- I cały
monolog o ludzkiej niewdzięczności wzięło w łeb, bo się nagle jaśnie pani dobre
maniery przypomnieć się musiały.
Po czym na
głos już zapytał:
- Panienka
pije, czy tylko się przygląda. Wiem, że klamoty, bibeloty tam czekają do po
przestawienia, ale trzeba się zahartować nieco, żeby kurz w gardle nie osiadał.
A zresztą do diabła z wymówkami. To już jest szczyt żeby ciężko pracujący
dorosły człowiek potrzebował jakichś tam powodów żeby się napić. Ciągam cały dzień
worki, mogę pod wieczór pociągnąć z kieliszka. A, że jeszcze dzień to, co tam.
To wieczór się spóźnia, a nie ze ja jestem za wcześnie. Wszyscy się spieszą
jakby się gdzie paliło, a się przecie nie pali, bo jakby to był naprawdę, jaki
pożar toby do mnie nie przyłazili tylko latali w kółko bez sensu. To jak polać.
Nie czekając
na odpowiedź wyciągnął drugi kieliszek i począł powoli i z rozmysłem wlewać weń
złocisty płyn. Następnie wyciągnął z kieszeni białą chusteczkę, swój
nieodłączny atrybut, i począł powoli aczkolwiek bardzo dokładnie przecierać
flaszkę, potem kieliszki, aż wreszcie położył dokładnie wyczyszczone szkło
przed towarzyszką starając się nie dotykać go więcej dłońmi. Na koniec
przeciągnął jeszcze strzępkiem materiału po blacie usuwając ostatnie ślady swej
bytności w tym miejscu i uspokojony opadł z powrotem na krzesło.
- Właściwie
to niespecjalnie jest, co opijać. Pogoda pod psem, bo albo upał, że wielbłądy zaglądają
do chaty pytać o drogę do oazy, albo leje tak, że dziwota, iż się wszyscy w
żaby nie pozamieniamy, a już najgorzej jak wieje ten wiatr, co głowy urywa.
Inna rzecz, że innym naprawdę dobrze by taka operacja zrobiła, ale, po co się
uczciwych ludzi przy tym czepiać – w jego tonie pobrzmiewała wyraźnie nuta
wskazująca, że siebie zalicza raczej do tych uczciwych – Niby nie ma, za co pić,
ale jest, po co. Panienka pewnie zwróciła uwagę na tą diablicę w kobiecej
skórze, która mnie zagadnęła. No to właśnie z nią szczególnie bez kieliszka
rozmowy nie zniosę. Ostatecznie ona ma swój rytuał, zawracać mi głowę przy
każdej możliwej okazji to i ja mogę mieć swój.
Zdumiewające
jak szybko alkohol ubywał z kieliszka rolnika, choć ten wyraźnie nie przykładał
do niego absolutnie żadnej wagi i niemal nie przerywał swego monologu. Była to
jedna z niewielu jego niezwykłych umiejętności, przydatna głównie w karczmach,
lub też w przypadku, gdy niezwykle pilnym było wywiedzenie się, co też
konkretni goście popijają, jako że w ferworze dyskusji pociągnięcie z
niekoniecznie swojego kieliszka nie wydawało się tak niezwykłym – pomijając fakt,
że najpewniej towarzyszyłby temu szereg zabiegów, w którym główną rolę
zagrałyby jego szmateczki. Naprawdę zadziwiające, że nikt nie chciał bardziej
wykorzystać tych jego talentów, a bardziej znaczy w tym przypadku w ogóle przynajmniej
raz. Odstawił wreszcie pusty kieliszek i zerknął na nią nieco przyjaźniej.
- No to do
roboty, bo nas zima zastanie, a zimą to nie ma, co robić. Zimno, ciemno i do
chałupy daleko. Jak ja nie lubię zimy. – narzekał w najlepsze, choć jego wyraz
twarzy zdecydowanie nie korespondował tym razem z tonem, jakim mówił. Nie
znaczyło to, że był nieszczery, tylko powinien jeszcze dodać, że nie lubi tak samo
wiosny, lata i jesieni. To, jeśli chciałby być ścisły, ale na tym mu akurat
nigdy nie zależało, jeśli nie chodziło o jego przekochane warzywka. Odchrząknął
i starając się przybrać jak najbardziej przyjazny wyraz twarzy wyciągnął
szarmancko dłoń w stronę kobiety.
- Pani
pozwoli, jeśli nie będzie to zbyt wielkim kłopotem pospieszyć się z tym
trunkiem, to pomogę się urządzić. Obiecuję, że nie będę w zamian żądał
plewienia grządek, bo po pierwsze ja nie mam czasu uganiać się za dłużnikami po
gildii, jak mi pomidory wysychają, a po drugie nie mogę brać odpowiedzialności
jak przez jakiegoś domorosłego ogrodnika cała gildia będzie wcinać sałatę jak
króliki, bo geniusz wyrwie sadzonki razem z chwastami. I proszę się nie zrażać
moją… moim dość nietypowym rozumieniem uprzejmości… naprawdę nie jestem tak zły
jak mnie malują, tylko życzliwość zazwyczaj zbyt drogo mnie kosztowała.
Przeciągnął
bezwiednie po szramach znaczących jego twarz.
- Ma pani
jakieś bagaże. Tego tam stwora do bagaży nie liczę. Jego na pewno nieść nie
będę, choć swoją drogą ma całkiem sympatyczną mordkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz