środa, 17 lipca 2019

Od Nagi cd. Banshee

Kąciki ust kobiety podskoczyły odrobinę, gdy posłyszała ton nowego towarzysza.
— Ciekawym jest, że gdy istoty obdarzy się darem myślenia te logiką pragną połączyć wszystkie sprawy, które je otaczają. Niezwykłe te popędy, bo dają nam cuda, bez których nie moglibyśmy się obejść. Nasze ciała są leczone sprawnie, szybko, a to dlatego, że przebiegłe umysły obdarły z tajemnicy ich działanie. Ujarzmiliśmy ogień, wiemy jak działa, wykorzystaliśmy jego języki, które, gdy chcemy, zlizują cały chłód i surowość z mięs, soczystość z owoców, czasem nawet skóry z tych, co nam podpadli. Znamy przyczyny, znamy skutki i czujemy się niepewnie, gdy nie możemy ich dostrzec. Czy dlatego odrzuciłeś możliwość, iż wybrałam go przypadkowo, podjudzając swoją ciekawość?
Pytanie, które nie potrzebowało swojej odpowiedzi, poprzedziło przygłuszone strzelanie kośćmi, gdy Naga napięła swój zastały kręgosłup, odrywając go od pionu drzewa i dając chwilę swobody, wyciągając swoje barki do tyłu.
— Leżało to martwe ciało pod moimi stopami, nadarzyła się więc okazja. Nieczęsto mam do czynienia z wyborem, przed którym mogłabym stanąć, pogodziłam się z tym. Akceptuję swoją dolę, swój los, albowiem buntowanie się przeciw niemu byłoby czcze. Czy nie lepiej cieszyć się z tego, co się ma, niźli złościć czy tęsknić za rzeczami, które nie będą nam dane? Bowiem, wysłuchaj mnie teraz, czy życie nie składa się z samych zrządzeń, z samego przypadku?
Poprawiła się na chłodnej glebie, szeleszcząc przy tym ubraniami, kępami znajdującej się pod nią trawy i szumiąc metalem, który ocierał się o chropowatą korę. Mogąc wolno puszczać słowa, jak nasiona dmuchawca, które unosiły się z wiatrem i wraz z jego prądem docierały do kociej sylwetki, wślizgując się w jego nadstawione uszy, nachyliła się do przodu, miło zaskoczona przyjemnością jaką dawała swoboda wyrażania myśli.
— Czy mogę prawdziwie kierować swoim żywotem? Ale jak? Jak, skoro już jutro mnie może nie być, a dusza, Bogowie niech się zlitują, latać pośród chmur? Nawet ten ptak…
Kiwnęła głową wskazując źródło lekkich poskrzekiwań i skrobania twardym pazurem w korę.
— Gdyby miał serce i umysł ludzki, nie z wolnej woli znalazłby się w uścisku twoich szczęk. Tak jak i nie z wolnej woli oddałby swe ciało mnie, bym zabrała z niego wszystko co dobre i zastąpiła tym złym. Ale tak się stało, nie było to ani szczęście, ani pech, a los. I teraz skacze za tym drzewem, będąc stworzonym do ruchu, a więc ruszając się nawet wtedy, kiedy przelewa się w nim brud. Ten też wcześniej gościł między kośćmi, otoczony skórą i mięśniami, czy czuje różnicę? Tego nie wiem, ale niestety zna jedynie nienawiść, pychę, obżarstwo i wiele innych ciężkich przewinień, którymi się codziennie kieruje. Ale przyznać Ci muszę rację, korzystniejszym by był nawet lampion, ten przynajmniej nie wymagałby ciągłego pilnowania. Nigdy nie próbowałam zbierać grzechów do naczyń, które nigdy ich nie dzierżyły, lecz czas nadszedł najwyższy. Oczywiście, gdy uporam się z tym stworzeniem.
Złączyła nagle wargi, prostując się i znów opierając plecy o pień, wznosząc blade ślepia ku niebu.
— Wybacz moją nagłą gadatliwość, język rozwiązały mi Twe chętne uszy. Słowa moje zazwyczaj połyka cisza lub mój własny umysł, toteż podziękować muszę za urokliwą odmianę.
Banshee?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz