czwartek, 2 lutego 2023

Od Vilre cd. Hotaru

Jej ostatnie słowa zawisły między nimi, obojętne, sprowadzające z powrotem do punktu wyjścia. Więcej zaoferować nie mogła, pozostawały luźne przemyślenia i analogie, chociaż zachowała dla siebie bardziej pesymistyczne podejście do rozwiązania sprawy. Niczym trudnym było zauważenie, jak Hotaru dopytuje się o sposoby „naprawienia” Maćka, przywrócenia mu tego, co utracone, wrócenia go na właściwe tory. Mogła otwarcie powiedzieć, że według niej doppelgänger nie ma szansy na powrót do normalności, przyznać, że samo nic się raczej nie poprawi, a im pozostaje liczyć na to, że w końcu odnajdzie się w swojej pokręconej rzeczywistości i znajdzie sobie porządne zajęcie. Jednakowoż Vilre nie była specjalistą od istot magicznych ani od samej magii, skąd mogła mieć pewność, że gdzieś tam, za siedmioma rzekami, lasami i górami nie siedzi mag wracający zagubionym stworzeniom ich jestestwa? Poza tym zostawała jeszcze kwestia innych doppelgängerów, które Maćkiem zająć by się mogły. Tak, słabo osiągalna, lecz wciąż szansa była, że coś da się z tym zrobić. Nie było co tak zrzędzić, nie przy Hotaru.
Zerknęła przelotnie na tancerkę, by zaraz znów skupić swoją uwagę na kuflu.
A może w ogóle ta jej hipoteza była paskudnie nietrafiona?
— Co ty byś zrobiła, gdybyś z dnia na dzień zapomniała, kim jesteś? — zagadnęła tancerka, odwróciła się do ćmy. Ta zmieszała się, zająknęła.
— Um… — zamyśliła się. Zapomnieć, nie wiedzieć, stracić połączenie ze wszystkimi przeżytymi wspomnieniami, zastanawiać się, co za oczy patrzą na ciebie w odbiciu tafli jeziora, czuć ból na plecach, jakoby coś z nich wyrwane zostało, chociaż skąd masz to wiedzieć? Czy będziesz tęsknić, żyć wraz z cieniem melancholii na swoim ramieniu za czymś, czego może nigdy nie było, jedynie twoim złudzeniem? Hiraeth, zawsze i wszędzie już, hiraeth ­— Nie wiem. Chyba byłabym tak samo skołowana jak on.
Półprawda.
Nawet jeśli jej towarzyszka wyłapała jakąś nieścisłość, nie dała tego po sobie poznać. Hotaru zwyczajnie skinęła głową, jakby takiej odpowiedzi się spodziewała, może trochę podobnej do jej własnej. Vilre nie była pewna, pozwoliła przez chwilę karczemnym dźwiękom nieść się niezmąconymi jej głosem. Spuścił wzrok, przeszła do skrobania paznokciem rączki kufla.
— A ty…
Grubiański rechot rozniósł się od strony zaplecza, rozweselona brygada wychynęła z bimbrem w ręku, rozlało się trochę na podłogę. Ciemka umilkła momentalnie, zdziwiona nieco nagłym hałasem, przesuwała wzrokiem od jednego chłopa do drugiego, jak kroczyli żwawo do stolika. Spojrzała na Hotaru, przytaknęły sobie nawzajem, chcąc spróbować potwierdzić lub obalić wysnutą wcześniej teorię. Miała nadzieję, że tancerce umknęła jakakolwiek przesłanka, że wróżka próbowała powiedzieć coś wcześniej.
— Matulu najdroższa, już myślałem, że pisane mi będzie ducha tam wyzionąć — zaśmiał się Krystek, usiadł na ławie z głębokim westchnięciem, pozostała dwójka poszła prędko w jego ślady.
— A żeśmy się nadźwigali, jestem bardziej niż pewny, że coś mi w krzyżu strzyknęło — parsknął Radko, o szalonym wieku lat trzydziestu najpewniej, po czym porządny łyk alkoholu pociągnął, beknął. — O przepraszam, w tak zacnym gronie nie wypada.
Zarechotali, Hotaru zaś uśmiechnęła się pobłażliwie, zwróciła uwagę na Maćka. Po ustach błąkał mu się skromny uśmieszek.
— Chciałyśmy jeszcze o parę kwestii zapytać, zanim się na dobre rozejdziemy — odparła tancerka, nachyliła się delikatnie do przodu jako znak dobrych intencji. Doppelgänger zmierzył wzrokiem obie kobiety, wzruszył ramionami.
— Pewno.
—No więc, jak dużo pamiętasz o osobach, w które się zmieniasz?
I znowu ten brak zrozumienia na twarzy, powolne mrugnięcie, niby chcąc odgadnąć prośbę sepleniącego dziecka.
— Wszystko pamiętam. To znaczy, o ostatniej piątce.
Wymieniły zakłopotane spojrzenia.
— Nie tak dawno temu wspominałeś, że nie pamiętasz, w jakich wioskach nawet pomieszkiwałeś — wtrąciła się w Vilre. Siedziała najdalej od Maćka, z ramionami skrzyżowanymi na piersi, skrzętnie unikając kontaktu wzrokowego.
— Ano. Ale wioska to nie człowiek. Człowieka zawsze spamiętam.
— Umiesz coś zatem powiedzieć o ludziach, w których ostatnio się zmieniałeś?
I tak Maćko zaczął tłumaczyć, trochę odpływając za bardzo czasami, jak miło było być Gwen o ubrudzonych mąką dłoniach, z kochającym ojcem i nadpobudliwym bratem. Rodzinka taki niewielki młyn miała, miasteczko rzut beretem, mały sad jabłkowy. Kiedy tylko natrafiła się okazja, „Gwen” zasypywała brata ziarnem z podwyższenia w środku młyna, łamała serca chłopców o pyzatych twarzyczkach, przykuwała swą urodą i zgarniała ze straganów truskawki. Dziadek Osben zaś, co w swoich młodych latach w armii służył, stracił lewe oko w potyczce i od lat straszy nim dzieci. Cóż za zdziwieniem było, gdy „Osben” wziął swojego równie starego, acz bojowego, wałacha Koralika na przejażdżkę i popędził przez wioskę, wykrzykując zbereźne komentarze. No i taka to dziwota była, że nawet nikt go zganić za to nie potrafił, bo myśleli, że czarownik iluzją rzucił. A cóż to za psoty w bibliotece „Robin” sprawiał!
Słuchać pewnie można by tego jeszcze długie godziny, to znaczy Krystek i Radko by mogli; przestali dokuczać sobowtórowi i z wręcz nabożnym zdziwieniem wysłuchiwali szalonych opowiastek, wstrzymywali chichoty i szeptali do siebie, z obawy, że najmniejszy hałas rozproszy Maćka. Vilre i Hotaru siedziały trochę znużone, z każdym kolejnym zdaniem przekonując się, że przyczyna problemów doppelgängera leży gdzieś indziej. Ćma westchnęła, nieznacznie zmrużyła powieki w zamyśleniu.
Maćko nie wspominał o spotkaniu innych jemu podobnych stworzeń, nie wydawał się nawet przejęty tym, że nie wie, jak wrócić do swojego właściwego domu, może miejsca, gdzie się urodził. Mówił tyle o różnych ludziach, tym, jak zajmował sobie czas, zapominając o fakcie, że on nie należy w zupełności do tego świata. Może „porzucił” swoją twarz i imię, bo po prostu nie miał kto o nie spytać, aż do teraz kiedy było już za późno? Albo, może w jego mniemaniu, wręcz przeciwnie – kiedy już był zadowolony z obecnego stanu rzeczy.
Spojrzała nań. Ile właściwe taki drań żyje?
W chwili ciszy przy stole Krystek zobaczył swoją okazję na odezwanie się.
— Powiem ci, kolego, że ty to nawet równy ziomek jesteś — klepnął Maćka po ramieniu, jak gdyby zajście sprzed karczmy już dawno w chłopską niepamięć odeszło, zaśmiał się tubalnie. — Radko nawet po wódeczce takich cudów by nie wymyślił. Ale jedno to mnie zastanawia — poprawił się na ławie, cmoknął. — Odpracujesz ty te szkody czy nie? Bo panie tutaj tak się tobą zaciekawiły, pomóc o, by chciały, ale tak naprawdę to nic pożytecznego z tego twojego ryja nie wychodzi. Bez obrazy oczywiście, ale rozumiesz, dobrze wiedzieć by mi było.
Doppelgänger odchylił głowę do tyłu, poobserwował pajęczyny pod sufitem, poklepał w stół dłońmi. Przypominało to bardziej teatralne przeciąganie chwili, niż jakoby Maćko rzeczywiście potrzebował czasu na przemyślenie swojej odpowiedzi. Hotaru zerknęła na ćmę, lecz ta tylko wzruszyła ramionami, nie bardzo chętna do dzielenia się kolejnym nietrafionym pomysłem, czułka lekko zafalowały w powietrzu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz