sobota, 20 lipca 2019

Od Leonardo cd Ophelosa

⸺⸺֎⸺⸺

Zdarzało mu się przeklinać wyostrzone zmysły. Wolał nie wiedzieć o wielu rzeczach, wolał wielu rzeczy nie słyszeć i nie czuć. Stanowiło to dla niego problem, coś, do czego nie zdążył przywyknąć i co wciąż przyprawiało mu kłopotów. W końcu, kto byłby w stanie z dnia na dzień przyzwyczaić się do widoku unoszącego się aromatu, gdy zapachy były tak gęste, że wydawać się mogło, że nabierało kształtu zabarwionego obłoku? Kto mógłby znieść możliwość podsłuchiwania wielu rozmów w dość sporym obszarze, które właściwie czasem rozmowami nie były. Prędzej aktami, o których wolał zapomnieć, bo na samo wyobrażenie danej sytuacji, cała kolacja podchodziła mu pod samą gardziel. Nie należał raczej do osób, które chciały wiedzieć o wszystkim, co miało miejsce w okolicy. Wolał, by każdy żył swoim życiem i chyba nikogo nie dziwił fakt, że jednostki, które nie były nim, najzwyczajniej w świecie średnio go obchodziły. Tymczasem musiał wysłuchiwać, wstrzymania oddechu przez mężczyznę, sapnięcia rolnika i plotkowania na temat mistrza przez przechadzające się panienki.
Z czasem oczywiście, człowiek o tym zapominał. Coraz częściej udawało mu się ignorować wszystkie znaki życia wydawane przez inne istoty, jednak równie systematycznie, zauważał kolejne to niuanse, a uszy same wychwytywały kolejne dźwięki. Oczy doglądały coraz dalej, nos węszył powoli przygotowywaną potrawkę, woń lasu i aromat potu, którym unosił się jego towarzysz. Mimo wszystko pasterz nie śmierdział, pachniał nawet przystępnie i Leonardo niekoniecznie miał na co narzekać, w przeciwieństwie do innych członków gildii. Niektórzy zdawali się zapominać o potrzebie utrzymania higieny osobistej na podstawowym poziomie, a może i zwyczajnie nie byli w tym obeznani. Leonardo nie wiedział, jak miały się zwyczaje w obcych środowiskach, tam bowiem równie dobrze mogli stanowić zupełnie inne podejście. Chociaż nie chciał wyobrażać sobie, jak okrutny zapach musiał unosić się nad wioskami i chyba powoli zaczynał pojmować, dlaczego mało kto zaciągał się w tamte rejony, a większa część osób nie wierzyła w demony i bestie. Te po prostu nie miały najmniejszej ochoty narażać się na długo drążący drogi oddechowe odór, bo w końcu ten lubił osadzać się na skórze, futrze, ubraniach. Wszystko było jedynie Leonardowymi przypuszczeniami, jednak kto właściwie wiedział, czy podejrzenia nie zawierały w sobie ziarna prawdy? Sam przecież rozpoznawał się w temacie, który napomknął, dość płynnie.
— Pewnie brakowałoby mi tego, nawet jeżeli aktualnie mój dostęp do tych dóbr został zdecydowanie ograniczony — odparł nareszcie, finalnie wybudzając Leonardo z leniwego letargu, w jakim zdołał się zastać i przywracając go do rzeczywistości pachnącej owcami, potem i świeżą trawą. Nie miał na co narzekać, połączenie należało raczej do tych swojskich, nawet i przyjemnych. — Kto wie, a może jednak zdążyłem się przyzwyczaić i te mniejsze uroki już wcale takimi potrzebnymi nie są. A przynajmniej da się bez nich dychać, jak widać na moim przykładzie. Bez muzyki, bez sztuki, bez zabaw, czułości. Chyba stałem się kolejną owcą.
W tym wszystkim Leo nie miał już zamiaru się orzekać, podłożył więc jedną dłoń pod głowę i wylegując się w najlepsze, pozwalał słowom wybrzmiewać i nieść się coraz to cichszym echem po okolicy. Może kto inny wyniósłby z nich jakąś filozofię życiową, może ktoś złapałby je i przekuł na własnym warsztacie, może kolejna osoba po prostu je zignoruje. Każda z powyższych opcji wydawała się przystępna, akceptowalna i co najważniejsze, wcale nie była natarczywa.
— Oczywiście, iż się da. — Już tylko unosząca się klatka piersiowa i wydobywające się z niej słowa przypominały komukolwiek, że mężczyzna wcale nie był trupem. Chociaż blada cera, poprzecinane zielonkawymi nitkami powieki i skronie chłopca mogły świadczyć o czym innym, podobnie jak siniejące usta i paznokcie. Stan zdrowia młodzieńca był zastanawiający dla każdego, kto go spotkał, jednak jak do tej pory nikt nigdy nie decydował się pisnąć słówkiem. — Jednak co z takiego życia.
To samo pytanie mógłby zadać samemu sobie. Również to robił, codziennie, co wieczór, zerkając we własne odbicie w lusterku, które nawet nie wiedział kiedy, znalazło się w jego wyposażeniu. Codziennie również walczył. Bowiem, do cholery jasnej.
Co mu było z takiego życia.

⸺⸺֎⸺⸺
[12/10 bujdy na resorach]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz