niedziela, 21 lipca 2019

Od Krabata cd. Narcissy

Zbliżali się już do głównego budynku, gdy ich oczom ukazał się tuman kurzu nadciągający od strony lasu. Krabat zatrzymał się na chwilę i mrużąc oczy starał się rozeznać któż to tak pędzi jakby go wszyscy diabli gonili tudzież jak się domyślał nieśli. Dostrzegłszy gdzieś unoszącą się wśród wzburzonych pyłów lawendową suknię i ciemną końską grzywę, jak i jasnobrązowe włosy był już pewien swego i pozostawało mu jedynie westchnąć głęboko i pokręcić głową z rezygnacją. Wyglądało na to, że zdecydowanie nie zazna tego dnia nudy. Zresztą jak i każdego.
- Nieszczęścia chodzą parami – prychnął pod nosem, po czym zerknąwszy na idących za nim dodał – albo nawet trójkami. Jak oni to robią. Ledwie człowiek odejdzie od grządek na trzy kroki napić się, czy coś zjeść zaraz cała chmara się na niego zwali ze swoimi pilnymi sprawami.
Dodałby coś jeszcze, ale powstrzymał się w porę. Pewnych kwestii nie należało poruszać w tak dystyngowanym i nowopoznanym przede wszystkim towarzystwie, ale nie raz już mówił, że „jeszcze trochę i nawet za potrzebą nie będzie można na bok odejść, bo strach, że ci ktoś z rowu wylezie”. Uśmiechnął się do siebie wspominając jak sobie z tego z kimś żartował i to zdaje się, że przy czymś mocniejszym. Może warto by to powtórzyć i zrobić sobie małą przerwę. Zerknął na kobietę, której zaoferował się nie bardzo dobrowolnie na przewodnika i na wjeżdżającą na plac Sorelię. Wszystko wskazywało na to, że i tak nie prędko wróci do swoich marchewek.
- Pani wybaczy – mruknął bez cienia uprzejmości w stronę Narcissy i raźnym jak na kuternogę krokiem ruszył w stronę wjeżdżającego na plac konia.
- Witam w naszych skromnych włościach panienko Acantus, obawiam się, że z czymkolwiek panienka przychodzi nie prędko będę mógł pomóc.
- Ależ Krabacie skąd ci przyszło do głowy, że czegoś potrzebuję.
Uniósł lekko brwi jakby nie specjalnie wierzył w to, co słyszy, tudzież powątpiewał w zdrowe zmysły rozmówczyni.
- Powiedzmy taki szósty zmysł. Nie ma panienka żadnego bagażu, pędzi jakby się paliło, a po za tym ja mam dzisiaj wyjątkowo pechowy dzień. Najpierw jakaś nowa, teraz się odzywają stare znajomości…
- Ach, więc dołączył do nas ktoś nowy?
- Jeszcze nie dołączył, prowadzę do mistrza właśnie. Ale na moje oko pasuje jak ulał.
Dawno już zauważył, że gildia jest tym wymarzonym miejscem, gdzie nikt nie pyta go skąd ma te blizny na twarzy, czemu unika żołnierzy i skąd zna ten czy tamten wiersz. Każdy ma tu swoją historię i jej się trzyma nie wpraszając się do cudzych zakamarków pamięci. Panienka którą prowadził do mistrza po za dość oryginalnym wyglądem miała wyjątkowe zdolności jeśli chodzi o zachowanie milczenia.
- Może by warto się zapoznać, jak wyglądam?
- Kwitnąco jak trujący bluszcz – mruknął – wspominałem już, że mam robotę? No to czegóż dusza pragnie?
- Jasne, jasne. W podziemiach miejskich zawalił się kawałek sklepienia i nie można przejść, więc…
- Więc pomyślała panienka natychmiast o mnie, bo ja mam na fartuchu napisane, służby porządkowe i na pewno nie mam, co z czasem począć, ale dobra. Tylko nie na już. Coś czuję, że trochę mi tu zejdzie. Zdrówka życzę.
Machnął niedbale ręką na pożegnanie i ruszył w kierunku drzwi. Stając przy klamce wyszarpnął z kieszeni jedną ze swoich nieodłącznych chusteczek i starannie okrywając nią chłodny metal nacisnął klamkę i pchnął drzwi. 
- "Na odrzwiach bramy ten napis się czyta" - szepnął do siebie przypominając sobie jak jego przyjaciel wspominał mu o pewnym utworze, w którym takie zdanie występowało w części dotyczącej piekła. Dziwna historia, ale lubił jej słuchać. Właściwie w stanie w jakim się wówczas znajdował było mu naprawdę wszystko jedno co mu się opowiada. Czemu przypomniało mu się teraz kiedy wchodził na korytarz budynku gildii. Gdy wszedł do wnętrza natychmiast owionęło go chłodne powietrze bez grama siarkowego aromatu. Dla niego to miejsce zdecydowanie nie było otchłanią. raczej rajem. Przesunął się, by przepuścić kobietę.
- Zapraszam. W środku mamy trochę labirynt, więc zaprowadzę panienkę pod same drzwi, co by drogi nie pomyliła. A potem zaczekam może we Wspólnej Sali, bo jeśli nie kontaktowała się panienka z mistrzem to zapewne trzeba będzie pokój przygotować. Tak się jakoś przyjęło, że noszenie ciężarów w tej rezydencji jest moim zadaniem.
„Ale uprzejmość dla gości nie należy już do moich obowiązków” – dodał w myślach.
- Jakby się panienka zgubiła to pytać o Krabata, albo o Ogrodnika. Na pewno ktoś do mnie skieruje. Zresztą nie tak trudno mnie znaleźć. Przywileje profesji. Pietruszka, czy pomidory nie urządzają sobie raczej długich spacerów, żeby za nimi ganiać. Zresztą ja nie mam na to zdrowia. Poczekam sobie, zaszyję się gdzieś, nie będę drałował dwa razy z pola.

Narcissa?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz