poniedziałek, 29 lipca 2019

Od Krabata cd. Desideriusa


Powoli opuścił na ziemię niepotrzebną już skrzynkę nie spuszczając z oczu bestii i tylko od czasu do czasu spojrzenie uciekało mu w stronę rozedrganego zielarza, ale w przeciwieństwie do nieproszonego gościa w postaci stworzenia wątpliwej urody, nie posiadał trzeciego oka by je w stronę swego towarzysza na stałe skierować. Nie dysponował nawet zezem rozbieżnym żeby wszystko mieć na oku, a wyraźnie tego odeń oczekiwano. Stanowczo za mało mi płacą – przemknęło mu przez myśl, choć prawdę powiedziawszy sam przystał na pełnienie funkcji rolnika. Skąd miał wiedzieć, że pełnienie zadań tragarza, dekoratora wnętrz, porządkowego w kanałach, ochroniarza pewnych rozpieszczonych panienek, których wolał nie wspominać po imieniu w myśl zasady nie wywołuj wilka z lasu będzie w pakiecie. A już zupełnie miarka się, gdy przyparty do muru, czy w zasadzie szafki z ziołami, bo pomieszczenie uparcie nie chciało spełniać wymogów poetyczności zielarz z nożyczkami do cięcia liści, jako jedyną obroną zapewniać zaczął o swych wróżbiarskich zdolnościach. W gruncie rzeczy zachowywał się jak każdy normalny człowiek w podobnej sytuacji, ale Krabat nie był na tyle uczłowieczony, aby to rozumieć, a przynajmniej nie miał ochoty na tyle się ze swoim zludziowieniem ujawniać, by oszczędzić sobie narzekań.
- Wiedziałem, wiedziałem, odezwała się wróżka. To może wyjaśnisz mi czemuś zachował te jakże cenne informacje dla siebie?
Łypnął okiem w stronę stwora i powoli odsunął się stając w drzwiach. Ze stoickim spokojem przyglądał się jak sześciooka poczwara pochłania kolejne rośliny z bezcennych zbiorów zielarza i ktoś mógłby wręcz stwierdzić, że wyłącznie ze względu na fakt, iż to nie o jego uprawy ulegają właśnie zagładzie cała sytuacja w ogóle nie trafiała do jego przekonania, ale w jego bezruchu była pewna metoda. Zielarz być może znał się na różnych okazach fauny i flory, ale sadząc z jego zachowania raczej nie miał praktycznego doświadczenia w obcowaniu z niespodziankami wyskakującymi nagle z niepozornej drewnianej skrzyni, które raczą panoszyć się w jego skromnym gabineciku jak u siebie.
- W obecnej sytuacji – oznajmił jedynie nie okazując, ani krzty zdenerwowania, choć zwierzak nijak do gustu mu nie przypadł – wolę, aby topił te swoje zębiska w jakichś tam badylach niż we mnie.
Najwidoczniej jednak sympatie i antypatie rolnika dotyczące żywienia zwierząt egzotycznych najmniej w tym momencie interesowały Desideriusa, którego spojrzenie kierowane sponad lśniących złotych nożyc wciąż wyrażało ten jeden apel zamykający się w prostym stwierdzeniu: „Zrób coś z tym”. Pytanie tylko, co Krabat znający się na dzikiej faunie jak kot na pszczelarstwie, wilk na gwiazdach tudzież głuszec, na ariach operowych miałby zrobić z bladoskórą, oślizgłą bestyją, o której nie wiedział niczego poza tym, że gustuje w ziółkach i posiada niezbyt rzadki dar grania ludziom na nerwach. Oderwał na chwilę wzrok od obiektu zainteresowania, który nie niepokojony przez nikogo zabierał się za podgryzanie ksiąg z recepturami i okraszając sobie tą niecodzienną przekąskę podgryzaniem gałązek stojącego na biurku niewielkich rozmiarów drzewka.
- Oby to było coś na uspokojenie, bo temu tam nie brak raczej wigoru. I nie patrz tak na mnie, co ja mam zrobić. Przestań trząść tymi nożycami, bo takie kły jak ma nasz przedstawiciel dzikiej fauny to raczej nie należą do roślinożercy. A jak znam moje szczęście to pewnie jeszcze jakieś jadowite to diabelstwo. Ja tu przyszedłem zanieść kilka skrzyń. Nikt mnie o dodatkowych atrakcjach nie informował. Czy ludzie naprawdę nie mogą o takich rzeczach wcześniej informować. Ale oczywiście…
Nawet nie zdawał sobie sprawy jak w czasie tego monologu wymachuje rękami. Ciężko powiedzieć czy to doszedł do głosu jego choleryczny nieco temperament, który jakiś czas pozostawał w uśpieniu czyniąc z niego niemalże flegmatyka, czy też udzieliła mu się panika ogarniająca w zatrważającym tempie zielarza. Głupio zrobił, ale jak to sam powtarzał, najlepiej się człowiek uczy na własnych błędach, bo cudze tak nie bolą. Dość, że jego przydługawą wypowiedź przerwał iście niedźwiedzi ryk, kiedy te drobniutkie ostre ząbki piekielnie ostre jak nożyce Desideriusa i cuchnące równie jak ich niezbyt urodziwy właściciel wbiły się w jego przedramię. Choć wrzask mógł spokojnie postawić na nogi nie tylko całą gildię, ale całe miasto wraz z cmentarzem na sprawcy zamieszania nie zrobił absolutnie żadnego wrażenia i kiedy tylko zagradzające mu przejście cielsko Krabata zwaliło się na ziemię wskoczył mu na pierś, machnął długim oślizgłym ogonem i zacierając zbyt cienkie łapki pognał korytarzem. Rolnika na moment zaćmiło z bólu, ale tylko na krótką chwilkę. Był przyzwyczajony do bólu jak i do trucizn, jaką stwór wręcz zapewne ociekał. Kiedy wiec zdało mu się, iż pewien odejścia intruza Desiderius zdecydował się odkleić od półek wysapał podnosząc się powoli.
- Jakby to kogoś interesowało to nic mi nie jest. Czy ja już wspominałem, że mam wyjątkowe szczęście? A teraz jeszcze bieganie… niektórzy to przechodzą czyściec na ziemi. 

<Desiderius?>      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz