czwartek, 25 lipca 2019

Od Quinlan

Zazwyczaj w takie piękne dni jak ten Quinlan wolała siedzieć w odosobnieniu. W bibliotece gdzie jest sama z nimi. Tylko ona i książki. Jednak czasami zdarzały się wyjątki. Jeżeli ktoś pragnął, coś odnaleźć w pomieszczeniu, gdzie znajdowała się wszelaka wiedza, musiał niestety cierpliwie poczekać. Właśnie dzisiaj bibliotekarka postanowiła wybrać się do stajni, aby odwiedzić swego ukochanego przyjaciela. Pegaza zwącego się Quini Questro. Chciała tak jak przed dołączeniem do Gildii, obejrzeć razem z nim zachód słońca. Kiedyś była to ich taka mała tradycja. Jednak przez obowiązki bibliotekarki dziewczyna musiała niestety odpuścić ją sobie. Szybkim krokiem weszła do budynku i zaczęła rozglądać się na boki w poszukiwaniu szarego ogiera. Miała ochotę przywitać się z każdym napotkanym po drodze koniem. Uwielbiała te stworzenia, a jak widziała to, jak niektóre radośnie witają, nowoprzybyłą osobę ciężko było jej się powstrzymać. Jednak nie mogła dać się pokusie. Przyszła tu tylko w jednym celu. Niewiele musiało minąć, aby znalazła się przy odpowiednim boksie. Od razu otworzyła drzwiczki, wypuszczając przy tym Estra “na wolność”. Rumak zadowolony trącał ją w rękę, licząc na jakieś przysmaki.
- Niestety tym razem nic dla ciebie nie mam - Quin uśmiechnęła się przepraszająco.
Ten jakby lekko obrażony ruszył od razu do wyjścia na zewnątrz. Bibliotekarka jedynie westchnęła i ruszyła za nim. Niedługo trwał powrót do normy, dzięki czemu dziewczyna wsiadła jak zwykle na pegaza i razem wznieśli się w powietrze.

~***~

Oglądanie zachodu słońca w locie było czymś wspaniałym. Te wszystkie kolory. To, że byli tam zupełnie sami. Quinlan uwielbiała te momenty. Były dla niej magicznie. Jednak w końcu słońce musiało ukryć się za horyzontem, a oni powrócić na stabilny ląd…
Ostrożnie zsiadła z pegaza, aby nie uszkodzić, chociaż w najmniejszym stopniu jego wrażliwych skrzydeł. Poklepała go po grzbiecie, a następnie wtuliła w jego szyję, chcąc tak jakby podziękować za lot. Odsuwając się, uśmiechnęła się tylko i ruszyła przed siebie w stronę stajni. Nawet nie obracała się, aby sprawdzić, czy ogier idzie za nią. Wiedziała, że tak jest. Zawsze, kiedy mógł, podążał za nią. W tym przekonaniu utwierdzał ją nie za głośny stukot kopyt. Oczywiście ta sielanka nie mogła trwać za długo. Już po kilku minutach do uszu szatynki doszło nerwowe rżenie rumaka. Momentalnie przystanęła i obróciła się przodem do niego. Rozejrzała się wokół, aby znaleźć przyczynę takiego zachowania zwierzęcia. Jej wzrok zatrzymał się na jednej z członkiń Gildii. Sorelia. Była myślami gdzieś daleko i nawet nie zauważyła, kiedy się minęły. Jednak Ester stanowczo tego nie pominął. Z całą pewnością nie podobało mu się, jak blisko niego się znajdowała.
- Spokojnie. Nic się nie dzieje - podeszła do swego przyjaciela i zaczęła go głaskać po szyi, aby chociaż trochę się uspokoił. - Przepraszam za niego. Nie za bardzo lubi osoby mu nieznane - uśmiechnęła się niepewnie do Sorelii.

<Sorelia?>
*Przepraszam, że musiałaś tyle czekać, a do tego spaprałam ten początek… Ale obiecuję poprawę!*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz