niedziela, 4 sierpnia 2019

Od Sorelii cd. Narcissy

Drgnęła słysząc obcy głos i nawet zastanawiała się, czy nie powinna zmienić kryjówki, by uniknąć zdemaskowania. Zamarła na chwilę starając się uciszyć głośno bijące serce, którego nerwowy trzepot zagłuszał logiczne myśli starające się dotrzeć do swej właściwej siedziby. Oczywiście mogła odejść pospiesznie udając, że nic się nie stało i w ten sposób uniknąć konieczności zawierania bliższej znajomości z lokatorem siennego kopca, jednak każdy krok w stronę milknących gdzieś w oddali odgłosów pogoni mógł być kolejnym stopniem na szafot gotowany jej przez zaciekłych wrogów. Kiedy przed chwilą gnała pieszo miedzy budynkami czując niemal na plecach oddech gończych ogarów, nie najświeższy po prawdzie, ale bardzo motywujący do maksymalnego wysiłku, jej życie nie warte było funta kłaków. Z drugiej strony nikt nie mógł jej zaręczyć, czy za chwilę między złotem skoszonych traw nie błyśnie srebrne ostrze przecinając czerwoną nitkę jej żywota bez choćby najcichszego dźwięku. Najprawdopodobniejszym było jednak zupełnie niegroźne spotkanie z jakimś żebrakiem, czy drobnym złodziejaszku od dawna działającym w jej siatce wywiadowczej. Ciężko powiedzieć by dobywające się spomiędzy palców młodej kobiety światło i dźwięczny głos Narcissy były dla niej ulgą, ale niewątpliwie stanowiły nie lada zaskoczenie.
- Sorelia? – Dobiegł ją głos przypominający raczej napastliwy syk rozczarowania niż przyjazne powitanie. Sama nie wiedziała, co odpowiedzieć, bo najpierw musiała przełknąć własne rozgoryczenie. Ilekroć powtarzała, że nie potrzebuje pomocy, bo gdyby było inaczej to przecież miała się, do kogo zwrócić mistrz wysyłał jej kogoś do pomocy, kto koniec końców okazywał się kulą u nogi. Bolał ją ten brak zaufania i w czasie ostatniej wizyty nie omieszkała dać temu wyraz. Rozumiałaby jeszcze wybór szpiega, ale, do czego mogła jej się przydać wojowniczka. A jeśli nie doceniała mistrza. Może on wcześniej od niej zdał sobie sprawę, co Sorelia znajdzie w czasie swojej misji. Dość, że wszystkie zebrane przez nią informacje wskazywały na to, iż tkwią w niezłym bagnie, czy raczej wisi nad nimi miecz Damoklesa.
- Narcissa, co ty tu robisz? – Udała zręcznie naiwną, sama dziwiąc się jak łatwo przeszło jej przez gardło to kłamstwo. – Zbyt długo zabalowałaś w karczmie i o jakich dokumentach tu bredzisz. Sądzisz, że w gildii funkcjonuję, w jakim charakterze? O papiery to najlepiej pytać Elrę, ja dbam jedynie o dobre stosunki między mieszkańcami naszego skromnego pałacyku, a tutejsza arystokracją. Ja się nie nadaję do dźwigania ciężarów, szczególnie ciężaru odpowiedzialności.
Wątłe światło latarni zagrało na twarzy kobiety gniewnym błyskiem, a mina blondwłosej nie pozostawiała Sorelii, żadnych wątpliwości, co do celu jej misji.
- Wygląda na to, że mistrzowi naprawdę się spieszy skoro wysłał już straż przednią na przeszpiegi. A co do dokumentów… masz mnie za głupią.
Odpowiedziało jej milczenie, co stanowiło niejaką ulgę wziąwszy pod uwagę, że mina rycerki zdawała się mówić, iż kobieta nie tylko uważa ją za kompletną idiotkę, ale też miałaby w obrębie swych myśli kilka innych bardziej dosadnych, ale i mniej cenzuralnych skojarzeń. Sorelia przewróciła oczami niezbyt zadowolona z takiego postawienia sprawy.
- To chyba jasne, że nie będę biegała po mieście z dymiącym dowodem zbrodni w dłoni. Niczego nie mam przy sobie.
Wzdrygnęła się czując jakby kobieta zamierzała naprawdę pozbawić ją jakiejś niezbędnej części doczesnej powłoki.
- Nie patrz tak na mnie. Mistrz nie wspominał jak pracuję. Nie wynoszę papierów, jeśli nie jest to konieczne. Zapamiętuję. Chcesz pokażę ci. Między papierami znalazłam list. – Zmrużyła oczy starając się dokładnie odtworzyć treść listu.
JWP Kasztelan Tameran Soledo, wojewoda ziem Gamro i Saubin, etc,
Uprzejmie donoszę, iż czynię pilne starania o unieszkodliwienie kociej plagi zagrażającej w tak poważny sposób naszym interesom. Z góry przepraszam, iż niemożnością jest dla mnie wyrazić się w inny sposób, szczerze żałuję, iż nie posiadam żadnych skuteczniejszych cyfr, bowiem jak JWP raczył zauważyć we wcześniejszej naszej korespondencji, koty doskonale widzą i w ciemności, a szczególnie kotki. Wydaje mi się, że udało mi się na jakiś czas zażegnać chwilowe trudności, o jakich wspominałem JWP w poprzednim liście, a nawet zdaje mi się, iż zdołam z tej z pozoru niekorzystnej sytuacji wyciągnąć pożytki dla naszej sprawy. Wydałem już nawet, proszę o wybaczenie tej gorliwości z mojej strony stosowne zalecenia, aby unieszkodliwić, co groźniejsze lwy, co, do których moja opinia jest JWP wiadoma. Myślę, że wypadek zbierze na jakiś czas burzowe chmury nad cmentarzem, co zapewni skuteczną zasłonę dymną dla naszych planów rolnych. Zdaje mi się, iż jest to wysokość, z której żaden kot nie wyląduje na czterech łapach. Rzekłbym wręcz po naszemu: „Umarł król, nich żyje król” i takich sukcesów życzę JWP we wszystkich jego przedsięwzięciach.
Sługa Uniżony
Hektor Mercilios
PS.Jeśli przedsięwzięcie z lwami przyniesie pozytywny skutek obiecuję podesłać JWP wiadomego człowieka. Wierne sługi z takimi talentami zawsze dobrze mieć przy swoim boku, a gdy chce się wspiąć wyżej przyda się, ktoś, kto podtrzyma drabinę. 
Otworzyła oczy starając się wyczytać cokolwiek z twarzy rozmówczyni. 

<Narcissa?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz