędzy własnymi myślami i szuraniu butami na samym końcu, od czasu do czasu ukradkiem spoglądając na dziecko trzymane w objęciach anielicy.
Z jakiegoś powodu nie podobała mu się ta cała sytuacja. I choć owych powodów było dostatecznie dużo, aby zacząć rozmyślać nad planem pozostawienia dziecka w środku lasu, postanowił względnie zaufać Tenebris i choćby z samej ciekawości — i faktu, że jego kompanka w życiu i śmierci nie zgodziłaby się na pozostawienie dziewczynki — poczekać na dalszy rozwój wydarzeń.
— A co, jeśli nie znajdziemy jej rodziców? — zagadnęła Yuuki, spoglądając przez ramię na Xaviera.
— Yuuki.
— No dobra, dobra, wiem, zero adopcji, zero rodzicielstwa, zero nagłych i niespodziewanych śmierci.
Delaney z braku sił i słów pokręcił jedynie głową, a nawet, jeśli zdecydowałby się odezwać Tenebris z pewnością nie poświęciłaby mu chwili uwagi, gdyż zbyt zajęta była zagadywaniem wciąż milczącej dziewczynki. Czasami zastanawiał się i dochodził do wniosku, że nie chciałby mieć Tenebris za wroga. Szaleńcy są specyficzni i niebezpieczni.
— Po prostu zanieśmy ja do gildii, pozwólmy, żeby sprawdzono czy nic jej nie jest, znajdźmy jej rodziców i miejmy z głowy tą historie.
— Zapomniałam, że nie przepadasz za dziećmi — skwitowała anielica.
Xavier zacisnął usta w wąską linie, gniotąc w sobie tą jedną, święta oczywistość, która głosiła, że na tej planecie nie znalazło się jeszcze żadne dziecko lubiące i nie bojące się Yuuki, jednak w ostatniej chwili ugryzł się w język. Wolał żeby ich droga przebiegła we względnej ciszy i spokoju, zwłaszcza, że czuł, jak ból w skroniach co krok nasilał się i dudnił mu w czaszce.
W drodze do gildii nie zadziało się już nic specjalnego. Dziewczynka, ku zdziwieniu Yuuki i Xaviera, w pewnym momencie zasnęła w ramionach anielicy, przez co Tenebris rozczulała się dobrych kilka minut, nim ruszyli dalej. Dziecko nie drgnęło również kiedy przekroczyli próg gildii i zajął się nią jeden z medyków.
— Nie wygląda jakby coś jej dolegało.
Medyk z nieukrywanym zdziwieniem obejrzał dziewczynkę, uważając przy tym, aby jej nie zbudzić.
— Jesteś pewien? — Xavier postąpił krok do przodu, spoglądając to na dziecko, to na mężczyznę. Tylko niewzruszona Yuuki stała z boku ze skrzyżowanymi ramionami na piersi.
— Prócz tego, że jest wychudzona, brudna i ma parę zadrapań nie widzę żadnych większych obrażeń.
— To prawie niemożliwe… — wymruczał Xavier, a pomiędzy jego brwiami pojawiła się dość głęboka zmarszczka.
Kiedy przyodziewał tak poważny, może nawet trochę zmartwiony wyraz twarzy, wydawał się starszy i mądrzejszy o dobrych kilka lat, czego chyba sam nie był świadomy, bo Yuuki przyglądając się mu parsknęła po chwili śmiechem.
— Daj spokój, dziadku. Jest zajebiście, bierzemy małą i szukamy jej rodziców, o ile gdziekolwiek tu są.
Xavier przez moment spiorunował ją wzrokiem za brak taktu i ignorancję.
Ale w końcu westchnął i dał za wygraną.
— Dobra, bierz to małe i idziemy. Nie mam zamiaru spędzić całego dnia na użeraniu się z dzieckiem.
Miało być tak pięknie, mieliśmy pić - jęknął w myślach, mimo wszystko pozostawiając tę dezaprobatę wyłącznie dla siebie.
— Cudownie.
Tenebris na powrót uśmiechnęła się szeroko, ostrożnie biorąc na ręce śpiącą dziewczynkę i nie czekając chwili dłużej, wyszła na zewnątrz.
Xavi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz