Po dłuższym milczenia doszedł do wniosku, że takie
przerwy w ciągłym kłapaniu jadaczką zdecydowanie mu nie służyły, dostarczając zbyt
wiele czasu do rozmyślań nad tymi wszystkimi głupotami, jakie zdarzyło mu się palnąć
w ferworze dyskusji, w której na swoje nieszczęście nigdy nie pozwalał dojść do
głosu komuś rozsądniejszemu od siebie, choć po prawdzie i z tym byłoby tym
razem krucho, jako że rozmówca równie jak i on nie potrafił utrzymać na wodzy
myśli i słów prędszych niźli one. Co się właściwie stało i jaka siła przeciwna
wspólnemu im przecież planowi przeżycia tej misji wpędziła ich w tą kłótnie
żaden prawdopodobnie nie mógłby na ten moment dokładnie powiedzieć, choć oboje upieraliby
się z godnym dzikich osłów uporem, iż było to coś niezwykle istotnego. Wreszcie
Krabat z niejakimi oporami dochodzić zaczynał do wniosku, że zdecydowanie
korzystniej byłoby dla niego gdyby w więzieniu uszkodzono mu nie nogę, ale ten
zbyt długi jęzor. Chryzant przez moment skupiał w sobie wszystko, co tak bardzo
irytowało ogrodnika znał jego przeszłość, patrzył na niego z góry i do tego
robił wszystko, co tylko można by jeszcze bardziej wyprowadzić go z równowagi. Pod
jednym względem byli kwita: oboje powiedzieli zdecydowanie więcej niż
zamierzali. Trudniej było przyznać, że młody szlachcic miał rację w więcej niż
jednym punkcie. Bójka w miejscu publicznym, potem żołnierze i znowu paka jak na
razie nie rzucanie się w oczy zapowiadało się świetnie. Przejechał dłonią po
głowie mrucząc coś do siebie starając się uspokoić na tyle by nikogo nie
trzepnąć i nie wyciągać jak to określił pasterz sztyletów zza płaszcza, choć to
jedno określenie najbardziej ubodło go jakby w samo serce. Starał się nie dać
nic poznać po sobie, ale niechże mu duchy przodków zdradzą skąd ten rycerzyna
wiedział o sztylecie, skąd wiedział jak zginął jego ojciec. Zacisnął mocniej
zęby jakby broniąc się przed dorzuceniem swoich trzech groszy do dyskusji. Jak
to mawiał jego kompan z celi: „Nie atakuj w gniewie, nie decyduj w pośpiechu” i
jakoś tam dalej to szło… Wyszarpnął chusteczkę skupiając się na niej
perfekcyjnych zagięciach jakby rozłożenie jej pochłonęło całą jego uwagę, choć
doskonale słyszał, każde kierowane do niego słowo. W kluczowym momencie to
właśnie owo proste acz nieodłączne mu narzędzie pozwoliło mu na moment ukryć
wyraz twarzy, który podobnie jak nieostrożne zwierzenia mógł zdradzić zbyt
wiele. Wzruszył ramionami i przetarł niewidoczne krople potu.
- Jak rozumie to tylko ja niczego o panu nie wiem za
to panicz zna życie rabusia od podszewki i aż korciłoby mnie spytać skąd u
takiego czystej krwi szlachcica taka wiedza, bo jak sądzę chyba brakło okazji
by ją zdobyć własnym doświadczeniem, a proszę mi też nie mówić, że każdy
bandyta podobny do innych, bo to jak jabłuszka na drzewie dojrzewają i jak taki
się zarumieni to pach do pierwszej lepszej bandy jak do koszyka, bo tobie się zdaje,
że to jest życie usłane pachnącym kwieciem i jedyne zmartwienia, jakie napotkać
można na tej lekkiej i przyjemnej ścieżynie to dość częste patrole wojska, w
którym sami bohaterowie w lśniących zbrojach, ganiają urodzone czarne
charaktery. Mówisz, że życie rycerza nie jest lekkie, a myślisz, że czymże różni
się ono od egzystencji przeciętnego złodzieja? Myślisz, że cóż mnie ominęło
spanie na twardym posłaniu, boje na śmierć i życie, noce, pod gołym niebem. A
co do zaszczytów to, jakim by kosztem nie były okupione lepsze to niż… Wy także
zabijacie, tak jak złoczyńcy, ale wam poczytuje się to za bohaterstwo, na
turniejach walczycie ze sobą i jeszcze wam dają ordery za przelaną krew, ale
jeśli staniesz po mojej stronie z miejsca zostajesz mordercą, choćbyś nie
chciał, a jeśli ktoś tak jak ja zdecyduje się zrezygnować – zaśmiał się sucho –
jakież moje szczęście, że Abelard, niechaj diabli mają litość nad jego duszą,
nie żyje. Zapłaciłbym gardłem nie tak jak ty utratą tego mglistego pojęcia honoru.
Jak już chyba jaśnie panicz zauważył nie bawią mnie te wasze konkursy nie
będzie żadnego rzucania rękawic, czy chowania sztyletów u mnie wyjaśnia się
sprawy od takimi, jakimi w danym momencie są, a na ten moment na mój temat ma
panicz garść plotek i własnych idealistycznych domysłów, w których prawda jest
jedynie to, że nasza kłótnia nikomu do niczego się nie przysłuży, dlatego
pozwolę sobie pierwszy wyciągnąć rękę i proponuję, aby skoro tak obawia się pan
napaści wybrał się pan na nadbrzeże w moim towarzystwie, a ja już zadbam, aby
nikt się do nas nadto nie zbliżył. Ja odstraszę złodziei, a pan szlachcic
patrole, choć nie sądzę by się ich zbyt wiele kręciło w takiej okolicy, obawiam
się jednak o bezpieczeństwo panienki Narcissy i myślę, że i ona ma tu coś do
powiedzenia. Jeśli pana uraziłem przepraszam wiem, że oboje mamy sprawy, o
których wolimy zapomnieć i mamy też swoje powody, by pozostawać tu gdzie
jesteśmy i żadnego z nas nie jest rzeczą oceniać swoje nawzajem motywy.
Zostawmy to na później, albo lepiej zapomnijmy o tym.
Westchnął pozwalając sobie wreszcie wziąć głębszy
oddech i z nadzieją zerknął w stronę blondwłosej, kontem oka jedynie rejestrując
wszelkie najmniejsze nawet zmiany w zachowaniu pasterza. Miał nadzieję, że
swoim zachowaniem nie pogorszył sprawy, bo przecież sam nie wiedział, co go
ugryzło, jeszcze kilka dni temu naprawiał płoty i dogadywali się całkiem nieźle
i nawet musiał przyznać schlebiało mu, że jest komuś potrzebny, a teraz traktowali
się jak najgorsi wrogowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz