środa, 15 lutego 2023

Od Reginalda, cd. Sophie

    Powiedzieć, że to miejsce było niesamowite, to nie powiedzieć zupełnie nic.
    Reginald nie miał jakiś szczególnie konkretnych wyobrażeń dotyczących Sorii. Widział kiedyś kilka szkiców w gazetach, które tak lubił czytać jego ojciec, czasem opowiedział mu jakąś historię o swoim życiu w tym mieście, ale w sumie nic poza tym. Tyle wystarczyło, by Reginald zaczął czegoś oczekiwać. I mimo braku szczegółów, oczekiwał dość wiele.
    Na tyle wiele, że kiedy w końcu wjechali do miasta, poczuł ścisk w żołądku. Stresował się, że się zawiedzie. Nie zawiódł się jednak, choć spodziewał się czegoś innego. Było jednak niesamowicie. Na tyle, na ile mogło być.
    Wejście do biblioteki uniwersyteckiej pozwoliło mężczyźnie wziąć nowy oddech. Ta cisza, zapach książek, wszechobecne skupienie – to wszystko nieco zgasiło jego rozproszenie, a przy tym pogłębiło ekscytację związaną z tym miejscem, choć zmieniła swój charakter. Opanował swoją chaotyczność i nieco się uspokoił, by w ujmującym milczeniu chłonąć atmosferę tego miejsca i przyjmować do siebie multum nowych możliwości, które oferowało.
    Reginald uwielbiał biblioteki. Wszystkie. Szczególnie te nieuporządkowane, w których książki się gubiły, stare, może nawet nieco zaniedbane. Lubił atmosferę, która w nich panowała, mimo że nie potrafił się tam odnaleźć. Lubił ten chaos i splątane myśli. W jego domu też tak było. Książki były wszędzie, zdarzało się, że tej konkretnej, której szukał, nie mógł odnaleźć za żadne skarby, bo zgubiła się gdzieś w gąszczu innych tomiszczy. A potem, po tygodniach, miesiącach, nawet latach, w końcu się znajdowała. I to tylko dlatego, bo ktoś inny też czegoś szukał, poprzestawiał, wprowadził jeszcze większy chaos, więc coś w innym miejscu nieco się ułożyło. I choć szuflady ze wszystkim oraz schowki czasami były sprzątane i porządkowane, to regały i półki z książkami nigdy. Nikt tego nie negował.
    Nowe książki, nowe opisy, nowe materiały, nowe spojrzenie – nowe możliwości. Reginald miał zamiar wykorzystać to w pełni, choć nadal gdzieś z tyłu głowy kłębiła się co i raz powiększająca się pokusa, by na razie to wszystko zostawić i poszwędać się po mieście. Tak po prostu. Pochodzić, popatrzeć, chłonąć Sorię całym sobą. Kusiło jak cholera. Czuł jednak, że nie powinien tego tak na razie zostawiać. Przecież jego praca była jednak ważniejsza.
    Zerknął kilka razy na mężczyznę, który siedział niedaleko i robił coś swojego. Był go ciekawy, ale ograniczył się tylko do ukradkowych spojrzeń, które i przestał wysyłać w momencie, kiedy razem z Sophie wznowili swoje zajęcie.
    Mimo trudności, szło im zdecydowanie lepiej. Trudno jednak stwierdzić, czy była to kwestia innych źródeł, miejsca czy może chwili przerwy, którą siłą rzeczy musieli sobie zrobić.
    — Chyba już gdzieś to widziałem — mruknął cicho w kierunku Sophie, gdy znowu na czymś przystanęli, po czym zaczął wertować jedną z książek, które miał pod ręką.
    Ledwo zaczął, a usłyszał kroki, przesunięcie krzesła i męski głos.
    — Mhm — ledwo zauważalnie skinął głową. — Reginald Amis. A to Sophie Egberts.
    Wysłuchał go uważnie, cały czas trzymając w rękach książkę. Powędrował wzrokiem za jego gestem, potem znowu wrócił, żeby dalej obserwować Rajendrę we właściwym sobie milczeniu.
    — Jak możemy pomóc?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz