piątek, 26 lipca 2019

Od Nagi cd. Banshee

— Szukasz mojej przychylności, a niepotrzebnie, bowiem już ją posiadasz. Swoimi przemyśleniami udowodniłeś głębokość umysłu, więc nie czyń skruchy przede mną za takie błahostki. Wprawdzie lepiej na głupca wychodzić, niż nim być. Z kolei pytanie, co tu robię…
Kobieta ponownie zamilkła, mając sobie za nic przyjęte normy i grzeczności, które nie skazywały jej towarzysza ze skłonnościami filozoficznymi na dłużącą się ciszę. Ignorując owy wymyślny problem, wypuściła tkwiące w czaszce, jak w więziennej klatce swe myśli, które wyfrunęły obok niej i nad nią i poszybowały dalej, w górę, dotykając chmur, tańcząc, wirując, zmieniając kształt, formę, zabarwienie. Nie chciała obnażać tych pląsów ciekawskim, przenikliwym ślepiom skąpanym w prawdopodobnie równie przenikliwym kolorze jak zieleń czy żółć. Nie czuła za nie wstydu, ni zażenowania czy rozczarowania. Jednak zdawały jej się zbyt nieuporządkowane, niewyćwiczone, niechlujne i mało zręczne. Jak stadko papug przy donośnej muzyce, które nieumiejętnie śledziły ruchy bawiących się nieopodal ludzi. Owy akt dodatkowo przeplatał się ze wspomnieniami, odczuciami i twardym, wyuczonym doświadczeniem. Nie widziała żadnego zła w nagości, dotyczącej zarówno ciała jak i ducha, nie miała obiekcji czy przeszkód przed podzieleniem się ze świeżo poznaną osobą wieściami, które inni okrzyknęliby prywatnymi, skrytymi, porównując je do swoich, jednak zamkniętych pod kluczem. Kluczem, który dzierżyli tylko oni, często zabierając go ze sobą do trumny. Jednak Naga oddałaby go z chęcią, gdyby ktoś jedynie poprosił.
Z drugiej strony nie mogła doszukać się powodu, który umożliwiłby wręczenie go właśnie duszy przed nią. Gdyby kierowało go Zmartwienie, owszem, jednak Ciekawość nie była taka sama. Ciekawość chciała wiedzieć, lecz gdy już wiedziała, rozpływała się w powietrzu, tworząc jedno z wiatrem, uciekając za morza i góry. Nie w rękach kobiety było obciążanie jej zbędnym bagażem, nie pozwalając odlecieć, siłą przytrzymując przy sobie.
Dlatego myślała nad swoją odpowiedzią, układając ją, tworząc posiłek sycący dla jej towarzysza, lecz nie obfity i zbyt uroczysty.
— Cóż tu porabiam… To pytanie czasem samo mnie nawiedza, istniejące, a więc pozostające bez odpowiedzi. Przyprowadziły mnie tutaj własne nogi, lecz raczej, powinnam była powiedzieć, ten czarny, uskrzydlony demon. Widzisz, przydatny w codziennych czynnościach. Zostałam hojnie obdarzona przez Bogów, jednak inne istoty, które również wyszły spod ich ręki mają nade mną przewagę. Przewagę kolorów, obrazów. Nie patrzę na ciebie nie z braku szacunku, lecz z braku przekonania, że jakkolwiek poznam twą postać bez jej dotykania. Tylko niewdzięczni czy ślepi na duszy liczą otrzymane dary, dlatego radam z tego, co mam, lecz potrzebuję pomocy w zrównaniu się z innymi. Toteż skoro w moim towarzystwie owy kruk żyje, może stać się moją gliną i uzupełnić lukę.
Udziela mi swoich oczu, prowadząc mnie, czy może bardziej trzymając z dala od niebezpieczeństw. I jakkolwiek zaklinanie plugastwa w medaliony czy lampiony jest kuszący, tak nie zastąpi bystrego spojrzenia.
A plugastwo, nawet jeśli niewidoczne i niezauważone przez ludzi, pełza po świecie i jest obecne na każdym kroku. Co prawda rzadko tutaj zabawiają, jednak są zdolne do wyrządzenia dużych szkód. Bogowie jedynie wiedzą dlaczego tutaj przybyłam, tak samo tylko oni wiedzą, kiedy odejdę i poszukam innego schronienia. Jestem jak taki… Kundel bez budy, niektórzy by się wyrazili, co żyje z ochłapów rzucanych pod łapy, nocuje pod różnymi dachami litościwych ludzi i jest zupełnie szczęśliwy.
Powietrze zrobiło się ciężkie i duszne, a z tyłu uderzył głuchy grzmot, przecinając spokój i panującą do tej pory ciszę, ogłaszając swoje przybycie, jak wojownik co najpierw dmi w róg, nim zaatakuje. Tak, jak jego przeciwnik musi się przygotować, tak bawiące się pod gołym niebem istoty muszą nim zastąpić bezpieczny sufit osłaniający ich przed siarczystym deszczem i niebezpiecznymi błyskawicami.
— Z chęcią bym została, korona drzewa oddzieliłaby nas od chłodnych kropel, jednak dalej cenię swoje życie, a temu teraz zagraża idąca burza.
Gwizdnęła krótko, klepiąc swoje ramię, czekając aż spoczną na nim dwie gołe, czteropalczaste nóżki, nim podniosła swoje ciało z ziemi. — Pozwól mi przypuścić, że nie lubisz deszczu, ale posiadać jeszcze resztki przyzwoitości, by potwierdzić to u ciebie. Zamieńmy się zatem rolami, użycz mi teraz swojego języka, podczas gdy ja nadstawię moje uszy. Czyś skłonny mi powiedzieć o swym ciele? Być może nie zawędrowałam jeszcze daleko, ale nie spotkałam do tej pory zwierzęcia tak rozmownego i myślącego. Utożsamiałam do tej pory te cechy tylko z wnętrzem ludzkim, toteż zrozum proszę moje zdziwienie, które popchnęło mnie do tego pytania.
Banshee?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz