niedziela, 21 lipca 2019

Od Krabata cd. Desideriusa

Wdzięczny był Desideriusowi za przerwanie tego wyczerpującego monologu, jaki prowadził już od dłuższej chwili. Z drugiej strony już po pierwszym zdaniu zorientował się jak bardzo zielarze przecenia jego wiedzę. Wstyd mu było się do tego przyznać, ale określenie „Pracownia Selvyna” brzmiało dla niego równie egzotycznie jak gdyby rozmówca użył jakiegoś zwrotu dosłownie wyciągniętego z kosmosu, jak np. „Piąty księżyc Nasturii”. Znajomość gwiazd i ludzi wypadały u ogrodnika równie słabo. W miejscu, o którym była mowa nie był prawdopodobnie nigdy, chyba że pod nieobecność właściciela przynosząc tam jakieś żelastwo do tych jego wynalazków, ale kto by to pamiętał. Samego mężczyznę widział może ze dwa razy. Czy zamienili chociaż parę słów nie umiał powiedzieć.
Drugą kwestią był fakt, iż z całej listy wymienionych przez Coeha środków ostrożności kojarzył z nazwy ledwie niektóre i to raczej pobieżnie. Dość, że gdyby dano mu nagle do rąk cały ten arsenał najpewniej zrobiłby sobie krzywdę. Nie miał jednak nic przeciwko zabraniu ze sobą wszystkiego cokolwiek jego rozmówca uzna za stosowne. W pewnych aspektach ogrodnik był wyjątkowo oporny na doświadczenie i z niewiadomych przyczyn ubzdurał sobie i naiwnie wierzył, iż osoba znająca alfabet na tyle by czytać książki natychmiast posiada całą zawartą w nich wiedzę i potrafi wybrnąć z każdej najtrudniejszej sytuacji. Sam właściwie dziwił się, że jeszcze tu stoi i nie pozostawia miejsca tym bardziej uczonym. Oczywisty powód tego bezruchu nasunął mu się wyraziście przed oczy, gdy przytrzymywana przezeń skrzynia drgnęła ponownie.
- Tak, tak – zgodził się skwapliwie na wszystkie propozycje rozmówcy powróciwszy wreszcie do rzeczywistości. Tylko przydałoby się coś jeszcze do otwarcia skrzyni.
Zamyślił się głęboko gładząc po gładko ogolonej brodzie.
- A zresztą zabierzesz się z tym wszystkim? Może ci pomóc?
Jakoś nie mogło przejść mu przez gardło, że absolutnie nie wie, w jaki sposób dotrzeć we wskazane miejsce i wolał już samodzielnie zaproponować pomoc czego zazwyczaj nie robił niż się do tego przyznać. Schylił się i uniósłszy skrzynię wsadził ją sobie pod pachę jakby miała ciężar ledwie piórka.
- A zresztą jak to mówili u nas we wsi „Tylko chorego się pyta”. Co prawda, o co innego chodziło, ale… - mruczał zmierzając w stronę gabinetu zielarza jakby bał się, że ten nagle zrezygnuje z jego usług - Zresztą dziwna i nieprzyjemna sprawa z tą skrzynią. Zdawało się, że robota ledwie na chwilę, a tu masz. Ale ja to zawsze mam pecha, zawsze pod górkę i pod wiatr. Dałbym sobie rękę uciąć, że urodziłem się w piątek trzynastego, pod drabiną zaraz po tym jak przeszedł tamtędy czarny kot, ale znając moje szczęście jeszcze straciłbym rękę, a to bądź, co bądź byłaby strata nieodżałowana. To nie jest tak, że narzekam, tylko, czemu takie rzeczy spotykają zawsze mnie. Pewnie, bo praca w cieniu, prawda. Jak nie słońce prosto w łeb to jakieś niespodzianki. Nie lubię takich zaskoczeń. Takie niebezpieczeństwa, przygody to przecież szkodliwe dla zdrowia, a zdrowie trzeba oszczędzać, bo tego to nikt nie da. Ale co do zdrowia ty to tak wyglądasz jakby ci samo powietrze szkodziło.
Nie uszło jego uwagi jak Coeh raz po raz pociera nos starając się opanować atak alergii i choć gadał jak zawsze głównie o sobie nie wskazywało to w żadnym razie, iż nie dostrzegał potrzeb innych. Teraz, więc, kiedy zatrzymali się przed drzwiami, wygrzebał czystą chusteczkę, jedną z tych, których spory zapas nosił zawsze w kieszeni i wyciągnął w stronę zielarza.

Desiderius?     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz