wtorek, 14 kwietnia 2020

Od Scarlett CD Cahira

Pani Irina wydawała się być wspaniałą i niezwykle ciepłą osobą. Nie była bardzo wysoka i miała krótkie siwe włosy. Chociaż bardzo mnie zaciekawiła jej relacja z Cahirem. Najwyraźniej mężczyzna kiedyś czymś jej podpadł. Jednak ich rozmowa była dla mnie bardzo zabawna i za trudem udało mi się powstrzymać śmiech. Pani Irina przypominała mi taką stereotypową babcię, która najpierw powie swojemu wnukowi, że przytył, a po chwili przygotowuje mu obiad o tak dużej porcji, że trzech rosłych mężczyzn mogło się najeść do syta. Była na początku trochę zaskoczona obecnością Hektora i Rosse, jednak nie dopytywała się o zwierzęta, jak Cahir. Razem z mężczyzną zostałam poproszona o pomoc w kuchni. A tak dokładniej, zaciągnięta do pomocy. Nie przeszkadzało mi to jednak, uznałam, to za świetną okazję poznania lepiej członków gildii. A szczególnie osobę, której się bał O’Harrow. Widząc go przerażonego i tak posłusznego sprawiało mi wiele satysfakcji. Zanim poszłam do kuchni, oznajmiłam kobiecie, że najpierw odprowadzę psy do pokoju. W końcu byłoby to trochę niehigieniczne, gdybym pozwoliła im się pojawić w kuchni. Osobiście nie chciałabym otrzymać obiadu z psią sierścią. Co by jeszcze ludzie pomyśleli… To był mój pierwszy raz, kiedy odwiedzałam kuchnię. Na początku trochę się pogubiłam, a dokładniej nie pamiętałam dokładnie, gdzie ona była. Na całe szczęście udało mi się do niej trafić, a przy okazji nie spóźnić się za bardzo. Gdy dotarłam do kuchni, Cahir już siedział z nożem w ręku, patrząc na cały worek ziemniaków. Był tak uradowany tą robotą, że aż poruszyło moje zimne serce. Nigdy wcześniej nie widziałam tak szczęśliwego mężczyznę! Emanował po prostu czystą radością radością. A tak naprawdę wyglądał na takiego, co najchętniej by wyszedł z kuchni i pozostał w separacji z tym miejscem i ziemniakami przez następny miesiąc.
- Co tak patrzysz? - Kucharka wsparła pięść na biodrze. - Roboty na pewno ci od tego nie ubędzie. Popatrz no tylko, jak panienka Scarlett sobie świetnie radzi, patrz, jaka robotna. Wziąłbyś przykład - powiedziała kobieta, patrząc w moją stronę. Nie zwracałam za bardzo uwagi na swojego starego znajomego. Byłam skupiona na swojej pracy obierania kartofli na obiad. Gdy byłam już blisko końca spojrzałam na niemalże pełne metalowe wiadro. Przypomniały mi się nagle dni, gdy byłam dzieckiem i nastolatką, kiedy musiałam pomagać regularnie w kuchni. No w końcu prostytutki czy zabójcy musieli coś jeść. Lubiłam obie kucharki, chociaż ta w gildii płatnych zabójców była nieco… Surowsza i brutalniejsza. Zaś tą, którą poznałam jeszcze jako dziecko, często się mną opiekowała i pilnowała, aby nic mi się nie stało. Przy okazji przypomniała mi się jedna misja, którą kiedyś otrzymałam. Pomagałam jakimś kucharkom przy przygotowaniu uroczystej kolacji dla jakiejś bogatej rodziny. Każdy członek był moim celem. Zleceniodawca nie powiedział w jaki sposób mieli zginąć. Było ich około piętnastu, więc eliminowanie ich własnoręcznie nie wchodziło w grę. Najprościej na świecie było zatrucie ich posiłku. Niestety, wtedy również musiałam otruć kucharki. Nie mogło być świadków. Nie chciałam tego robić, jednak mój szef by mnie za to zabił. Użyłam specjalnej trucizny, która zaczęła działać dopiero po trzech do sześciu godzinach. Gdy tak kontemplowałam nad swoją przeszłością zorientowałam się, że mój worek z ziemniakami był już pusty. Wtedy dopiero zerknęłam na Cahira, który miał jeszcze z połowę worka. 
- Skończyłam - oznajmiłam, z szerokim uśmiechem, wręczając Irinie pełne wiadro.
- Zuch dziewczyna. - Kucharka energicznie poklepała mnie po ramieniu. - Dziękuję za pomoc. Świetna robota.
Uśmiechnęłam się słodko, odruchowo poprawiając swoje rude włosy, związane w koński ogon.
- To nie było trudne - powiedziałam, zerkając na bruneta.
- No pewnie, że nie. - Irina zerknęła na Cahira przez ramię. - To co, może pomogłabyś naszemu jaśniepanu? Razem macie szansę skończyć przed obiadem - dodała żartobliwie, puszczając do mnie oczko, a ja zaś spojrzałam na O’Harrowa. Nigdy wcześniej nie widziałam takiego wyrazu twarzy u mężczyzny. Chwyciłam swoje krzesło przysuwając się znajomego. 
- W przyszłości musiałbyś znaleźć naprawdę wspaniałą kucharkę jako żonę, bo coś czuję, że byłbyś okropną pomocą w kuchni - powiedziałam, uśmiechając się wrednie do niego. W tle usłyszałam, jak pani Irina się zaśmiała cicho, a Cahir spojrzał na mnie z nienawiścią. - Nie sądzę, aby wpatrywanie się w moje piękne oczy przyspieszy ci obieranie kartofli - dodałam, puszczając w jego stronę oczko. Mężczyzna głośno westchnął i sięgnął po następnego ziemniaka, a po chwili stwierdził, że warto było spróbować razem szybko uwinąć się z robotą. Podejrzewam, że chciał jak najszybciej oddalić się od naszej dwójki. Gdy tylko wzięłam się za ziemniaki, które były przydzielone Cahirowi, to skończyliśmy je obierać po paru minutach. Gdy skończyliśmy, mężczyzna zaniósł pani Irinie pełne wiadro. Bezinteresownie zapytałam się kucharki, czy potrzebowała dalej mojej pomocy. Starsza kobieta uradowana chętnie się zgodziła. W przeciwieństwie do mnie mężczyzna zbierał się już do wyjścia.
- A ty dokąd? - zapytała się, patrząc na niego zaciekawiona. Tym razem w ręku trzymała nóż, bo właśnie kroiła mięso. Cóż, ten zakrwawiony nóż ciekawie wyglądał w momencie, gdy Irina stała naprzeciwko dosyć przerażonego Cahira. 
- Muszę parę rzeczy załatwić… - powiedział, jednak kucharka podrzuciła nożem. Nie wyglądało to za dobrze i brunet zrozumiał od razu gest kobiety. - Ale z chęcią bym pani Irinie pomógł - dodał, wzdychając głośno. Późniejsza pomoc była już łatwiejsza. Gdy pomagałam starszej kobiecie kroić warzywa, pochyliła się delikatnie w moją stronę, tak aby móc mi coś szepnąć do ucha.
- A to wy się umawiacie? - zapytała nagle. To pytanie mnie całkowicie zaskoczyło. Skąd ona wpadła na tak absurdalny pomysł? Albo było z nami bardzo źle, że tak o nas pomyślała, albo zauważyła jakieś malutkie znaki, które nie miały większego znaczenia. Kobieta widząc moją reakcję zrozumiała, że między mną a Cahirem nie ma niczego innego poza niechęcią do siebie. Z naszą pomocą pani Irina dosyć szybko uwinęła się z obiadem. Gdy już się mieliśmy z nią żegnać, postanowiła jednak nas zaprosić na obiad. O’Harrow wyglądał na wykończonego psychicznie i udało mu się jedynie wydusić z siebie następujące słowa: “Czy to konieczne?” Jak można było się domyślić, starsza kobieta stanowczo odpowiedziała, że tak. Również się zgodziłam, aby nie urazić kucharki, jednak trochę się spieszyłam. Musiałam nakarmić psy. Co ciekawe Irina chyba czytała mi w myślach, bo wręczyła mi worek z resztkami mięsa, które pozostały po obiedzie, a nie mogła ich wykorzystać w daniu. Podziękowałam jej z szerokim uśmiechem na twarzy. Pomogliśmy jeszcze zanieść dania do stołówki, która była obszerna. Jednak pojawiło się parę osób, przez co w niektórych miejscach wydawało mi się, że było trochę tłoczno. Cahir niechętnie usiadł przy stole, które znajdowała się niedaleko wyjścia. Spojrzał na swoją porcję z lekkim grymasem. Usiadłam obok niego, przyglądając mu się z zaciekawieniem.
- No co ci się znowu nie podoba? - zapytałam się, delikatnie się uśmiechając. - Moja nieobecność czy kuchnia pani Iriny? I co ty biedaku u niej przeskrobałeś? - dodałam, biorąc gryza mięsa. W sumie, byłam ciekawa i delikatnie zaskoczona tym, że mężczyzna mógł coś zrobić, aby tak zajść za skórę sympatycznej kobiecie. 

Cahir? Sorki za średni odpis, mam mały kryzys z weną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz