Co tam wichury, co tam deszcze, gdzie te liche kocie skarania w
porównaniu do dziwów, które to znikąd zaskoczyły, zszokowały, a wręcz
można było pokusić się o stwierdzenie, że spadły niczym grom z nie-do-końca
jasnego nieba. Początkowo nagłe zdarzenie wywołało u demona okropne
przerażenie — chociaż wyłącznie durni nie odnieśli się z pokorą przed
takimi siłami — aż mało brakowało, aby dotąd zmroczone instynkty nie
odezwały się ponad urobione zachowania i również on, w ślad paniki
wilków także nie rzucił się do ucieczki. Wyłącznie pewne zrządzenia
przypilnowały, że przyczepił się pazurami do gałęzi, co skutecznie
przyhamowało go z gwałtownymi zrywami, a także pozwoliło mu być
świadkiem, o bogowie nawet trudno ubrać to kuriozum w odpowiednie słowa.
Bo co za stoickość trzeba było opanować, żeby móc w niewzruszony sposób odnieś się wpierw do nagłego uderzenia, błysku, a następnie do zorientowania się, że tam, gdzie stał króliczy łowca, nagle pojawił się ktoś całkiem niepodobnych do znanych mu zwierzęcych rysów. Brak sierści, brak długich uszów, a za to — gładka skóra, włos biały i wzrok błyszczący szkarłatem, który może i mienił się dawnym ciepłem, to w pierwszym momencie nie był tak oczywisty dla zszokowanego demona. Z początku widział tam wyłącznie kogoś całkiem mu obcego, ale na całe szczęście nim zdążyło go całkowicie powziąć przerażenie, to kobieta zdążyła się odezwać. Wprawdzie wypowiedź upstrzyła wyłącznie w przekleństwo, lecz odezwa miała w sobie na tyle werwy, że Banshee zdołał ją wyłapać spod szumu deszczu i zorientować się, że przecież — nawet jeśli podważało to różne logiki — stoi przed nim nie kto inny, a Aurora.
— O bogowie — zerwał się i doskoczył do pnia. Zsunął się po korze, nieco zapominając o większym powabie ruchu, ale za to z impetem, który mało kto spodziewał się po takim masywie futra. — Auroro!
Chciał krzyknąć, zadać pytanie o to, co się stało, lecz w ostateczności się powstrzymał. Zbliżył się o te parę metrów do kobiety i wąsy jakoś tak mimowolnie mu się podniosły, gdy obserwował, z jaką ekscytacją kobieta odnosiła się do nowego ciała; całkiem nie zwracała uwagi na kota, czy otoczenie, tylko urzeczona przyglądała się swoim nogom.
—
Myślę — odezwał się po chwili — Iż Cervan również chętnie przyjrzy się tym
dziwom.Bo co za stoickość trzeba było opanować, żeby móc w niewzruszony sposób odnieś się wpierw do nagłego uderzenia, błysku, a następnie do zorientowania się, że tam, gdzie stał króliczy łowca, nagle pojawił się ktoś całkiem niepodobnych do znanych mu zwierzęcych rysów. Brak sierści, brak długich uszów, a za to — gładka skóra, włos biały i wzrok błyszczący szkarłatem, który może i mienił się dawnym ciepłem, to w pierwszym momencie nie był tak oczywisty dla zszokowanego demona. Z początku widział tam wyłącznie kogoś całkiem mu obcego, ale na całe szczęście nim zdążyło go całkowicie powziąć przerażenie, to kobieta zdążyła się odezwać. Wprawdzie wypowiedź upstrzyła wyłącznie w przekleństwo, lecz odezwa miała w sobie na tyle werwy, że Banshee zdołał ją wyłapać spod szumu deszczu i zorientować się, że przecież — nawet jeśli podważało to różne logiki — stoi przed nim nie kto inny, a Aurora.
— O bogowie — zerwał się i doskoczył do pnia. Zsunął się po korze, nieco zapominając o większym powabie ruchu, ale za to z impetem, który mało kto spodziewał się po takim masywie futra. — Auroro!
Chciał krzyknąć, zadać pytanie o to, co się stało, lecz w ostateczności się powstrzymał. Zbliżył się o te parę metrów do kobiety i wąsy jakoś tak mimowolnie mu się podniosły, gdy obserwował, z jaką ekscytacją kobieta odnosiła się do nowego ciała; całkiem nie zwracała uwagi na kota, czy otoczenie, tylko urzeczona przyglądała się swoim nogom.
Auroro?
Przepraszam, przepraszam ;;
Przepraszam, przepraszam ;;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz