Przeklina człowiek swe durności, rozpacza nad ułomnościami i w
przypływie całkiem niezrozumiałych rozważań nagle się zbiera w sobie i
zaczyna obiecywać. Jednak obietnice te są puste, złożone na sposób
nierozważny, wręcz bluźnierczy. Nie wykazując w swych samolubnościach ni
krzty odwagi, aby obarczyć wyłącznie własne mienie, wciąga w to również
bogów, którzy jednak nie posiadając zbytniego interesu w usługiwaniu
mu, jedynie podziwiają, jak dokarmia nienawiści, gdy to znów polega w
swych obietnicach. Szczerze przez to nienawidził poranków, tych momentów
po przebudzeniu, gdy obolałe ciało jest jeszcze na tyle słabe, że nie
potrafi odtrącić sumienia, uciszyć wyrzutów, które w połączeniu z
gorączkami doprowadzają do przemyśleń, zaprawdę godnych pożałowania.
Szczęśliwie chłopak zdążył się na tyle oswoić ze swoimi myślami, że
potrafił nad nimi zapanować, aby dnia następnego znów stanąć prosto.
Jego duma nie pozwoli mu spojrzeć w zwierciadło ze zwątpieniem, pycha
nie dopuści, ażeby stracił na wyglądzie, a strach przed pomówieniami nie
wypuściłby go do ludzi w stanie, który mógłby wskazywać na to, iż nie
radzi sobie z własnymi słabościami.
Dlatego obok kobiety kroczył
dumnie z głową podniesioną, wyprostowanymi plecami i dłońmi
skrzyżowanymi z tyłu, schowanymi pod połami płaszcza, który przykrywał
jego ciało napięte do granic możliwości. Trapiły go migreny,
niewątpliwie wzrok przez to miał nieco mętny, lecz nie pozwoliłby, aby
oddziaływały również na jego chód, lub – co gorsza – drżenie mięśni.
Cierpliwie czekał, aż leki od Magratty zaczną działać, nie odnosząc się
zbytnio ze swymi myślami, ani nie włączając się w dysputę częściej,
niżby musiał bronić swej godności. Póki nie czuł się na siłach, wolał
słuchać, pozwalając, aby głos kobiety w pełni wypełnił jego umysł,
wybrzmiał ponad bólami i doprowadził wprost pod drzwi stołówki.
Chwycił
za klamkę i już miał naprzeć na nią swym ciężarem, gdy to usłyszał
westchnięcie za plecami. Odwrócił się, aby obrzucić kobietę beznamiętnym
spojrzeniem, obserwując, jak w roztargnieniu uderza rękami po ciele w
poszukiwaniu przedmiotów, których nagłą potrzebą posiadania posłużyła
się, aby móc opuścić chłopaka na tamten moment. Może i lekko zadrgała mu
brew, lecz wytłumaczenie przyjął z przyzwoitym milczeniem i delikatnym
kiwnięciem głowy. Wyczekał z chwilę, aż kobieta zniknie na półpiętrze i
wówczas dopiero otworzył drzwi.
Drewno zaskrzypiało złowrogo,
mosiężne zawiasy mu zawtórowały, a kamienna posadzka pisnęła, szorowana
przez wypaczone skrzydło wrót, ogłaszając tym, wszech i wobec, przybycie
białowłosego. Odruchowo przyłożył dłoń do skroni i lekko mrużąc oczy
wsadził wpierw głowę, a potem dopiero wtoczył resztę cielska.
Ze
zaproszeniem wstrzelił się w dość specyficzny okres, gdy wszyscy
zainteresowani byli dawno po śniadaniu, a na obiad należało jeszcze
trochę poczekać, czemu też chłopak miał tę przyjemność uświadczenia
niemalże pustej sali. Zaledwie, tuż na końcu pomieszczenia dało się
dostrzec ludzką sylwetkę. Siedziała tyłem do drzwi, a na dość szumne
przybycie białowłosego nie zareagowała choćby przelotnym spojrzeniem.
Tkwiła w całkowitym bezruchu, zgarbiona do wręcz niezdrowej pozycji, iż
miało się wrażenie, że jeszcze chwila, a jego głowa bezwolnie uderzy w
blat. Można było mieć nawet wątpliwości, czy ta osoba w ogóle nadal
należała
do świata żywych, a nie była zjawą nawiedzającą to miejsce w akcie
potępienia dla wyjątkowo średniej jakości potraw, jakie
tu serwowano. Nawet białowłosy po przejściu może z dwóch kroków
zatrzymał się, aby niezbyt dyskretnie wbić wzrok w formę, próbując
przypisać ją do czegokolwiek mu znanego.
Chłopak ruszył się,
dopiero gdy tamten niemrawo poruszył się na ławie, a z jego kolan wprost
na stół skoczył kot. Brązowy sierściuch przeciągnął się, machnął ogonem
niebezpiecznie blisko twarzy mężczyzny i rozcapierzył paszcze w
donośnym miauku, gdy w końcu dostrzegł Xaviera. Wówczas również odwrócił
się Cervan, który na widok chłopaka prychnął pod nosem, siląc się na
uśmiech.
— Jakie to nam przygrywa samopoczucie w ten jakże urokliwy poranek?
Zanucił
bard z radością dość nieadekwatną do tego, co prezentował całą swoją
postawą. Zbliżył się do Mistrza i bezwstydnie zlustrował go od stów do
głów, a gdy ten spojrzał mu w oczy, odpowiedział mu dość podejrzanym
grymasem, w którym można byłoby doszukać się czegoś na pozór podobnego
do uśmiechu.
— Nie wiem, czy powinna zadawać mi to pytanie osoba, która wygląda,
jakby chciała przekląć cały świat. — odpowiedział mężczyzna, podnosząc
się na krześle i przyjmując bardziej normalną pozycję.
Odsunął od siebie talerz, poprawił koszulę, przeczesał włosy i oparł się na łokciach, czekając aż chłopak, właduje się na siedzenie naprzeciwko, oczywiście z kotem na rękach.
Odsunął od siebie talerz, poprawił koszulę, przeczesał włosy i oparł się na łokciach, czekając aż chłopak, właduje się na siedzenie naprzeciwko, oczywiście z kotem na rękach.
— Idź po coś do kuchni. Irina nie powinna robić ci problemów, że znów spóźniłeś się na śniadanie, póki tu jestem.
Chłopak wydał z siebie przydługie mruknięcie, nadal z zawziętością czochrając kota, który zadowolony tańcował na jego kolanach.
— Tak. Za moment. Mam poczekać na Magratte.
Wymamrotał
po chwili, jakby
od niechcenia, zdecydowanie czerpiąc więcej uciech z zabawy z Sakim, niż
z rozmowy. Przynajmniej do chwili, gdy to postanowił niespodziewanie
złapać za jego futro przy kościach jarzmowych. Wytarmosił go dosyć
mocno, po czym lekko podniósł do góry, aby cmoknąć go w czubek głowy, co
widocznie było kresem cierpliwości kota. Zwierzę gwałtownie wyszarpało
się z jego objęć, odbiło się od jego brzucha i uciekło, cholera wie
gdzie, pozostawiając po sobie jedynie tumany sierści.
Xavier skrzywił się lekko, czując niemiłe świerzbienie w miejscu,
gdzie kocie pazury przeorały jego skórę, lecz uśmiech nie zelżał mu
nawet odrobinę. Przez moment szukał jeszcze wzrokiem kota, lecz nie
odnajdując już w pobliżu brunatnego sierściucha, odwrócił się w końcu do
Mistrza.
— Mamy zrobić sprawozdanie — wyjaśnił, odnajdując w
spojrzeniu mężczyzny coś niepokojącego. — O nie, nie mów mi, że znowu
coś kombinujesz.
— Nie. Po prostu ciesze się ze zbiegu okoliczności.
Elra?
Będzie lepiej, i swear. Ogarnę się w końcu. ;;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz