piątek, 4 września 2020

Od Nicolasa cd. Cahira

Nicolas rzadko śnił. Mógłby nawet rzec, że praktycznie nigdy. A jeśli już się zdarzało to po przebudzeniu pamiętał tylko pojedyncze, drobne szczegóły, tak nieważne, iż z reguły nie zaprzątał sobie nimi głowy i jeszcze tego samego dnia o nich zapominał. Bowiem czemu miał się nad nimi roztrząsać? Sen zawsze był tylko snem, zamkniętą w umyśle nierealistyczną wersją świata, ba, nieraz nawet go nie przypominał. Cokolwiek się w nim działo, zawsze kończyło się, kiedy śpiący otwierał oczy i rozpoczynał swój dzień. Dlatego też był skłonny stwierdzić, że uznawanie snów za coś istotnego dla życia, przepowiednię przyszłości było co najmniej naiwne. 
A jednak się bał. Wiedział, że jego lęk był irracjonalny, a bał się. Jak zawsze, nie pamiętał wiele, ale kiedy w środku nocy głośno wdychając powietrze zerwał się do pozycji siedzącej mógł przysiąc, że przed sobą, w mroku pokoju, wciąż widział twarz, której spodziewał się już nigdy nie ujrzeć. Wykrzywioną bólem, naznaczoną krwawymi śladami pazurów, z rozczarowaniem wymalowanym w oczach. Walter. Osoba, którą tak bardzo szanował i żałował, że tamtego dnia nie zdążył jej pomóc. Utracony przyjaciel wpatrywał się w niego powtarzając cicho niezrozumiałe dla Nicolasa słowa, aż w końcu rozpłynął się, kiedy wynalazca ostatecznie się rozbudził. 
Nie pamiętał tego snu. Nie wiedział, dlaczego Walter się w nim pojawił. Dlaczego nie zniknął kiedy czarnowłosy się obudził. Wiedział, że jego lęk był bezzasadny. Jednak do samego rana nie zdołał już zasnąć. Wsłuchując się w spokojne oddechy Nikole i Louisa siedział na swoim posłaniu z twarzą ukrytą w dłoniach dopóki słońce nie zjawiło się na niebie i nie rozświetliło zaciemnionego pokoju. Cały ten czas starał się okiełznać rozbiegane myśli, które usiłowały zrozumieć, co właśnie zaszło. Musiał je uspokoić. Drgnął i momentalnie zesztywniał, kiedy usłyszał za ścianą cichy, drwiący śmiech i pazury szorujące o podłogowe deski. Nie, to nie mogło wytrącić go z równowagi. Nie tu i nie teraz. 
— Nicky, nie śpisz już? — Wynalazca podniósł wzrok znad dłoni i spojrzał na stojącą na stoliku drewnianą figurkę. 
— Nie... — wymamrotał w odpowiedzi i wstał, by sprzątnąć z podłogi swoją pościel. Dłuższe siedzenie nie miało najmniejszego sensu, a robienie czegokolwiek mogło mu pomóc zająć myśli. — Mógłbyś jeszcze nie budzić Nikole i Louisa? 
Ptaszek nic nie powiedział, ale Nicolas po chwili usłyszał cichy, pozytywny trel, na który odruchowo się uśmiechnął. W przeciwieństwie do pozostałej dwójki Idien nigdy nie pytał od razu, co go trapi. Czekał, aż mężczyzna sam mu opowie, a do tego czasu pomagał mu się uspokoić i zajmował czymś innym. Było to dla niego o tyle lepsze, że najpierw mógł sam, spokojnie wszystko przeanalizować. Chociaż czy tutaj było cokolwiek do przemyślenia? 
~*~
Nie chcąc przypadkiem obudzić dwójki swoich towarzyszy Nicolas wziął w dłonie Idiena i wyszli na pusty korytarz. Głęboka cisza panowała w całym budynku, więc nie zakłócając jej mężczyzna oddalił się od swojego pokoju i przysiadł na jednym z większych parapetów na końcu korytarza. Zmęczone spojrzenie wbił w poruszane wiatrem gałązki pobliskich drzew za oknem. Drewnianą figurkę postawił bliżej szyby i wsłuchał się w jej cichy świergot, który mieszał się z tymi z zewnątrz, które dało się słyszeć pomimo zamkniętych okiennic.
Chociaż udało mu się doprowadzić do porządku czuł niepokój. Sny nie mogły niczego zwiastować, były wytworem śpiącego umysłu. Więc dlaczego ta twarz była taka realistyczna? Dlaczego tak bardzo go wystraszyła? Mógł sobie wmawiać, że wyolbrzymiał, ale nie zmieniało to faktu, że wszystko to miało miejsce. Odetchnął głęboko i przymknął na chwilę oczy wyganiając natrętne myśli. Wycisz się, nakazał sobie bezgłośnie. Może uda się o tym zapomnieć tak jak o urywkach innych snów? Nie ukrywał, szczerze tego oczekiwał. 
Dlatego też kiedy na korytarzu pojawił się Cahir z mruczącym cicho Sakim w ramionach Nicolas z miłą chęcią podjął się rozmowy z nim. I nawet jeśli nie było tego po nim widać jeszcze chętniej przyjął prośbę o naprawienie srebrnego zegarka. Zapewne nawet i bez tego zaraz po śniadaniu pogrążyłby się w pracy i tyle by go reszta Gildii widziała, jednak w chwili obecnej wizja naprawienia czyjejś własności wydawała mu się znacznie milsza niż dalsza walka z zalegającymi w warsztacie planami. Zwłaszcza kiedy ta własność była dla jej właściciela bardzo ważna, co w zachowaniu O'Harrowa było bardzo widoczne, kiedy wynalazca uważnie przyglądał się zegarkowi. Było to dla niego jak najbardziej zrozumiałe, był podobnie przywiązany do Idiena i nie wiedział, co by się stało, gdyby figurka została zniszczona lub uszkodzona. 
— To stara pamiątka — Nicolas uśmiechnął się nieco szerzej, kiedy Cahir ponownie mu przerwał i nieco się speszył swoich zachowaniem. — Wybacz. To dla mnie ważne. Więc... To chyba oznacza, że przywrócenie go do świetności jest możliwe?
— Jak najbardziej...
— Cedricu! Gdzie ty się znowu podziałeś? — Głośny krzyk sprawił, że Nicolas podskoczył w miejscu i spojrzał zaskoczony na Nikole, która wyłoniła się zza uchylonych drzwi do jego pokoju. 
— Coś się stało? — Cahir przyjrzał się mu uważnie mrużąc oczy i obejrzał się za siebie chcąc zobaczyć, co sprawiło, że wynalazca zaniemówił. 
— Nie nie, wydawało mi się, że coś przebiegło przez korytarz. — powiedział szybko Stricklander, a Nikole zasłoniła usta dłonią i spojrzała na niego przepraszająco. — To chyba był tylko cień. — Machnął ręką jakby było to mało istotne. — W każdym razie... Jak najbardziej, naprawienie go nie będzie trudne. Muszę tylko sprawdzić, czy miałbym pasujące części. 
— Całe szczęście... — Szpieg słysząc jego odpowiedź odetchnął z ulgą i uśmiechnął się lekko. 
— Jak zawsze idealnie uczesany i ubrany. — Nikole nagle pojawiła się obok nich i cmoknęła nie odrywając wzroku od Cahira. — Mógłbyś brać z niego przykład Cedricu, dzisiaj się nawet nie uczesałeś.
Walcząc by nie przewrócić oczami Nicolas puścił jej słowa mimo uszu.
— Jeśli chcesz możemy pójść sprawdzić, czy mam wszystkie części jeszcze teraz. — Po ponownym zlustrowaniu zegarka wzrokiem skupił swoją uwagę na Cahirze. — Gdyby okazało się, że czegoś brakuje mógłbym po śniadaniu od razu po to pojechać do Taewen. — To powiedziawszy wstał z parapetu i ukradkiem schował do kieszeni Idiena. 

Cahir? :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz