sobota, 13 lipca 2019

śnią mi się wilki i śni mi się krew



Narcissa
 Aigis
27 lat • 7 stycznia • z rodu Lavillenie • Wojowniczka • Soria
Szkolona pod Słońcem Nathoriego dopełniałam przepowiedni, którą mój ojciec usłyszał tuż po nastąpieniu jedenastej katastrofy. Moje narodzenie miało zwiastować kolejną, dwunastą, i jak powiedziała stara Wróżka, tak było. Kilka miesięcy po przyjściu na świat, do ojca przybył posłaniec z wiadomością o klęsce i potężnym bąblem na lewym udzie.


Nikt nigdy nie mówił, że mój ojciec, mimo wysokiego stanowiska, był osobą myślącą trzeźwo, a co dopiero zdrowo. Nikogo nie dziwiły jego comiesięczne wycieczki do zapomnianej części miasta, gdzie oddawał się wielogodzinnym seansom czytania przyszłości zapisanej zarówno w kartach, dłoniach, czy kryształowej kuli, którą miała przecież każda szanująca się wróżka. Czasem przynosił im nawet filiżankę z fusami z kawy, którą wypił wcześniej tegoż samego dnia.
Ta Wróżka była jednak inna, a przepowiednie przez nią orzekane, sprawdzały się zawsze. Może też dlatego tak wcześnie przepłaciła własną głową, wcześniej wręczając memu ojcu splamiony pożogą i krwią medalion, który za miesięcy siedem trafić miał prosto do mojej kołyski i który towarzyszyć miał mi do ostatniego dnia pełnionej przeze mnie służby.
Zapewniała o słuszności czynu, a gdy pytano, co miałabym począć z nieszczęsnym wisiorem, odpowiadała zawsze tak samo i za każdym razem odpowiedź nie rozmywała mgły sprzed oczu mojego ojca.

Ta, co urodzi się dnia siódmego, pierwszego miesiąca, ta, co podobna do samego znamyenya, ta zdoła rozpalyić ję oćby łypnięciem złetego oka. A byesy usłuchają co jest, co będzie do orzekania.

W tytule Peszek. Narcissa zawsze chętna na nowe znajomości. Zapraszamy do wątków. Ilustracja główna wykonana przez kelogsloops, w zakładce hiba_tan
Aktualka : 08.10.2021

6 komentarzy:

  1. Przemiłą osóbkę, która posiadała właściwy arystokratom talent do pojawiania się w najmniej odpowiednim momencie, miał okazję poznać już znacznie wcześniej, lecz jak sam musiał przyznać przed sobą nie wywarł wtedy najlepszego wrażenia. Wtedy zresztą gdyby być ścisłym nie była jeszcze członkiem gildii, może, kiedy pomagał jej przygotować pokój, a może… a może po prostu był gbur nieokrzesany i nie umiał po prostu z nikim przywitać się jakby nakazywało dobre wychowanie. Prawdę mówiąc kpił z dobrych manier i tych, którzy zdawali się raczej ich więźniami niż użytkownikami. Z drugiej strony czuł do nich jakiś szacunek, jak do tych czytających książki. Postanowił tym razem być jak najbardziej uprzejmym. Zapukał delikatnie w drzwi. Natychmiast niemalże ukazała się w nich kobieca twarz.
    - Witaj Narcisso. Zdaje się, że przez przypadek otrzymała panienka przesyłkę, która miała trafić do zielarza i… Ale tak właściwie przychodzę się przywitać, albo może zaprosić na szklaneczkę czegoś mocniejszego. Trzeba powiedzieć, że nie najlepiej ostatnio zaczęliśmy znajomość. A przy okazji to bym to zielsko zabrał. Taki los jak się jest przynieś, wynieś, pozamiataj. Nic tylko ścigaj zaginione przesyłki po całej chałupie, bo się komuś zachciało roboty i się chwycił za to, na czym się nie zna. Jakby miał doświadczenie to by wiedział, ze jak niezlecone to się nie niesie. A nie ja potem musze to dźwigać po schodach, ludzi niepokoić. Ale to może i lepiej. To, co panienka powie na kieliszka? Niechże będzie chociaż jakaś korzyść, że głowę zawracam.

    Wybitnie mi nie poszło to powitanie, ale mam nadzieję to naprawić we wspólnym wąteczku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten dzień miała spędzić na słodkim nic nierobieniu i odpoczynku. Uznała, że należał jej się, szczególnie że spędziła sporo czasu na wykańczaniu wszystkich obowiązków, jakie spotkały ją ze względu na przeprowadzkę na tereny gildii, a jeszcze więcej na dotarciu do miejsca. Miała nareszcie moment na odetchnięcie i na to, by spędzić o kilka chwil dłużej na twardym łóżku. Zdecydowanie wolała takie od miękkiego, zapadającego się materaca, czy zimnej, kleistej ziemi, dlatego z przyjemnością okrywała się futrami, rozkoszując się ciepłem i ciężarem Khardiasa, który spoczywał na jej nogach.
      Do momentu, gdy ktoś nie pozwolił sobie zakłócić jej spokoju, uporczywym pukaniem do drzwi. Wyczołgała się spod nakryć, chociaż zrobiła to dość niechętnie i poprawiając satynowy szlafrok w odcieniu głębokiej, ciemnej czerwieni przynoszącej na myśl wytrawne wina. Naburmuszenie zniknęło jednak krótko po tym, jak dostrzegła po drugiej stronie Krabata, który prędko zaczął się tłumaczyć powodem najścia.
      — Miło cię widzieć, Krabacie. Właśnie, posiadałam pewne wątpliwości co do słuszności zawitania pakunku w moich progach, jednak nie miałam odwagi dopytać się, czy aby na pewno nie zagościła tu pewna pomyłka. Mogłam wcześniej się tym zająć, byłoby mniej problemu. Dla ciebie, znaczy się — odparła, zagarniając nieśmiało włosy za ucho. Khardias przyglądał się dwójce z wysokości łóżka, nie mając chęci ruszyć się o choćby milimetr. — I z chęcią się z tobą napiję. Pozwolisz tylko, że się przebiorę.

      [A tam, jest cudnie uwuwu]

      Usuń
  2. Wieczór dłużył jej się niemiłosiernie, ale ciągłe spoglądanie na zegarek w żaden sposób nie przyspieszało upływu czasu. Co i raz wzdychała, co najpewniej jej otoczenie brało za objaw beznadziejnego zadurzenia w jednym z przystojnych kawalerów, co i rusz przepływających w tańcu w pobliżu jej stolika. Nie miała nawet ochoty udawać, a z nudów głowa chyliła jej się na stół. Na szczęście zanim dała po sobie poznać jak bardzo jest znudzona. „Nie jesteś tu dla siebie” przemknęła jej przez głowę myśl natychmiast stawiając ją na nogi. Nie mogła narazić swojej reputacji, ze względu na interes gildii. Przybrała, więc pełną zainteresowania pozę i zaczęła przysłuchiwać się rozmowie toczącej się najbliżej niej. Oczywiście nie wynosiła z niej nic nowego, ale przynajmniej utwierdzała się w przynależności do tak zwanej arystokracji. Myślami była jednak zupełnie, gdzieś indziej. Do porządku przywołał ją dopiero głos matki:
    - Sorelio, zagraj nam coś. Tak pięknie grasz na pianinie.
    - Oczywiście matko.
    Skłoniła się z gracją i niejaką dumą, po czym spokojnym krokiem podążyła do instrumentu. Grała całkiem nieźle, ale dbała też by repertuar nie był specjalnie wyszukany. Nie chciała uchodzić za wirtuoza, bo ci najczęściej mają trochę nie po kolei w głowie. Miała być tylko dobrze wykształconą szlachcianką. Nie oczekiwano od niej arii operowych i tak jak przypuszczała w kilka chwil skupiła na sobie spojrzenia wszystkich. Schlebiała jej nawet ta uwaga. Nagle jednak drzwi się otworzyły i do wnętrza wkroczył ktoś nowy odbierając jej znaczną część widowni, jeśli nie całą. Zerknęła w tamtym kierunku, ale natychmiast odwróciła wzrok. Domyślała się, że nowa członkini gildii dostrzegła ją, kiedy rozmawiała z Krabatem, a ostatnim, czego teraz potrzebowała było publiczne zdemaskowanie. Uśmiechnęła się, więc i wróciła do stolika wyczekując dogodnego momentu, by zamienić kilka słów z panienką Aigis. Wreszcie zdybała ją przy bufecie. W około nie było nikogo, więc odważyła się odezwać.
    - Doszły mnie słuchy, iż zdecydowała się panienka dołączyć do gildii. Wszystko wskazuje więc, że będziemy się częściej widywać. Jestem Sorelia Acantus, tylko proszę nikomu nie wspominać o tej rozmowie. Powiedzmy, że nie zależy mi na rozgłosie. Chciałam się tylko przywitać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie miała zamiaru ukrywać, że lubowała się w bankietach, wystawnych balach i miejscach, gdzie było sporo ludzi, a jeszcze więcej alkoholu. Oczywiście, znała opinię publiczną i ich stosunek do kobiety rozkoszującej się w napojach wyskokowych, nie miała jednak najmniejszego zamiaru przejmować się tym, co myślą inny. Gdyby rzeczywiście zwracała na to uwagę, pewnym byłoby, że nigdy nie znalazłaby się w miejscu, w którym aktualnie przebywała. Pewnie ślęczałaby zamiast tego nad kołyską, bujając dziecko jednego z arystokratów, szkoląc się w grze na skrzypcach, czy pianinie. Znała podstawy, to jej wystarczało, a na myśl o małym stworzeniu, które wcześniej musiałoby opuścić jej łono, robiło jej się słabo. Nie była, póki co gotowa na potomstwo i wątpiła, czy kiedykolwiek jej się to odmieni. Dobrze było jej samotnie, bez myśli, że któregoś dnia może jej się nie udać, a że jej strata nie przyniesie komukolwiek utraty opiekuna, bez którego mało co będzie w stanie wykonać.
      Oprócz tłumów i alkoholu przepadała również za dobrą muzyką i w tym wypadku nie miała na co narzekać. Panienka rytmicznie wygrywała piękne utwory, na tyle urokliwie, by Narcissa pożałowała natychmiast tak późnego zawitania w tutejsze progi. Gdyby przyszła kilka chwil wcześniej, udałoby jej się wysłuchać całego występu, albo przynajmniej większej jego części. Tymczasem mogła tylko cicho westchnąć i zacząć błąkać się po sali, by finalnie trafić do bufetu, gdzie artystka ją doścignęła.
      Przedstawiła się, a Narcissa odetchnęła z ulgą, bo wciąż trafnie przyporządkowywała nazwiska do twarzy ludzi. Uśmiechnęła się delikatnie.
      — Może pani liczyć na moją dyskrecję — odparła cicho, kiwając delikatnie głową. — Dobrze jest móc wreszcie panienkę spotkać, swoją drogą. Narcissa Aigis, cała przyjemność po mojej stronie. Zaprawdę pięknie pani gra, panienko Acantus, naprawdę szkoda, że zdążyłam dopiero na koniec występu. Mam jednak nadzieję, że będę miała jeszcze okazję usłyszeć jakiś utwór w waszej aranżacji.

      Usuń
  3. Wiadomości przychodziły drogą lotnicza w ostatnim czasie bardzo rzadko, czy raczej w rzadko poza ustalonymi terminami. Równie rzadko ktoś poza Ignatiusem przychodził coś nadać. Znudzona bezczynnością postanowiła wyjść nieco się przewietrzyć. Stała właśnie oparta o pień drzewa, gdy dojrzała zbliżającą się od strony gildii kobiecą postać w towarzystwie ogromnych rozmiarów wilczura. Nigdy o tym nie wspominała, bo nie widziała powodów by chwalić się tą słabością, ale sylfa panicznie bała się psów. Ciężko orzec, czy to dlatego, że nadto przywodziły na myśl działania służb celnych, czy też po prostu były dla niej za głośne. Nie umiała właściwie nawet powiedzieć, w jaki sposób w ciągu kilku sekund znalazła się na jednaj z wyżej położonych drzewnych gałęzi. Kiedy niezwykła para stanęła u drzwi kobiety dawno już tam nie było po śledziła rozwój sytuacji bezpiecznie ukryta wśród liści. Blondwłosa rycerka stanęła u drzwi i zapukała kilkakrotnie.
    - Szukasz sokolniczki – zawołała Philis ukryta wśród konarów. Właściwie spokojnie rzec by można, że to jej głos zawołał, bo sama jego właścicielka ukryła się bardzo skutecznie. – Jeśli tak to tutaj jestem.
    Nabrawszy nieco odwagi wyszła ze swojej kryjówki i zawołała nieco głośniej.
    - Jeśli czegoś potrzebujesz to odeślij wpierw tę bestię… Nie zejdę póki on tu będzie… chociaż… czy to pies? Bo jeśli to jednak jakiś demon z piekła rodem to nie ma problemu i już zaraz jestem na dole.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pragnęła jedynie poinformować Percivala, iż dotarła cała i zdrowa na tereny gildii, że Chryzant również się tu zajmuje i może przy okazji miała ochotę podpytać, jak tam postępy w kwestii zapoznania się z panienką Yvonne. Dopingowała go w tym pilnie, nawet jeśli wiedziała, że szanse na powodzenie miał raczej liche. Nie był osobą, której zagadywanie osób, które uważał za atrakcyjne, przychodziło z łatwością. Wręcz przeciwnie, nieco się w tym gubił, plątał i nie do końca był świadomy, w jakim kierunku powinien to wszystko popchnąć.
      Bolała ją za każdym razem myśl o tym, jak długo list będzie dochodził, a jeszcze bardziej, ile mężczyźnie zajmie odpisanie na niego i powrót do kobiety. Nie dało się jednak tego obejść, a ona musiała pogodzić się z wizją niecierpliwego wyczekiwania odpisu od brata.
      Ku jej niezadowoleniu, drzwi do ptaszarni, gdzie rzekomo miała znajdować się sokolniczka odpowiedzialna za wysłanie listu, stały zamknięte i nikt nie miał zamiaru otworzyć, mimo pukania w drewno. W końcu głos odpowiedział, jednak z góry, nie z budynku.
      Khardias był oburzony i kręcił nosem, burcząc coś na przestraszoną sylfę. Narcyza natomiast uśmiechnęła się w jej stronę.
      — Przepraszam, nikt mnie nie uprzedził, że się ich lękasz — odparła, klepiąc Kha'sisa po głowie i prosząc go, by oddalił się na tereny gildii. Nie chciała, by odkryto rzeczywistą postać biesa, a przynajmniej nie teraz. Borzoj posłusznie odtruchtał, wcześniej jeszcze raz przeklinając sokolniczkę. Aigis mogła jedynie pokręcić głową. — Już sobie poszedł, bez obaw. Jeszcze raz przepraszam, chciałam jedynie nadać list, jeśli jest taka możliwość.

      Usuń