wtorek, 21 lutego 2023

Od Hotaru cd. Lei

Kłębek futra rozpadł się między palcami tancerki, Hotaru z lekkim zdziwieniem i niepewnością potarła o siebie strzępki. To stworzenie, które tak zapamiętale tropił Edmund, to musiał być jakiś niebywale egzotyczny youkai
I wtedy pod nogami mężczyzny trzasnęła lampka.
Edmund zachwiał się, Antares go złapał, ale młodzieniec i tak wpił jeszcze palce w łokieć rycerza, uwiesił się na nim – Hotaru była przekonana, że gdyby stał tam kto inny, niż Antares, pewnie obaj straciliby równowagę – a potem puścił i odsunął pół kroku, jakby ten krótki moment poddania się kaprysom grawitacji nigdy nie miał miejsca. Edmund chrząknął, wpatrzył się w resztki szkła.
— To może oznaczać tylko jedno — powiedział poważnym, pełnym napięcia tonem. — To stworzenie jest zbieraczem. Jak sroka!
Lea i Hotaru popatrzyły na siebie z konsternacją, nawet Antares uniósł brwi.
— To jedyne logiczne wyjaśnienie. — Edmund zmarszczył poważnie brwi, uniósł palec pouczającym, akademickim gestem. — Spójrzcie, jesteśmy obecnie w legowisku tej istoty – nie mam co do tego wątpliwości, wskazują na to wszystkie dane.
Lea przechyliła nieco głowę, Hotaru splotła dłonie, młodzieniec kontynuował niezrażony.
— Obecność przedmiotów należących do ludzi jest dowodem na to, że to zwierzę interesuje się świecidełkami, dlatego też przynosi je do swojej kryjówki. Jakie lepsze świecidełko, niż lampa – świeci się, jest częściowo metalowa, a częściowo wykonana ze szkła. Na pewno wydawała się atrakcyjna dla tego zwierzęcia.
Edmund popatrzył po swych słuchaczach, wypiął dumnie pierś oczekując na pełne skupienia skinięcia głową, na powszechne przyznanie mu racji i podziw dla geniuszu.
— Może po prostu ktoś był tu przed nami — zauważył trzeźwo Antares, trącił butem jakieś zabłąkane szczapki.
Edmund nieco się zapowietrzył, Hotaru zwietrzyła nadciągającą katastrofę.
— Panie, czy nie jest prawdopodobnym, by ktoś jeszcze zainteresował się tym samym tematem badań, widząc w nim duży potencjał i sławę dla siebie?
Szlachcic popatrzył na nią tak, jakby dopiero teraz naprawdę ją zauważył. Hotaru niemal widziała, jak kolejne myśli przebiegają przez jego głowę, od zdziwienia, przez niedowierzanie, podejrzliwość i w końcu akceptację słów Hotaru jako własnego, bardzo sprytnego i mądrego pomysłu.
— Tak, to bardzo prawdopodobne… Nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś jeszcze próbował wytropić to zwierzę, a potem przypisać sobie całą zasługę jego odkrycia — Edmund zmarszczył brwi, a potem jakby sobie coś przypomniał. Podszedł do Hotaru, wyciągnął rękę. — Pokaż tę sierść.
Tancerka oddała mu wciąż trzymany w dłoni kłębek, Edmund wpatrzył się w niego intensywnie, następnie zbadał samą skałę, na której ów strzępek się zatrzymał. Obszedł ją, obejrzał potem potłuczoną latarnię i fuknął na Antaresa mówiącego mu, by uważał na palce i nie pociął się o szkło.
— Spłoszyli to zwierzę, teraz widzę to wyraźnie — powiedział z całą stanowczością, zadowolony z poczynionych nowych odkryć.
Lea wyciągnęła dłoń do Edmunda.
— Mogę na moment pochodnię?
— Po co? — Szlachcic uniósł brew.
— Chciałam przyjrzeć się tym śladom.
— Skoro nalegasz — Młodzieniec westchnął, wywrócił oczami, oddał pochodnię.
Lea przykucnęła przy stalagmicie, wpatrzyła się w goły kamień, przesunęła dłonią po jakiejś jaśniejszej rysie. Jej uważne spojrzenie przebiegało między niedostrzegalnymi dla pozostałych szczegółami i śladami, dziewczyna w końcu zmarszczyła brwi, wstała.
Tymczasem zaś Edmund był w połowie swego wykładu na temat tego, jak to nieodpowiedzialni badacze pakują się do siedlisk płochliwych zwierząt, zostawiają tam jakieś śmieci i swój zapach, a potem biedne stworzenie, wyczuwszy nieznaną sobie woń, boi się wrócić do swojego leża i musi szukać sobie nowego, jeszcze bardziej niedostępnego miejsca.
— To skrajna nieodpowiedzialność — podsumował, krzyżując ramiona na piersi.


Spędzili w jaskini jeszcze nieco czasu, Lea obejrzała uważnie każdy zakamarek pomieszczenia, obadała też samą potłuczoną lampę, zaś kawałek futra Edmund schował gdzieś za pazuchę. Nie doczekawszy się pojawienia tajemniczej istoty, cała drużyna wróciła do pierwszej z jaskiń.
Wbrew obawom szlachcica, nikt nie połasił się na ich bagaże, wszystkie torby pozostały nienaruszone i nawet śniegu nie napadało do środka – Antares skutecznie uszczelnił wejście. Hotaru przygotowała kolację, wszyscy zjedli, a potem Edmund zawinął się w koce i zasnął jak kamień, pochrapując cicho pod nosem. Tancerka rzuciła mu podszyte uśmiechem spojrzenie – młodzieniec spał zupełnie tak, jak małe dzieci spały po dniu pełnym wrażeń i zabawy.
We trójkę usiedli wokół płonącego leniwie ognia, ich ściszone głosy przepływały w chłodnym, nocnym powietrzu, nie budząc śpiącego szlachcica. Hotaru zerknęła na Leę – od momentu wyjścia z głębszej jaskini czuła, że dziewczyna miała coś do powiedzenia, ale widać nie chciała się tym dzielić z Edmundem.
— … nie było śladów zwierzęcia. — Głos Lei utonął częściowo w trzasku płonących polan. Sypnęło iskrami. — Zwierzęta zostawiają inne ślady, niż ludzie, nie pomyliłabym się, nawet jeśli była tam sama goła skała. Mam wrażenie, że wcale nie podążamy za żadnym nowym gatunkiem.
Zapadła chwila ciszy, wzrok trójki gildyjczyków sam powędrował w stronę kłębu koców. Kłąb zachrapał.
— Nie wiem, jak to powiedzieć Edmundowi. Będzie naprawdę rozczarowany.
— Albo nie uwierzy — dodał Antares.
Hotaru zamyśliła się.
— Strawiliśmy dużo czasu i energii na to, by odnaleźć zwierzę, którego poszukuje.
— Chyba źle go szukamy — Lea splotła dłonie, zwinęła w nich rękawiczkę, poskubała jakiś zabłąkany troczek. — Samo to zwierzę wydaje mi się jakieś dziwne, a jego sierść taka… taka owcza.
Znów zapadła cisza. Hotaru wzięła kilka szczapek, dorzuciła do ognia. Antares zerknął w stronę zabezpieczonego wejścia do jaskini, ale twardy, zbity śnieg, nadal dobrze trzymał.
— A może to wcale nie jest żadne zwierzę?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz