poniedziałek, 22 lipca 2019

Od Narcissi cd Krabata

⸺⸺✸⸺⸺

Ni pisnęła, ni słówkiem w trakcie przechadzki. Nie żachnęła się żadnym stwierdzeniem, ceniąc sobie ciszę i spokój, które, nawet jeśli towarzyszyły jej już od dłuższego czasu, nie nudziły jej się ni trochę. Nie uważała zresztą, by odzywanie się do Krabata było potrzebne, wyglądał bowiem tego dnia na rozdrażnionego i nie w sosie, co udowodnił cichym mruknięciem, które nie przeszło obok panienki obojętnie. Równie dobrze mógł być zwykłym chamem i gburem, Narcyza jednak wolała zachowywać dla siebie resztki nadziei wobec innych osób, także uznawała jedynie przypadek, w którym rolnik miewał gorszy moment.
— Tak samo durnyś, jak w opowieściach brata, Krabacie — westchnęła kobieta, gdy mężczyzna zajął się przybyłą na koniu. Najwidoczniej za, swoją drogą zaskakująco urodziwą, panienką, również niespecjalnie przepadał, bowiem od razu po tembrze głosu zauważyć się dało, jakim stosunkiem obdarowywał obie kobiety. Może zwyczajnie nie pałał do nich sympatią? To jednak wybrzmiało jeszcze mniej optymistycznie dla wizerunku rolnika, to też Aigis prędko odrzuciła myśl, przy okazji kręcąc laską i coraz mocniej wbijając ją w ubitą ziemię.
— Bądź wyrozumiała, może miał ciężki dzień — odparł na to Kha, zerkając na nią nieco wyniosłym spojrzeniem, na co mogła jedynie przewrócić oczami i odpowiedzieć tym samym, jednak zabarwionym tonem politowania. Borzoj prychnął, odwracając łeb, po czym przeciągnął się, wyciągając łapy daleko przed siebie. — Zresztą, to jedynie chwila w oceanie czasu, Narcisso. Wkrótce i o nim zapomnisz, a ten moment zmieni się w nic niewartą jednostkę — dodał w trakcie wyciągania się w najlepsze. W tym wypadku odpowiedzią na stwierdzenie było pokiwanie głową, przyznanie mu racji i cisza, przerywana raz na jakiś czas przez głośniejsze słówko jednej ze stron, która najwidoczniej zagadywała się w najlepsze. Znaczy się, sądząc po minach, może konkretnie jednej, niekoniecznie z aprobatą dla danej czynności, ale jednak.
W końcu dojrzała uniesioną rękę, niedbały gest pożegnania, który uznała za dobry moment, by w końcu podążyć za rolnikiem. Przyjrzeć się, może ze zdziwieniem, jak sięga chusteczką do klamki i zastanawiając się, skąd ten konkretny zwyczaj przy tym konkretnym człowieku, po czym wsłuchując się w dziwne zdanie. Zdanie, które brzmiało aż nadzbyt poetycko, jednak nie narzekała, jedynie dygnęła w podzięce za przytrzymanie drzwi, skinęła głową i wpłynęła do wnętrza, wraz z nieodstępującym jej na krok Kha'sisem, który również podziękował za gest.
Rozumiała też, że intencje Krabata należały raczej do tych dobrych, niemających na celu sprawienie krzywdy, bowiem nawet zapewnił o swoim oczekiwaniu, co niekoniecznie musiało się przecież wydarzyć. Równie dobrze mógł jednak porzucić ją na gest drogocennych warzywek, wychodząc z założenia, że młodą damą zajmie się następnie kto inny, a tu nie śmiała wątpić w fakt, że znalazłoby się kilku chętnych. Tymczasem postanowił przysiąść, potwierdzić i przeznaczyć na nią swój czas. Może rzeczywiście, akurat ten dzień nie był szczególnie wyrozumiały dla rolnika, a może i ten poprzedni jeszcze mu się odbijał. Narcissa również z tego powodu postanowiła o zignorowaniu zapewnień brata, porzucenia, co było jednak trudne, wrażenia powiązanego z pierwszym spotkaniem i daniu człowiekowi drugiej szansy, bowiem mógł przecież jeszcze się odbić, a i okazać dobrym kompanem, czy to do pogadania, czy zwyczajnego przebywania w ciszy i spokoju. Zresztą, nawet do nacieszenia oka się nadawał, w skromnym zdaniu Narcyzy. To też z uśmiechem wymalowanym na ładnej, aczkolwiek przyozdobionej w pewnym miejscu blizną, buźce przystanęła na złożoną jej propozycję, bo zresztą co innego jej się ostało, by następnie zapukać do wrót, za którymi czaił się domniemany mistrz gildii, a następnie wkraść się do pokoju w celu zamienienia kilku zdań.
Nie trwało to długo, a sam Cervan przypadł jej do gustu, stąd też z pokoju wyniosła podobny wyraz twarzy, o ile nie szerszy. Nawet Kha poczuwał się względnie swobodnie i wyglądał na pozytywnie zaskoczonego, co znaczyło już kolejny atut dla miejsca, w którym najwidoczniej spędzić miała kilka kolejnych tygodni, może i miesięcy. Bo rzeczywiście, przydzielono jej kwaterę, przystanięto na propozycję i przyjęto, a ona sama mogła z radością odszukać wzrokiem Krabata, gdy udało jej się trafić do ogromnego pomieszczenia, najwidoczniej Wielkiej Sali, o której wspominał sam rolnik. Gdy go odnalazła, kąciki ust powędrowały jeszcze wyżej, niż dotychczas, a palce same znalazły drogę do niesfornego, blond kosmyku, by odgarnąć go za ucho. Buty poczęły wystukiwać charakterystyczny, żwawy rytm i prędko doprowadziły panienkę do zasiadającego przy jednym z drewnianych stołów mężczyzny.
Ściągnęła przy okazji kapelusz i odstawiła go na blat, by móc już całkiem uporać się z żyjącymi aktualnie własnym życiem włosami, odetchnąć nieco głębiej i przenieść ciężar swojego ciała na prawą nogę.
— Dziękuję pięknie — zaczęła, podpierając biodra dłońmi i spoglądając na właściciela brązowych kędziorków z góry. — Teraz mi jedynie pozostaje odnaleźć przynależną izdebkę i rozlokowanie się. Oczywiście nie chciałabym nadużywać twojej obecności, jednakowoż, czy zapragnąłbyś zaprowadzić mnie do pokoi sypialnianych? Byłabym dozgonnie wdzięczna, jak mówiłeś już wcześniej, dostrzegam w tym budynku zaskakujące podobieństwo do labiryntu, a nie chciałabym już pierwszego dnia skończyć skazana na wieczną tułaczkę przez tutejsze korytarze — wypowiadała wszystko z uśmiechem na ustach, dłonią namiętnie głaszcząc łeb Kha'sisa, który prężąc się dumnie, już prawie że mruczał, co jednak psu nie przystoi, jakby nie patrząc.

⸺⸺✸⸺⸺
[Krabacie?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz