poniedziałek, 27 kwietnia 2020

Od Rawena c.d. Madeleine

Matka Madeleine nie cackała się. Od razu przystąpiła do sedna nie czekając nawet aż młodzieniec usiądzie. Każde jej słowo ociekało pewnością siebie. Pewnością, że nieważne co powie, i tak okaże się niedostatecznie dobry by Mad nie musiała wychodzić za Nicolasa. W jej tonie czuć było również pogardę dla młodzieńca. Zalała go gradem pytań. Pytań na które wolałby nie odpowiadać. A przynajmniej nie bez ułożonej realistycznej bajeczki, którą mógłby poprzeć. Bo powiedzieć mógłby teraz cokolwiek. W tej chwili nie miałoby to większego znaczenia, i tak matka Mad nie mogłaby tego prędko sprawdzić. Ale w końcu by się dowiedziała, że to tylko gra na zwłokę. I dziewczyna znów znalazłaby się w tej sytuacji albo nawet i gorszej, jak przypuszczał po reakcji bardki na złe wieści od jej ojca.
Chłopak zajął miejsce obok swojej "partnerki" i posłał jej ciepły uspokajający uśmiech. Służba przyniosła wino i przystawki przed daniem głównym. Blondyn sięgnął po karafkę wina i nalał do kieliszka Mad i swojego. Czuł, że bez wina nie dałby rady tutaj wytrwać. Zwłaszcza, że Mad najpewniej go po kolacji zabije. Nie specjalnie wiedział co miał robić by wybrnąć z tej sytuacji i nie wpakować dziewczyny w kłopoty. Żałował, że nie ma z nim jego starego opiekuna. On na pewno wymyśliłby jakąś zmyślną bajeczkę w którą każdy by uwierzył. Ale Rawen nie był Terrym. Nie umiał tak gładko operować słowem jak on. Był na to zbyt prostolinijny. Czuł się zdezorientowany.
Dezorientacja. Słowo to rozbrzmiało kilkukrotnie w jego głowie i wszystko nagle stało się jasne. Terry zawsze mu powtarzał, że nieraz prawda była lepszym kłamstwem od najbardziej przemyślanych historyjek. Z jednego bardzo prostego powodu. Ludzie bardzo niechętnie wierzyli w rzeczy, w które nie chcieli. Zwłaszcza jak spodziewali się usłyszeć kłamstwo, to wszystko uznają za kłamstwo. I dlatego to mogło wypalić. Wystarczy, że powie prawdę, a reszta sama się zrobi. Nikt chyba nie pomyśli, że byłby na tyle głupi by powiedzieć prawdę. Każdy będzie myślał, że skłamał i nie chciał powiedzieć prawdy. Będą się doszukiwać między wierszami prawdy o nim. Każdy z wyjątkiem bardki. Ona będzie wiedziała. I będzie na niego wściekła.
Upił łyk wina. Cóż, Mad będzie musiała jakoś przełknąć jego sposób działania. Zwłaszcza, że to jedyne co mógł zrobić w całej tej sytuacji.
- Cóż, co tu dużo mówić. Urodziłem się w Tiedal. Swoich rodziców wcale nie znałem. Dawniej imałem się każdej pracy, żeby przeżyć. Obecnie pracuję jako kucharz w gildii Kissan Viikset. Ot cała moja historia. - upił kolejny łyk patrząc po siedzących. Wszyscy byli zdumieni jego słowami. Rodzice Madeleine, Nicolas jak i sama dziewczyna. Wszyscy patrzyli się na niego nie dowierzając w to co właśnie powiedział.
- Nie mówisz poważnie chłopcze? Nie myślisz chyba, że w takim wypadku uznam cię godnym ręki mojej córki. - wypowiedziała Samantha z wciąż jeszcze pobrzmiewającym w głosie zdziwieniem.
- On, żartuje matko. - rzuciła pośpiesznie Mad w międzyczasie kopiąc Rawena pod stołem. - Prawda, Raw?
- Mam wrażenie, że nie traktujesz tej rozmowy poważnie młodzieńcze. Wiedz, że cię goszczę tylko dlatego, że jesteś "partnerem" Madeleine. - opanowała już głos.
- Właśnie. Nie powinieneś sobie z nas kpić. - przytaknął Nicolas.
Świetnie. Wyśmienicie wręcz. Właśnie na taką reakcję liczył blondyn. Nie ma mowy, żeby teraz uwierzyli w jego prawdziwą przeszłość. Teraz wystarczy, że się jakoś z tego wykpi i kupi znów nieco czasu. Tym razem jak miał nadzieję, dostatecznie dużo, żeby mieć czas w końcu porozmawiać z bardką i może w końcu ustalić jak oboje mają nie władować się w kłopoty.
- Oczywiście. Jednak odnoszę wrażenie, że niezależnie co bym powiedział, pani nie uzna mnie za "godnego" ręki Mad. Mylę się? - uśmiechnął się szelmowsko, gdy nie dostał żadnej odpowiedzi - Więc nie ma po co się wysilać i rozwodzić nad moją przeszłością, skoro to nie wpłynie na waszą decyzję.
- To jak w takim razie zamierzasz udowodnić nam, że jesteś godzien mojej córki i że to za ciebie powinna wyjść?
- Wydaje mi się, że fakt, że jestem jej ukochanym sprawia, że to ja powinienem ją poślubić. - położył swoją dłoń na dłoni dziewczyny - Prawda kochanie?
Ta pokiwała głową, zerkając na matkę. Blondyn widząc te nieznaczne, ukradkowe spojrzenia posłał jej ciepły krzepiący uśmiech. Wszak przy nim nie miała się czego obawiać. Niezależnie jak straszna by jej matka nie była, on nie pozwoli by cokolwiek złego jej się stało. Nie może. Taka jego powinność jako mężczyzny.
- Może coś tam to znaczy, ale tak jak tradycja mówi, równie istotne jest to co wniesiesz do rodziny. Jakie korzyści możesz nam zapewnić? - matka Mad wbiła w niego swój wzrok.
- Samantho, nie ma co się go pytać o takie rzeczy. Widać od razu, że nie ma nic do zaoferowania skoro nawet nie chciał wyjawić swojego prawdziwego statusu. - rzucił kpiąco Nicolas sącząc wino.
- Masz rację Nicolasie. Człowiek, który nie chce rozmawiać o swojej przeszłości, nie ma zapewne także nic do zaoferowania. - uśmiechnęła się szyderczo. W końcu przejęła inicjatywę w tej rozmowie. A przynajmniej tak jej się wydaje. Kucharz odwzajemnił jej uśmiech pogodnym spojrzeniem.
- Cóż, w takim wypadku  raczej nie ma sensu składać żadnej propozycji. - wstał od stołu - A teraz, proszę wybaczyć, ale wyjdę zapalić póki na stole jeszcze nie pojawił się posiłek. - odszedł zostawiając wszystkich. Jedyne czego żałował, to to, że nie zdążył zobaczyć twarzy Nicolasa i Samanthy gdy się odwracał. Ale mógł się założyć, że miny na pewno im zrzedły.
Wyszedł na taras i usiadł na schodku. Rozmyślał nad kolejnym posunięciem. Co on mógł im zaoferować? A raczej jak z tego teraz wybrnąć. 
Wziął głęboki wdech. Pusto. Nic mu do głowy nie przychodziło. Nie miał kompletnie pojęcia co zrobić. Miał to być szybki wypad do rodziny Mad. Miał pokazać się jako jej narzeczony i tym samym zerwać aranżowane zaręczyny. Miało pójść gładko i za kilka dni by wracali. A wyszło jak wyszło. 
Nie zauważył nawet kiedy wypalił papierosa. Nie miał ochoty tam wracać. Znów bawić się w te sztuczne formułki. Sięgnął po kolejnego. Ale go nie odpalił.
- Cyzi by się to nie spodobało. - mruknął do siebie. - Powinienem to w końcu ograniczyć.
Podniósł się i niechętnym krokiem wszedł do środka.
Mad?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz