wtorek, 16 lipca 2019

Od Leonarda cd Ophelosa

⸺⸺֎⸺⸺

Nie oczekiwał odpowiedzi. Niekoniecznie dlatego, że nie chciał jej usłyszeć, raczej uznawał, że sama wypowiedź nie należała do tych ciekawszych. Zrozumiałby więc doskonale, gdyby mężczyzna jednak pozostawił temat sam sobie i nie przejmował się odpowiadaniem na marne przemyślenia. Sam poczyniłby dokładnie w ten sposób, może i nawet puściłby uwagę mimo uszu, zignorowałby ją, byle dalej wbijać spojrzenie w błękitny nieboskłon i trwać tak w pełnym rozleniwieniu. Bez trosk i rozterek. Bez strachów i problemów. Po prostu.
Ten jednak zaskoczył młodego Leonarda i odpowiedział. Odpowiedział dość rozbudowanie i z sensem. Spodobało się to młodzianowi. Zdecydowanie wolał to od jakiegoś niezbyt wiele znaczącego mruknięcia i nawet jeśli równie mocno doceniłby ciszę, ucieszyła go reakcja blondyna.
Zmarszczył brwi, wsłuchując się w głos. Zacisnął oczy, wyłapując kolejne niuanse i rozpoznając podobieństwa, w których rozeznać się nigdy nie pragnął. Gdyby mógł, błagałby o to, by te pozostawiły go w spokoju i o sobie nie informowały. Gdyby mógł, wyczyściłby własną pamięć.
Gdyby mógł, nie zdecydowałby się nigdy na spoglądnięcie w stronę blondyna. Żadnego. Już nigdy, przenigdy. A już w szczególności nie tego, który pałał się pracą na świeżym powietrzu. A już na pewno nie tego, który miał szerokie plecy pokryte nieco przepocona koszulą. Nigdy. Nigdy, nigdy, nigdy.
— Muszę się z tobą szczerze zgodzić. Cudownie byłoby nie zamartwiać się, nie troszczyć o niezwykle nadziemne, a w tym wszystkim nadal przyziemne sprawy, jeżeli spojrzeć na nie z odpowiedniej perspektywy. Tylko instynkty, w dodatku wyjątkowo proste. Życie teraźniejszością.
Gdyby ślepia pozostały otwarte, pałałyby w tym momencie przede wszystkim rozgoryczeniem pomieszanym z gniewem. Słowa, nawet słowa składał podobnie do tego, o którym miał przecież zapomnieć i nawet w takich momentach musiał o sobie przypominać.
Och, przeklęty skurwysynie, przyrzekałeś, że jeśli odejdziesz, to na zawsze. Że nawet ci nie będzie szkoda mnie porzucać. Ty pieprzony łgarzu, zapluta kurwo. Nie starczy ci, że nawiedzasz mnie w snach, musisz objawiać się również na jawie, kochanie?
— Brzmi przyjemnie, to prawda. Co by nam jednak było z takiego życia? Bez przynajmniej pozornego celu. Bez pobierania wiedzy. Bez zawiązywania głębszych relacji. — Początkowo głos Leonarda należał do tych, którym bliżej było do tych nieśmiałych, fakturą przypominających jeżdżenie po nierównej powierzchni. Jednak z każdym kolejnym słowem ośmielał się coraz to mocniej i mówił z większą werwą niż jeszcze chwilę wcześniej. — Nawet bez tych mniejszych uroków jak zabawa czy muzyce, podróże, czy sztuki. Szkoda byłoby to wszystko pozostawić dla beznamiętnego żucia trawy. Przynajmniej ja tak uważam.

⸺⸺֎⸺⸺
[a sio z tym mizianiem]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz