Noga bolała go nieco od ciągłego schylania się nad
grządkami, więc prawdę powiedziawszy z niejakim zadowoleniem przyjął możliwość
rozruszania jej w fizycznej pracy, nawet, jeśli ograniczała się do
przeniesienia kilku… kilkunastu… kilkudziesięciu, niezbyt ciężkich, cegłowatych
skrzynek to wszystko wynagrodzić mu mogła obecność blondwłosej panienki przy
jego boku, bo miał szczerą nadzieję, że krocząca obok może nieco naburmuszona
kobieta rzeczywiście nie jest mężatką i że marszczy brwi w ten uroczy sposób
dokładnie tak jak sobie wyobrażał, choć wyprzedziła go o parę metrów i stała
teraz na środku korytarza wyraźnie nieco zagubiona jak anioł po raz pierwszy
zesłany na ziemię. Uśmiechnął się nawet do siebie, ale przypominając sobie jak bardzo
mógłby przerazić taką odmianą bogom ducha winnego przypadkowego przechodnia,
wstrząsnął bujną czupryną ponownie przywołując na usta stary dobry grymas.
- Sypialnie? Ostatni raz jak je widziałem to były korytarzem
w prawo – odparł unosząc lekko brwi – ale mnie się o niczym nie mówi, więc
jakby je przenieśli to pewnie też by mnie nikt nie raczył poinformować, a
panienka też udana wyrywa naprzód jak spłoszona wiewiórka, jakby to za nią
sprinter osiłek w jednym gnał a nie ogrodnik kulawy i jeszcze głupie pytania
zadaje. A swoją drogą to powinni przewodnika dawać, a nie ze mnie robić
człowieka orkiestrę. Przynieś, podaj, pozamiataj, ale jak na coś potrzebuję to
nie… sam se zrób i jeszcze mnie przy okazji.
Monologował nie zastanawiając się nawet czy ktoś go w ogóle słucha,
podążając jednocześnie konsekwentnie i wytrwale w stronę kwater członków, gdzie
pamiętał jeszcze całkiem dobrze znajdowało się sporo pustych pokoi. Przeciągnął
dłonią po głowie przecierając spocone czoło, po czym wytarłszy dłoń o krawędź
odzienia poprawił uchwyt i ruszył dalej z powodzeniem kontynuując przerwana
wypowiedź.
- I żeby to jeszcze jakaś rzadkość była z przeprowadzkami,
ale to nie nadążysz. Jedni przychodzą drudzy odchodzą, pustych pokoi, że choćby
się tu szwadron duchów zadomowił to i tak miałyby miejsce do straszenia,
zresztą czasem człowiek się zastanawia czy i sam się nie powinien wraz ze
znaczną częścią tej wesołej kompanii zaliczyć do grona upiorów, bo to ani
człowiek, je, ani pije specjalnie i tylko drepcze bez sensu w te i we w te. A
jeszcze te misje, co to nie maja prawa się udać. Sam nie wiem, czemu jeszcze
mnie to bawi. Ani spokoju, ani wdzięczności. No…
Rzucił pudła pod drzwiami jednego z pokoi i zerknął w stronę
swojej towarzyszki.
- Ale numer pokoju, to już chyba panienka zapamiętała czy
wczesne stadium starczego zapominalstwa się objawiło. Lepiej żeby miała
panienka klucz. Ja nie będę do gabinetu mistrza drałował, bo to po pierwsze
daleko, po drugie wysoko, po trzecie to ja nie jestem jakiś tam chłopiec na
posyłki. Najpierw polecę po klucz, a potem będę musiał jak pies, wybacz
przyjacielu – skłonił się lekko w stronę bisa - może jeszcze musiał papcie w
pysku przynosić. Ja ma chorą nogę, choć jak sądzę nikt tego nie zauważa, a jak
już widzi to zaraz zapomina, bo przecież tak wygodniej, a co mnie się podoba to
już nieważne. Przepraszam, ale to już przechodzi ludzkie pojęcie, co tu się
wyprawia. Pięciu minut człowiek nie ma dla siebie i nawet pięciu metrów
kwadratowych przestrzeni na samotność. To jak z tym kluczem?
Podczas całej swej przemowy zdążył już bardzo starannie
wypucować skrzynki, ręce i nawet stolik, o który przypadkiem się oparł chwilę
temu.
<Narcissa?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz