niedziela, 6 września 2020

Od Pelagoniji - Event

Pierwszy dzień był dziwny. Nie w złym ani dobrym sensie, po prostu dziwny. Gildia nagle opustoszała, stała się cichsza, acz wbrew pozorom ani trochę spokojniejsza. Wszyscy się krzątali, załatwiali sprawunki, starali się dwa razy bardziej, żeby wszystko było na swoim miejscu i pomagali, gdy tylko było trzeba. Pelagonija też chciała pomagać, gdy reszta członków udała się na misję daleko daleko od siedziby. Chciała, żeby byli z niej dumni, kiedy wrócą i żeby mogła im opowiedzieć, jakie historie się wydarzyły podczas ich nieobecności. Bo jak to tak, żeby oni tylko byli zajęci na misji i wrócili z całą górą opowieści? Dziewczynka też chciała mieć, czym się pochwalić. Zwłaszcza, że początkowo chciała też się udać do Almery. Ba! Już nawet spakowała Amigo i procę od pani Aurory, ale starczyło tylko jedno, surowe spojrzenie dorosłych, żeby skrzyżowała rączki na piersi i wydymając policzki, zrobiła krok w tył. W końcu tutaj na miejscu też mogła pomóc.
Dlatego kiedy usłyszała, że Theo, ten przemiły Theo, jest smutny, bo jego kanarek się zgubił,  nie trzeba było czekać długo, żeby ujrzeć jasnowłosą dziewczynkę biegającą z workiem ziaren i niezdarnym rysunkiem ptaka z napisem "Kanarek poszukiwany". Tuptanie dziewczynki po korytarzach, drogach i szlakach leśnych można było usłyszeć z daleka i nawet nie trzeba było odwracać głowy, żeby zobaczyć, kto tak niesubtelnie stawia kroki, wręcz obwieszczając swoje przybycie, ponieważ dziesięciolatka nawoływała słodkim głosem imię kanarka. Zrobiła po kilka sztuk takich rysunków z dokładnym opisem oraz informacjami. Nawet zadbała o nagrodę w postaci ciastek od Iriny, do której ślicznie się uśmiechnęła i ładnie poprosiła ["bo musimy znaleźć Mirlet, inaczej Theo będzie bardzo, bardzo, bardzo, bardzo smutny!"]. Potem poszła rozwieszać kartki i je rozdać. Najpierw zahaczyła o kuźnię.
— Pani Eilis! Czy mogłaby pani przybić to ogłoszenie do drzwi? Bo do pani często ktoś przychodzi , a ja chcę znaleźć kanarka Theo — spytała, pokazując kobiecie niezdarnie narysowanego ptaka. Jako że umiejętności artystyczne Pelagoniji pozostawały wiele do życzenia, rysunek był krzywy i nawet nie przypominał kanarka. Obserwator wiedział jedynie, że to jakiś ptak, ale że kanarek? Nikt nie dałby sobie za to głowy uciąć. Pani kowal wzięła kartkę, przyglądając się przez chwilę obrazku.
— Mam nadzieję, że Żar tego nie zje... — wymamrotała Eilis pod nosem.
— Hm? Mówiła coś pani?
— Naprawdę wygląda jak kanarek — powiedziała głośniej, zachowując kamienną twarz i pokiwała głową jakby z uznaniem, mimo że tak naprawdę nie miała zielonego pojęcia jak kanarki wyglądają. — Zaraz przybiję do drzwi.
Pel wyrzuciła dłonie w górę ze szczęścia i zrobiła obrót, sprawiając, że spódnica sukienki zawirowała razem z nią. Szybko przytuliła się do nogi kobiety, mamrocząc krótkie "dziękuję" i posłała jej szeroki uśmiech, po czym zniknęła z kuźni równie szybko jak się w niej pojawiła.
Kilka chwil później przez bardzo długi czas z panią Narcyzą namawiały Khardiasa do pomocy, ale koniec końców uległ, pozwalając absolutnie przeszczęśliwej oraz zadowolonej z siebie Eternum przymocować wstążkami po jego bokach ogłoszenia na futrze, żeby pomógł, biegając po okolicy. A nuż ktoś zerknie i zaświta mu głowie, że widział uroczego kanarka, który jest poszukiwany. Borzoj nie wyglądał rad ze swojego wyglądu, ale pani Narcyza miała szeroki uśmiech na twarzy, zaś Pelcia stanąwszy na palcach dała im obydwu całusa w policzek w podziękowaniu za pomoc w poszukiwaniach.
Mała Pelagonija zawsze była w ruchu, ale nie umiała sobie przypomnieć, kiedy ostatnio tyle biegała, tyle rozmawiała z ludźmi i ich wypytywała bez strachu czy wahania. Może dlatego, że miała cel i chciała kogoś uszczęśliwić. Może dlatego, że sama doskonale wiedziała, jakie to uczucie stracić drogiego swemu sercu przyjaciela i nie chciała, żeby Theo dalej był smutny, skoro była nadzieja na odnalezienie Mirlet. Może dlatego, że nie...
— Panienko! Czy to ty szukałaś kanarka?! — Uniosła natychmiast głowę w stronę głosu i ujrzała starszego mężczyznę z pudełkiem, który machał do niej. Przebierała swoimi krótkimi nóżkami, jakby od tego zależało jej życie, żeby zaraz się znaleźć obok niego i podskakiwała, żeby zajrzeć do środka w nadziei, że ujrzy zgubę. Jej oczom ukazał się mały, biały ptaszek z nastroszonymi piórkami i usztywnionym skrzydełkiem, patrzył na nią z niepokojem, przez które łamało jej dziesięcioletnie serduszko. Natychmiast go rozpoznała.
— Mirlet! Theo się o ciebie zamartwia — wyszeptała, powstrzymując pisk radości. Nie chciała bardziej straszyć zwierzątka niż już było. Wyciągnęła rączki po pudełko, niemalże podskakując w miejscu z niecierpliwości, gdy dochodziło do wymiany  pudełka z kanarkiem za ciastka. — Dziękuję! — powiedziała, nadal szepcąc i powoli poszła w stronę stajni, gdzie prawdopodobnie przebywał chłopiec. Im bliżej się znajdowała, tym bardziej przyspieszała niesiona euforią oraz chęcią dostarczenia dobrych wieści.
— Theo! Znalazłam Mirlet! Proszę, przestań być smutny, bo mi też smutno! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz