czwartek, 25 lipca 2019

Od Feliksa

Mężczyzna otworzył jedno oko, krzywiąc się, gdy do umysłu doszło, że na całą twarz spadają gorące wręcz, a przynajmniej na takie się prezentowały, promienie słoneczne, które nieprzyjemnie kontrastowały raczej z chłodem całego pokoju, oczywiście nie wliczając do tego dwóch, czarnych kulek grzejących klatkę piersiową Feliksa. Mruczały, miauczały i wbijały pazury, byleby się nie podnosił, dwa demony chcące, by ich nie-właściciel rozpoczął kolejny dzień prokrastynacji, choć w bibliotece czekało na niego całkiem dużo pracy.
Oczywiście, jeżeli Elra nie przesiedziała w niej całej nocy, uzupełniając papierki, przeglądając reporty, w czym zawsze był chętny jej pomóc, ale jakimś cudem, gdy akurat przychodził praca magicznie znikała.
Zrzucił dwa kocury na podłogę, może i kilka razy powarkując na nie, gdy zaczęły niebezpiecznie kręcić się pomiędzy nogami, prosząc się wręcz o stanięcie im na ogonie czy o polecenie twarzą na parkiet wyłożony w pomieszczeniu. I choć bardzo tego nie lubił robić, ba, wyrzuty sumienia miały go nie opuszczać przez następny tydzień, odsunął je od siebie nagą stopą, z godną im uważnością oraz delikatnością, na co te oczywiście odpowiedziały wbijaniem cienkich pazurków w skórę czy podgryzaniem palców, co było, według niektórych, istnie obrzydliwe, Antonina prawdopodobnie uciekłaby z krzykiem oraz dreszczem wzdłuż kręgosłupa, by przy posiłku wspomnieć mu o tym okropnym precedensie.
Feliks uśmiechnął się jedynie, zabierając się za przywdzianie lekkich, nie utrudniających pracy ubrań.
Wypełzł z pokoju, a za nim wypełzły również dwa demony, w ostateczności każde z nich mając się udać się w swoją stronę –  demon numer jeden planował tego dnia polować na pastwisku owiec,  oczywiście, płosząc je odrobinę, mając ochotę na urozmaicenie dnia blond pastuchowi, demon numer dwa chciał zajrzeć do ogrodu, by tam spocząć na ławce i przyglądać się pracy zielarza, podczas gdy Feliks, oczywiście, swe kroki kierował ku archiwum. Nie przeszkodziło to kotom zajrzeć z mężczyzną na stołówkę, by zirytować krzątającą się kucharkę oraz uszczknąć ociupinkę dopiero co wyjętego z pieca ciasta, podczas gdy czarnowłosy odebrał śniadanie, swoje oraz Elry, wraz z herbatą. Również dla siebie, również dla jego wspólniczki, która, miał wrażenie, mogła nie jeść od dobrych dziesięciu, a może i kilkunastu godzin.
Zdawał sobie sprawę z tego, iż sytuacja była istnie tragiczna, a raporty, których napływało wyjątkowo wiele, prawdopodobnie w związku ze zbliżającą się datą wyjazdu do Tiedal, prawdopodobnie nie pozwalały odejść kobiecie od biurka. W końcu zdążył zauważyć, iż nieraz, niby po skończonej pracy ówczesnego dnia, szatynka brała pod pachę jeszcze te kilka papierów, jakby w ciągu nocy miały zniknąć, rozpłynąć się w powietrzu czy uciec w znanym sobie kierunku. A przecież mogły zaczekać, by zostać wypełnionymi dnia następnego, w dodatku, gdy było ich dwoje. Miał dziwne przeczucie, iż dokumentom w ciągu nocy nie wyrastały kończyny.
Czarne kocury ostatecznie zostawiły go oraz resztę towarzystwa w spokoju, podczas gdy mężczyzna, zjadłszy śniadanie dosyć pospiesznie, udał się do archiwum, oczywiście z tacką z dwoma kubkami ziołowej herbaty i śniadaniem dla kobiety. W końcu mama zawsze powtarzała, że to było najważniejszym posiłkiem w ciągu dnia oraz dawało najwięcej energii do pracy. Dlaczego więc miałby jej nie wierzyć?
Wślizgnął się po cichu do ogromnego pomieszczenia, minął pierwszy oraz drugi regał z książkami, księgami oraz dokumentacją wszelaką, by chwilę później ujrzeć swoją współpracowniczkę. Pochyloną nad biurkiem z piórem w dłoni, z cieniami pod oczami i trochę rozczochranym warkoczem. Podszedł do niej, oczywiście zaczynając stawiać kroki coraz głośniej, nie chcąc, by ta wystraszyła się jego nagłego przybycia i w zamieszaniu nie trąciła dłonią kałamarzu wypełnionego w całości atramentem. A przynajmniej uważał to za jedną z możliwości.
Feliks uśmiechnął się, stawiając tackę na drugim biurku i skinął jej głową, gdy ta podniosła na niego odrobinę nieobecny wzrok.  
— Przyniosłem ci śniadanie, Elro. I herbatę — oświadczył, opierając się tyłem o swoje biurko, podpierając się na dłoniach i spoglądając na nią z ewidentnie widocznym zmartwieniem w błękitnych oczach. — Proponuję, żebyś na spokojnie zjadła i wypiła, a ja bardzo chętnie zdejmę z twoich barków trochę pracy.

[ Feliks Woronow na ratunek Elrze! ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz