czwartek, 4 lipca 2019

Od Xaviera cd. Elry

Wściekłość okropna, niczym paskudna trucizna oblazła jego umysł, pozwalając, aby negatywne poruszenie niemalże wyparło z niego zdolność do logicznego rozumowania. Nie potrafił przestać myśleć o swojej upokorzonej dumie, wyuzdanej godności, które tak w sobie cenił, tak uwielbiał. Przez nie właśnie się tak uniósł, jak również dopuścił, że język samoistnie toczył jad. Krzykiem próbował zagłuszyć męczące go poczucie zażenowania, kompletnie nie troszcząc się o powody, które doprowadziły do tego całego zajścia. Nie znał przyczyn, czy strapień, nie potrafił postawić się na miejscu kobiety, jednak choćby przez myśl mu nie przeszło, aby wykazać choćby cień zainteresowania. Był zbyt zdenerwowany, zdezorientowany i zdecydowanie nazbyt zajęty wmawianiem sobie własnych prawd, aby dostrzec niektóre rzeczy, może nawet oczywiste. Nie pokwapił się nawet wstrzymać chwilę, aby usłyszeć wyjaśnienia, tylko od razu po wyrzuceniu z siebie ostatnich żali, ominął kobietę i odszedł w swoją stronę.
Skierował się wprost do swojego pokoju, gdzie od razu po zakluczeniu drzwi podszedł do łóżka. Z jękiem opadł na miękki materac, z którego pozwolił sobie bezwładnie zsunąć, tak że zatrzymał się na drewnianej ramie. Zaparł się na nogach i nachylił się, naprężając kręgosłup, przy czym niemalże włożył sobie głowę pomiędzy kolana. Ponownie stęknął, czując, jak wspomnienie zeszłej nocy powraca do niego. Uprzednio jego ciałem rozporządzały przeróżne emocje, które trzymały go w roztrzęsieniu, a tym samym nie dopuszczały do niego możliwych boleści. Dlatego, dopiero gdy zaczęło to powoli z niego schodzić, pojął jak bardzo złym samopoczuciem, został dziś obdarowany. Momentalnie wezbrało w nim zmęczenie, które zaatakowało jego głowę tępym dzwonieniem, powoli przeradzającym się w uporczywy ból. Zawył po raz trzeci, lecz tym razem wplótł palce między włosy i szarpnął nimi, aż ostry impuls wstrzymał go przed dalszymi dziwactwami. Przechylił się do tyłu i rzucił się na futra w poszukiwaniu snu, który miał uwolnić go od tych uciążliwości. Jakże naiwnie.
Ulga nie przyszła. Nie zaznał także choćby krzty wypoczynku, albowiem jego niedomoga była na tyle uciążliwa, że nie pozwoliła mu przymknąć oczu nawet na chwilę. Niezdolny do niczego po prostu leżał, gdzieś pośród jawą, a półsnem, tkwiąc tak w letargu niemalże przez cały poranek. Może trwałby tak jeszcze do następnego dnia, gdyby organizm nie zaczął mu w pewnym momencie przypominać o podstawowych potrzebach.
Początkowo chłopak próbował to ignorować, wmawiając sobie, że drobna głodówka go nie zabije, jednak w końcu trzewia stały się tak natarczywe, że nawet zagłuszyły jego migreny. Dopiero to zmusiło go do wyrwania się z marazmu i odkopania spod warstw pościeli. Dźwignął się łóżka i otworzył okno, lecz nagły powiew świeżego powietrza tak go zemdlił, że czym prędzej włożył buty, chwycił za płaszcz, a następnie opuścił pomieszczenie.
Jednak nie przekroczył jeszcze nawet dobrze progu, gdy nagle się zatrzymał i tylko resztkami woli wstrzymał się przed ponownym schowaniem się w pokoju. Czuł, po prostu czuł, że zaraz znów dojdzie do czegoś dziwnego. Szczerze powątpiewał, że kobietę ponownie przygnał tu przypadek, czy inny złośliwy los, czemu też, gdy ich spojrzenia się zbiegły, nie powściągnął się przed wykrzywieniem twarzy w zdecydowanie mało przyjemny grymas. Chciał już coś powiedzieć, jednak Elra na całe szczęście go ubiegła, a słowa, które wypowiedziała, skutecznie go utemperowały, a przynajmniej wstrzymały przed dzieleniem się swoimi zbytecznymi uwagami. Przysłuchiwał się jej, nawet nie kryjąc zdziwienia, zdecydowanie nie spodziewając się takiego obrotu wydarzeń, zwłaszcza po zajściu, które przecież miało miejsce zaledwie parę godzin temu. Prędzej obstawiał, że usłyszy koleiną tyradę, aniżeli jakiekolwiek słowa skruchy. Szczerej skruchy, albowiem kobieta odważyła się przyznać do swoich zawinień i co najważniejsze nie schowała, pod przepraszam listy zarzutów, z których można było wnioskować, że to jednak Xavier był wszystkiego winny. Chłopak może nie pokazał tego, ale naprawdę docenił ten drobny szczegół. Nawet bardzo możliwe, że właśnie to zaważyło nad dalszym przebiegiem tej rozmowy, albowiem nie wiadomo jak w obecnym stanie mógłby zareagować bard, tknięty byle jakim impulsem.
Tak potulnie wysłuchał całości, nawet zadumał się przez chwilę nad jej słowami i pozwoli wybrzmieć ciszy, nim pomyślał, że wypadałoby, może się jakoś odezwać. W pierwszej chwili chciał rzucić pojednawcze słowa pokroju; rozejdźmy się w pokoju i starajmy sobie nie wchodzić w drogę, lecz kobieta ponownie go uprzedziła. Wyciągnęła z kieszeni ampułkę i podsunęła mu ją pod nos.
Chłopak przez chwilę mierzył ją wzrokiem, błądząc po podstawionych mu przedmiotach, dłoniach kobiety, jej twarzy, spojrzeniu. Może to pewnego rodzaju wrodzona podejrzliwość, może brak wiary w drobne, altruistyczne gesty, gdyż musiała minąć dobra chwila, nim odważył się po nie w ogóle sięgnąć.
— Dziękuję.
Odparł cicho, a twarz jego jakby przez chwilę rozjaśniała delikatnym uśmiechem, który zbladł tak szybko, jak szybko bard zorientował się co robi. Na ponów przybrał dumny wyraz twarzy i jednym sprawnym ruchem strzaskał szklaną szyjkę ampułki. 
— Nie będzie mi nikt zarzucać, że cokolwiek zignorowałem, zwłaszcza ten mały... — warknął i nagle w połowie zdania wlał sobie do gardła oleisty lek. — Nieważne. Idę teraz do kafeterii, więc niby będę miał chwilę, żeby jeszcze raz do tego przysiąść. Myślę, jednak, że z pewnym względów potrzebowałbym pomo... wsparcia.
Odchrząknął, mrużąc oczy, jakby wewnętrznie szamotał się ze swoją dumą. Spojrzał na kobietę, która przyglądała mu się z pewnym zaciekawieniem, czy też może politowaniem, albo z jakikolwiek innym odczuciem, którego chłopak nie mógł zbytnio rozczytać.
— Jadłaś już śniadanie? 


Elra?
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz