sobota, 20 lipca 2019

Od Narcissi cd Krabata

⸺⸺✸⸺⸺

Chociaż mina kobiety nieustępliwie pozostawała niewzruszona, tak w środku zarówno buzowała, gotowała się, jak i śmiała w głos nad rolnikiem. Rozumiała, że nie każdego zdołano nauczyć podstawowych zasad uprzejmego postępowania tak właściwie z kimkolwiek, a ludzie mieli skłonność do capienia tym, czym ich skorupka za młodu nasiąknęła, jednak nie spodziewała się, by z czyichkolwiek butów wystawało aż tyle słomy i siana. Kha również jedynie pokręcił nosem, ukradkiem spoglądając z dołu na swoją towarzyszkę, by za chwilę przedreptać łapami po spulchnionej glebie. Atmosfera nasiąknęła nieprzyjemnym zapachem, powietrze zrobiło się gęste i zalegało w płucach, a mimo to Narcissa uśmiechała się uprzejmie w stronę mężczyzny, by drgnąć delikatnie dopiero w momencie, w którym zwrócił się do niej obliczem i mogła dokładnie przypomnieć sobie, kim był owy osobnik.
Chociaż buźkę niezmiennie miał jaśniejącą, piękną i trafiającą idealnie w gusta blondynki, tak złotawy blask szybko przyćmiony zostawał przez panujący we łbie ciemnogród, nad którym mogła jedynie westchnąć, machnąć ręką i zakląć po cichu do Kha'sisa nad tym, jak najwidoczniej nie było danym kobietom znaleźć kogoś, kto miałby nie tylko piękne ciało, ale i umysł. Później dziwiła się, że jej znajome po ojcach trafiały na nieodpowiednich mężczyzn. Oczywiście, równie wiele było panienek, które mimo bladych lic, posiadały równie mdłe charaktery.
Nieuprzejmym było z jej strony wyłączenie się w trakcie trwania dość długiego monologu mężczyzny, jednak nie mogła się powstrzymać i w pewnym momencie najzwyczajniej w świecie odpłynęła myślami gdzieś hen daleko, zastanawiając się, co ją tak właściwie podkusiło, by usłuchać Percivala. Brat wyglądał i zachowywał się czasami, jakby brakowało mu piątej klepki, również lubił podsuwać pomysły, które, z doświadczenia widziała, zazwyczaj kończyły się ogromnym faux-pas, a mimo to wciąż brnęła i zaskakująco często przystawała na jego oświadczenia. Prawdopodobnie oboje mieli słabość do pomysłów ewidentnie wiodących na manowce, jednak nikt nigdy nie zdołał ich od nich odwieść, a Kha'sis przestał już nawet prychać, czy kręcić nosem, gdy narwane rodzeństwo wpadało na kolejną, wybitnie idiotyczną ideę.
Teraz jednak tłumaczyła sobie to wszystko sprawami wagi wyższej, niż ich wygoda, bowiem coś się zbliżało, a nie była to rzecz bezpieczna, chciała jak najprędzej przydać się na cokolwiek, a do tego uznawała, że właściwie traktować powinna to jako wsparcie dla Chryzanta i swego rodzaju wypełnianie potrzeb zacieśniania relacji międzyludzkich. Może również potrzebowała odpoczynku od wiecznych przygód, ganiania za stworami i zgrajami bandziorów, którzy zagrażali bogu ducha winnym mieszkańcom państwa. Miała już swoje ordery, miała już swoje nagrody, teraz należało jej się otrzymać, chociaż chwilę dla siebie, czyż nie?
Obudziła się dopiero w momencie, gdy uwaga dotknęła umiejscowienia Kha'sisa, który nie ruszył się ani o milimetr, wciąż dumnie stercząc przy jej boku, z ogonem podkulonym prawie do klatki piersiowej. Dziwna forma wymagała dziwnych zachowań charakterystycznych dla danej rasy. Mogła jedynie wzruszyć ramionami, gdy ten prowadził dokładne badania i obserwował kolejne to psowate, czy inne zwierzęta, pragnąc nauczyć się jak najlepiej odwzorowywać ich zachowania.
Nie sądziła, że mężczyzna zdoła dotrzeć do momentu, gdy będzie panikował nad marchewkami i ziemniakami, a jednak. Proszę bardzo, w tym momencie już raczej nic nie było w stanie zaskoczyć Narcyzy, której pozostawało unieść brwi i odetchnąć nieco głębiej, niż zazwyczaj, co nie umknęło uwadze Kha'sisa. Prędko musnął wilgotnym, chłodnym nosem dłoń, która wciąż spoczywała na główce laski. Powoli poczuwała odbijający się na skórze symbol słońca, coraz wyraźniejszy i wyraźniejszy z każdą kolejną chwila, gdy to coraz agresywniej zaciskała palce na rączce.
Na szczęście cała ta męka skończyła się krótko po tym, a młoda dama mogła nareszcie podążyć za domniemanym Księciem Złodziei.
Raczej pieprzonym, kurwa, koniuszym.
Kha spojrzał na nią z oburzeniem zaraz po tym, jak przez głowę przemknęła jej myśl. Posłała w jego stronę bezdźwięczne co, na co jedynie pokręcił łbem i zwrócił się ponownie w kierunku marszu. W tym samym czasie ziemia, na której jeszcze dosłownie chwilę temu przystawał, wróciła do swojego poprzedniego kształtu, a kilka listków wychyliło łebki spod brunatnego gruntu. Kha wyprostował się zadowolony ze swojego gestu, na co Aigis jedynie uśmiechnęła się pod nosem, obserwując, jak prędko wszystko wraca do normy sprzed kilku chwil, a nawet i lepiej. Khardias miał zdecydowanie zbyt pogodne nastawienie do ludzi i zbyt wiele chciał im wynagradzać. Wiedziała bowiem, że ludzie zwyczajnie na to wszystko nie zasługują, a już na pewno nie ze strony biednego biesa, którego najchętniej potraktowaliby widłami, srebrnymi pociskami i święconą wodą, cokolwiek to wszystko miałoby znaczyć.
Czasami naprawdę żal było jej tak dobrego stworzenia, jakim był Kha i gdyby mogła, wynagrodziłaby mu wszystkie zła tego świata, jakich zdołał doświadczyć w ciągu przebywania na tym marnym, ziemskim padole. Oddałaby mu wszystkie skarby świata, obdarowała wszystkim, czego by tylko zapragnął. Problem był taki, iż Kha nie pragnął niczego, twierdząc, że to, o czym marzył, spełniło się już dawno i jest mu dobrze tak, jak było. Poruszało ją to jeszcze bardziej i dziękowała wszystkim siłom za to, że zesłali jej tak mądrego i doświadczonego życiem towarzysza, by był i wspierał ją wtedy, gdy nadchodziła takowa potrzeba.
Dlatego dumnie chodziła przy jego boku, poprawiała kapelusz, gdy trzeba było i reagowała mniej, lub bardziej przychylnie na ludzi, którzy ze stworzeniem mieli problem.
Tym razem jednak nie miała zamiaru wynosić konsekwencji z zachowania, jakim obdarował ich Krabat, jedynie postanowiła o omijaniu go szerokim łukiem, gdy miała nadejść takowa potrzeba. Nie szukała osób przypominających robactwo, czy inne cholerstwo, mające na celu jedynie zatruwać życie i przyprawiać o niekoniecznie pozytywne wrażenia. Również podarowała sobie przypominania na głos jego nazwiska, czy czegokolwiek podobnego. Jedyne więc, czego się dopuszczała, to zerkanie, może i nieco rozeźlonymi, bursztynowymi oczami, prosto na tył sylwetki Ratignaka. Widziała go może jeden raz, do tego dość prędko i nie zdołała zapamiętać większości rzeczy. Jedynie twarz, bo, tu nie było co ukrywać, prawdą było, iż należał do osób przystojnych. Nie mogła tego odmówić, a buźkę zapamiętała na długo. Nie mogła jednak orzec, czy wtedy również była zabliźniona. Nie była też przy zdolnościach wspomnieć, czy wtedy kulał. Pewnym było natomiast, że przybrał w barkach, zdawał się wyższym i dojrzalszym, niż wtedy. Spodziewała się również, że on nie miał sposobności jej zapamiętać.
Szczerze, zwyczajnie siedzieli w jednej z karczm i wraz z Percivalem obgadywali mężczyznę, wiedząc dokładnie, kim jest i skąd się wywodzi. Zwracali uwagę na zalety, jak i mankamenty urody i wynieśli z tego wszystkiego jedno. Obaj byli oczarowani, zarówno rysami twarzy, jak i, wcześniej już napominaną częścią ciała, o której ponownie wolała nie wspominać. Nie, kiedy w głowie jej nie szumiało i kiedy świat nie wirował.
Zdecydowanie żałowała większości sytuacji, gdzie pozwoliła sobie pofolgować, zdecydowanie.

⸺⸺✸⸺⸺
[Krabacie?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz