wtorek, 8 września 2020

Od Isidoro cd. Akamaia

Isidoro traktował zdolności organizacyjne i zaradność Mattii jak jakiś rodzaj magii. Tylko w ten sposób był w stanie wyjaśnić to, jak sprawnie jego brat zarządza wszystkim i jak ich obserwatorium astronomiczne powstaje niemalże z dnia na dzień. Mattia ogarnął się z rozpoczęciem prac może w dwa dni - ledwo bracia rozpakowali plecaki, już Mattia był u Mistrza Cervana, a zaraz potem obchodził wraz z Ignatiusem wolne pomieszczenia Gildii by wybrać, które z nich zaadaptować na obserwatorium. Wieczorem gotowe były już listy do przeróżnych znanych Mattii rzemieślników skłonnych podjąć się pracy nad elementami obserwatorium - od drewnianej konstrukcji podtrzymującej wszystkie sprzęty, przez sam teleskop, aż po cały jego układ optyczny. Do tego jeszcze gdzieś w międzyczasie Mattia zorganizował transport pozostałych ich rzeczy z domu i funduszy - Isidoro w ogóle wylecialo z glowy, że mieli to z Mattią zrobić. Gdy przybywali, wzięli ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy, ale wiadomo że astrolog nie zajedzie daleko na składanej lunecie i tanich kościach do wróżb. Na szczęście ich rodzice to rozumieli, toteż bracia D'Arienzo nie narzekali na problemy i brak wsparcia rodziny, kiedy trzeba było zaopatrzyć się w profesjonalny sprzęt astrologiczny.
Jakby tego było mało, Mattia potrafił tak wszystko zorganizować, że we dwóch radzili sobie z rozdysponowaniem zawartości przychodzących codziennie paczek, a żadne sprzęty i książki nie pojawiały się, dopóki nie było na nie przeznaczonego miejsca. Większe i dokładniejsze mapy nieba przyszły wtedy, kiedy stolarze ukończyli stojak na nie, zaś kiedy powstały podwieszane półki, zaraz następnego dnia pojawiła się skrzynia ze sprzętem kreślarskim. Na chwilę obecną astrologowie czekali właściwie już tylko na ostatnie soczewki teleskopu, bo cała reszta wyposażenia obserwatorium była gotowa.
W ogóle - samo obserwatorium. Pierwszym pomysłem Isidoro było wybudowanie go od podstaw na takiej polance za budynkiem Gildii, jednak Mattia miał dużo lepszy pomysł. Po obejściu budynku, przejrzeniu planów konstrukcyjnych i opukaniu niektórych ścian i podłóg Mattia wymyślił, że takie bezkształtne pomieszczenie na parterze będzie dobrym miejscem.
Trudno było powiedzieć, do czego wcześniej służyło, bo ściany były wytyczone na jakimś dziwnym planie, do tego pokój wystawał nieco z bryły budynku, przez co posiadał kawałek własnego dachu i Ignatius wspominał, że potrafiło tam być zimno. Dzięki temu jednak doskonale widać było z niego nocne niebo, chociaż przecież pomieszczenie znajdowało się na parterze. Gdyby zainstalować tam teleskop wyposażony w szerokokątną soczewkę na końcu, nie byłoby nawet konieczności czynić go nadmiernie ruchomym - zbierałby i tak cały dostępny obraz nieba i bracia mogliby na jego podstawie zajmować się swoją pracą.
Jak to już było powiedziane, Isidoro pomagał Mattii w rozlokowaniu w obserwatorium kolejnych przychodzących rzeczy. Większość ciężkiej pracy wykonywali jednak wynajęci robotnicy, ale niektórych rzeczy nie mógł zrobić nikt inny, tylko astrolog. Otóż właśnie o takie zadanie tym razem chodziło - z domu przyszły stare dzienniki astrologiczne, w których bracia zapisywali swoje wróżby i obserwacje z poprzednich lat, zaś Isidoro miał za zadanie jedynie je rozpakować i poukładać na półkach. Zadanie faktycznie było łatwe i gdyby astrolog wyłącznie na nim się skupił, na pewno zdążyłby je skończyć w ledwie godzinę. Problem z Isidoro był tylko taki, że cokolwiek dostawał do ręki, szczególnie jeśli była to książka lub dziennik, zaraz nie potrafił się powstrzymać przed otwarciem i chociaż przeczytaniem kawałka.
Tak też było i tym razem. Isidoro wyciągnął pierwszy z dzienników i otworzył gdzieś w środku, zaś jego wzrok padł na wróżby i obserwacje, które spisywali wraz z Mattią jakieś pięć lat temu. Astrolog uśmiechnął się w duchu, czując przypływ lekkiej nostalgii. Wtedy jeszcze w ogóle nie przypuszczali, że kiedykolwiek dołączą do Gildii i ich życie przybierze taki, a nie inny obrót. Isidoro leniwie przerzucał kartki, czytając co poniektóre wróżby i rozpamiętując towarzyszące im wydarzenia. Usiadł w końcu na podłodze koło skrzynki, którą miał rozpakować i na dobre zabrał się za wertowanie kolejnych dzienników.
Pięć lat to niby nie tak długo, jednak Isidoro miał wrażenie, jakby przez ten czas obaj z Mattią przemienili się w jakichś innych ludzi. Astrolog dostrzegał teraz o wiele więcej w wykreślonych dawniej współrzędnych gwiazd, a czego nie widział niegdyś. Dobrze, że z Mattią mieli nawyk wielokrotnego sprawdzania każdej swojej przepowiedni, bo Isidoro czuł, że chyba by się psychicznie nie pozbierał, gdyby w jakiejś znalazł się błąd. Bracia D’Arienzo wiedzieli jednak bardzo dobrze, jak ciężkie jest brzemię tych, którzy przepowiadają innym przyszłość i jak wielka wiąże się z tym odpowiedzialność. Dlatego nie rzucali wróżb na wiatr. Inną sprawą pozostawało podtrzymanie dobrego imienia rodziny astrologów, bo zarówno ojciec, jak i matka, również parali się tym fachem.
Za oknem gwiazdy biegły nad horyzontem i nim Isidoro się obejrzał, słońce wychynęło zza koron drzew, oznajmiając wszystkim nadejście nowego dnia. Isidoro zaś był kompletnie w proszku z pracą, a jedyne co udało mu się zrobić przez całą noc to rozsypać trociny i pakuły po całej podłodze. Nie chciał zawieść brata toteż mimo późnej pory (jeśli pracował w nocy, to starał się jednak położyć jakoś nad ranem) wziął się z powrotem do pracy. Dzienniki oczywiście też rozrzucił, kładąc każdy przeczytany tom w przypadkowe miejsce, do tego był już nieco zmęczony, więc na sprzątnięciu i uporządkowaniu wszystkiego zeszło mu do samego południa.
W tym momencie Isidoro usłyszał jakieś brzęczenie. Początkowo sądził, że ze zmęczenia już mu dzwoni w uszach, ale dźwięk się powtórzył. Astrolog przez chwilę nasłuchiwał i doszedł do wniosku, że dźwięk wydobywa się z teleskopu.
To był zbyt ważny element, by Isidoro mógł to zignorować i po prostu pójść spać, toteż mężczyzna wstał i poszedł to sprawdzić. Teleskop zajmował centralna część pomieszczenia, a jego tubus sięgał do samego sufitu i jeśli otworzyło się klapę w dachu, można było go podnieść jeszcze wyżej tak, by wystawał nieco ponad dach. Jeśli trzeba byłoby czyścić zewnętrzną soczewkę lub zablokowałaby się przesłona teleskopu, trzeba by go było w całości ściągać na ziemię - by tego uniknąć, Mattia wraz z wynajętymi cieślami zaprojektował system wąskich kładek, który pełnił zarówno funkcję stelaża dla ciężkiego sprzętu, jak i drabiny pozwalającej sięgnąć każdego jego elementu.
Isidoro zaczął wspinać się na konstrukcję coraz wyżej i wyżej, uważnie nasłuchując podejrzanego brzęczenia. Z jednej strony miał rozłożony i czekający na soczewki tubus teleskopu, z drugiej zaś coraz bardziej oddalającą się podłogę obserwatorium, jednak skupiony na zadaniu astrolog nie zwracał na to uwagi. W końcu dojrzał źródło hałasu - była to jakaś zwykła mucha, która widać wleciała tu w nocy przez otwarte okno i teraz swoim muszym zwyczajem nie mogła za nic znaleźć drogi na zewnątrz. Isidoro machnął w jej kierunku ręką. Owad oczywiście nic sobie z tego nie robił i dalej tłukł się bez celu o wszystko wokół, toteż astrolog wszedł jeszcze trochę wyżej i wychylił się bardziej. Ponownie, mucha wydawała się nie zwracać uwagi na starania człowieka i poirytowany Isidoro wszedł już na sam szczyt podestu, tak że głową i plecami szorował już właściwie po suficie, wspiął się dodatkowo na palce i machnął z całej siły ręką. O tym że nie jest akrobatą Isidoro w swym roztargnieniu zapomniał, podobnie jak i o wróżbie, która tego dnia kazała mu uważać gdzie stawia kroki. Cóż, najbardziej dokładna wróżba nic nie dawała, jeśli astrolog o niej zapomniał, i właśnie o tym Isidoro miał się tego dnia boleśnie przekonać.
W jednej chwili Isidoro zaabsorbowany był przeganianiem muchy, a w następnej fiknął przez krawędź podestu i poleciał głową w dół w kierunku podłogi.
Los jednak widać upodobał sobie swojego nierozgarniętego astrologa, bo jakimś cudem Isidoro zawisł nad ziemią, gdy jedna z przekładni teleskopu zaplątała się za jego pasek. Na tym etapie mężczyzna był już całkowicie obudzony i przytomny, zaś jego przerażony wzrok wlepiony był w znajdującą się pod nim podłogę. Wydawało mu się, że bukowe klepki znajdują się jednocześnie potwornie daleko i niebezpiecznie blisko, a także są niemożebnie twarde. Spotkanie z nimi równało się na pewno połamanym kościom.
Isidoro odważył się niepewnie rozejrzeć, by spróbować jakoś zaradzić swojemu katastrofalnemu położeniu. Niestety jednak przekładnia znajdowała się nieco z boku teleskopu, zaś ciężar mężczyzny jeszcze ją przestawił, w efekcie czego Isidoro oddalił się od podestów. Nie zbliżył się jednak wystarczająco do znajdujących się po drugiej stronie półek z książkami, by do nich sięgnąć. Wszystko, czego mógłby się ewentualnie złapać znajdowało się daleko poza zasięgiem jego rąk, nie miał też odwagi rozwiązać paska i pozwolić sobie spaść na ziemię. Jakby tego było mało, był bardzo dobrze świadom, że tego dnia Mattia zamierzał wrócić dopiero przed kolacją, a to skazywało Isidoro na dobre parę godzin wiszenia na przekładni w oczekiwaniu na ratunek. Wszyscy inni gildyjczycy też byli zajęci swoimi sprawami i trudno było powiedzieć, czy w ogóle przyszłoby im do głowy chociaż przejść gdzieś w okolicach obserwatorium. Sytuacja była po prostu tragiczna.
Z zewnątrz nie wyglądało to wcale tak koszmarnie, bo gdy Isidoro zaczął spadać, znajdował się na wysokości mniej więcej pierwszego piętra. Gdyby przyszło mu do głowy jednak skakać, na pewno nic by sobie nie złamał, co najwyżej gdyby zrobił to wyjątkowo niezręcznie, mógłby się trochę potłuc lub zwichnąć kostkę. Co nie zmieniało faktu, że gdyby Mattia postanowił go wybawić, potrzebowałby najpierw zorganizować sobie jakąś drabinę.
Gdy tak Isidoro kontemplował swoją niewesołą sytuację, do jego uszu dobiegł czyjś głos. Dochodził z dość daleka i zza zamkniętych drzwi obserwatorium, więc początkowo Isidoro myślał, że zwyczajnie mu się coś przesłyszało. Postanowił jednak, że nie zamierza zaprzepaścić szansy. Ktokolwiek tam był, jeśli w ogóle, mógł mu potencjalnie pomóc, albo chociaż sprowadzić kogoś jeszcze.
— P-pomocy! — zawołał słabo, ale bardzo podejrzane trzeszczenie przekładni zaraz dodało jego głosowi wigoru. — Ratunku!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz