środa, 21 sierpnia 2019

Od Krabata cd. Narcissy


Noga bolała go nieco od ciągłego schylania się nad grządkami, więc prawdę powiedziawszy z niejakim zadowoleniem przyjął możliwość rozruszania jej w fizycznej pracy, nawet, jeśli ograniczała się do przeniesienia kilku… kilkunastu… kilkudziesięciu, niezbyt ciężkich, cegłowatych skrzynek to wszystko wynagrodzić mu mogła obecność blondwłosej panienki przy jego boku, bo miał szczerą nadzieję, że krocząca obok może nieco naburmuszona kobieta rzeczywiście nie jest mężatką i że marszczy brwi w ten uroczy sposób dokładnie tak jak sobie wyobrażał, choć wyprzedziła go o parę metrów i stała teraz na środku korytarza wyraźnie nieco zagubiona jak anioł po raz pierwszy zesłany na ziemię. Uśmiechnął się nawet do siebie, ale przypominając sobie jak bardzo mógłby przerazić taką odmianą bogom ducha winnego przypadkowego przechodnia, wstrząsnął bujną czupryną ponownie przywołując na usta stary dobry grymas.
- Sypialnie? Ostatni raz jak je widziałem to były korytarzem w prawo – odparł unosząc lekko brwi – ale mnie się o niczym nie mówi, więc jakby je przenieśli to pewnie też by mnie nikt nie raczył poinformować, a panienka też udana wyrywa naprzód jak spłoszona wiewiórka, jakby to za nią sprinter osiłek w jednym gnał a nie ogrodnik kulawy i jeszcze głupie pytania zadaje. A swoją drogą to powinni przewodnika dawać, a nie ze mnie robić człowieka orkiestrę. Przynieś, podaj, pozamiataj, ale jak na coś potrzebuję to nie… sam se zrób i jeszcze mnie przy okazji.
Monologował nie zastanawiając się nawet czy ktoś go w ogóle słucha, podążając jednocześnie konsekwentnie i wytrwale w stronę kwater członków, gdzie pamiętał jeszcze całkiem dobrze znajdowało się sporo pustych pokoi. Przeciągnął dłonią po głowie przecierając spocone czoło, po czym wytarłszy dłoń o krawędź odzienia poprawił uchwyt i ruszył dalej z powodzeniem kontynuując przerwana wypowiedź.
- I żeby to jeszcze jakaś rzadkość była z przeprowadzkami, ale to nie nadążysz. Jedni przychodzą drudzy odchodzą, pustych pokoi, że choćby się tu szwadron duchów zadomowił to i tak miałyby miejsce do straszenia, zresztą czasem człowiek się zastanawia czy i sam się nie powinien wraz ze znaczną częścią tej wesołej kompanii zaliczyć do grona upiorów, bo to ani człowiek, je, ani pije specjalnie i tylko drepcze bez sensu w te i we w te. A jeszcze te misje, co to nie maja prawa się udać. Sam nie wiem, czemu jeszcze mnie to bawi. Ani spokoju, ani wdzięczności. No…
Rzucił pudła pod drzwiami jednego z pokoi i zerknął w stronę swojej towarzyszki.
- Ale numer pokoju, to już chyba panienka zapamiętała czy wczesne stadium starczego zapominalstwa się objawiło. Lepiej żeby miała panienka klucz. Ja nie będę do gabinetu mistrza drałował, bo to po pierwsze daleko, po drugie wysoko, po trzecie to ja nie jestem jakiś tam chłopiec na posyłki. Najpierw polecę po klucz, a potem będę musiał jak pies, wybacz przyjacielu – skłonił się lekko w stronę bisa - może jeszcze musiał papcie w pysku przynosić. Ja ma chorą nogę, choć jak sądzę nikt tego nie zauważa, a jak już widzi to zaraz zapomina, bo przecież tak wygodniej, a co mnie się podoba to już nieważne. Przepraszam, ale to już przechodzi ludzkie pojęcie, co tu się wyprawia. Pięciu minut człowiek nie ma dla siebie i nawet pięciu metrów kwadratowych przestrzeni na samotność. To jak z tym kluczem?
Podczas całej swej przemowy zdążył już bardzo starannie wypucować skrzynki, ręce i nawet stolik, o który przypadkiem się oparł chwilę temu.

<Narcissa?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz