piątek, 26 lipca 2019

Od Ophelosa CD Narcissi

— Pół sekundy i o pół sekundy za długo — rzuciła jego kuzynka, której zdecydowanie się nie spodziewał, nie tutaj, w dodatku nie tuż przed wyruszeniem do Tiedal. — Gdybym rzeczywiście chciała, leżałbyś, trup, sikając juchą na lewo i prawo, kuzynie.
— Wybacz, Chrysanthosie, starałem się, jak mogłem odwieść ją od tego pomysłu.
Oczywiście, że towarzyszył jej bies. Tym razem w formie borzoja, naprawdę pięknego, dostojnego psa. Za taki wybór aktualnej postaci bardzo chętnie pochwaliłby Kha, gdyby tylko nie stał wryty w ziemię, z oddechem, który jak na złość ugrzązł w piersi, z lekko uchylonymi wargami. W szoku, w złości, kto wie. 
Może i w szczęściu, bo przecież uwielbiał to bursztynowooke dziewczę,  teraz z pewnym siebie uśmieszkiem wymalowanym na nadal gładkiej twarzyczce i nosem zadartym ku niebu spoglądające na niego zwycięsko. Narcissa, a raczej ta ukochana Narcyzia, z którą nieraz skrzyżował miecze, galopował po polach czy upijał się w karczmie z elfickim winem w dłoni i oceniał ich aktualne zainteresowania w formie mężów czy kobiet. 
Dokładniej, ich sylwetki. 
Nie zdążył się odezwać, otworzyć ust, by rzucić godnym jego komentarzem. By odpowiedzieć, iż niegodnym rycerza, męskiego czy kobiecego, było atakować znienacka, podrzynać gardło jak świni komuś równie postawionemu, co atakujący i zaatakowany. W dodatku, gdy nie znajdowali się w stanie wojny. Nie tego uczyła starszyzna, nie te informacje przekazywano mu, gdy był jeszcze czternastoletnim brzdącem z głową w chmurach, nadal jednak porządnie chłonącym wiedzę.
A nie zdążył, bo rzucono się na niego, gdy jeszcze nie schował miecza do pochwy. Doskoczono do szyi mężczyzny, by następnie objąć ją nadal damskimi, szlachetnymi dłońmi, uścisnąć tak, by jeszcze zabrać dech, a może właśnie zmusić do odetchnięcia i ponownego rozpoczęcia cyklu oddychania.  Wskoczyła wręcz na niego, zakołysał się lekko, nadal nie będąc na to wszystkim gotowym.  Podtrzymał ją więc wolną dłonią, w końcu odstawiając na ziemię, jednak nadal pozwalając jej być blisko. Uśmiechnął się, palce wplatając w złote włosy, by przytrzymać kobietę, by pozwolić nacieszyć się jej uściskiem. Szczupłe ręce Narcyzi cały czas zaciskały się na jego sylwetce, sugerując, iż ta chwila bliskości ma trwać dalej.
Parsknął cichym śmiechem, podnosząc dłoń z mieczem ku jej odsłoniętemu kręgosłupowi, jedynie muskając skórę ostrzem.
— Błagam, nie rzucaj się tak na ludzi trzymających wyciągnięty miecz z pochwy, nie chciałbym, by jakiś narwaniec czy fajtłapa zrobił ci krzywdę — stwierdził, odchylając trochę głowę, by lepiej na nią zerknąć, przeanalizować twarz i zauważyć bieg czasu. — Zwłaszcza, gdy dopiero co sama przykładałaś ostrze do jego tchawicy, tak bardzo nie po rycersku — zauważył, może i spoglądając na nią lekko karcącym spojrzeniem oraz srogą miną.
Które chwilę później przekształcił w ciepły wyraz twarzy oraz oczy błyskające iskierkami szczęścia czy miłości. Schował ostrze do pochwy, położył dłoń na jej ramieniu, ostatecznie odpychając Narcissę od siebie, nadal jednak utrzymując ją blisko, na nikłe wyciągnięcie ręki. Ophelos przeniósł wzrok na Kha'sisa, nadal leniwie spoglądającego na, dla niego, dwójkę dzieciaków, które jeszcze niedawno targały go za uszy czy ogon (w szczególności rola ta należała do małego Chryzia, wolał jednak utrzymywać pozory, że robili to oboje).
— Dobrze ci w tej formie, wyglądasz naprawdę zjawiskowo, mój drogi — oświadczył, już, rycerz, utrzymując uśmiech na twarzy. — Pozwolisz jednak, że większość mojej uwagi poświęcę tej niesfornej panience, która również prezentuje się bardzo dobrze — parsknął, na dobre przenosząc wzrok na stojącą przed nim kobietę.
Otworzył usta, przygotowując się do złożenia jakiegokolwiek powitalnego zdania, miast tego krtań opuścił cichy, nieporządny jęk, nie do końca wiadomo, co mający przekazać. Po prostu, wydostał się za szybko, przed przemyśleniem czy utworzeniem i sklejeniem głosek.
— Dobrze was widzieć, bardzo dobrze — stwierdził w końcu, skinąwszy głową, chwilę później podchodząc do kobiety jeszcze bliżej, by nachylić się nad jej uchem. — Ciężko mi to przyznać, ale tęskniłem, Narcyziu — szepnął. — Będziesz mi miała wiele do wytłumaczenia, w tym od kiedy, do cholery, tu jesteście i dlaczego was jeszcze nie spotkałem, podczas gdy inni nie reagują na was jak na nieznajomych.  

[ Kha"sis, ty przystojniaku, Narcyziu, również bardzo dobrze wyglądasz ]


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz