wtorek, 27 sierpnia 2019

Od Rawena c.d Madeleine

Kucharz właśnie zbierał się do wyjścia z kuchni. Rawena od spotkania z niewysoką bardką i jej kąśliwymi uwagami dzieliło niecałe pół godziny. Pośpiesznie doszorował ostatni gar po obiedzie. Blondyn wciąż nie mógł uwierzyć, że Mad zgodziła się wyjść z nim do karczmy. Miał przeczucie, że pewnie skończy się to jak zawsze, ale cóż dla tej kobiety warto zaryzykować. Uśmiechnął się pod nosem i odstawił umyte naczynie do wysuszenia. Wytarł mokre ręce w ścierkę i ruszył nucąc pod nosem w stronę wyjścia z kuchni.
- Rawen! A ty gdzie się znowu wybierasz? - Irina pojawiła się za nim niczym cień. - Nie myślisz chyba, żeby zrzucić resztę pracy na mnie i Tiago? - starsza kobieta postawiła resztę brudnych talerzy na blacie obok i wzięła się pod boki. - Nie myśl chłopcze, że się tak łatwo wymigasz od pracy.
- A czy ja się migam? Ja tylko pozwalam Tiago lepiej zapoznać się z miejscem pracy. - wzajemne dogryzanie sobie z nowym kucharzem stanowiło dla blondyna ostatnio stały punkt w codziennym planie dnia. - Wybacz Babciu I, ale śpieszę się na randkę. - zwrócił się do wyjścia.
- Ty?! Na randkę?! Jeszcze mi powiedz, że z kobietą! - z wnętrza spiżarni dobiegł ich śmiech rosłego kucharza. Rawen zacisnął zęby i wypuścił przez nie powietrze z płuc. Był w zbyt dobrym humorze by się teraz z nim kłócić i przepychać słowami. Rzucił starszej kucharce pytające spojrzenie, jak dziecko patrzące na rodzica, czy może zjeść jeszcze jednego łakocia. Kobieta westchnęła ciężko.
- No dobrze, leć. Jakoś sobie tutaj poradzimy we dwoje. -spojrzała się podejrzliwie na entuzjastyczny wyraz twarzy młodzieńca. - Powiedz mi tylko, któż to będzie dzisiaj tą "szczęściarą"?
Blondyn rzucił tylko imię różowowłosej bardki i pobiegł się szykować.
- Chłopcze, pozmywaj tu, a ja lepiej pójdę powiedzieć Raviemu, żeby przyszykował dla niego jakieś zioła i szwy. - zwróciła się do mężczyzny wychodzącego ze spiżarni.
***
Rawen wrócił do gildii chwilę po tym jak wszyscy skończyli jeść kolację. Szedł lekko przygaszony z drobnym wymuszonym uśmieszkiem przyklejonym do twarzy. Mógł się spodziewać takiego obrotu spraw. Mógł przewidzieć, że go wystawi. A jednak, do samego końca wierzył, że Mad stawi się na spotkanie. Blondyn nabrał powietrza w płuca i powoli je wypuścił. Dał sobie w twarz na otrząśnięcie się ze złego nastroju. W końcu na jednej próbie nie może poprzestać. Nie tego go nauczył ojciec. Zaśmiał się do siebie i wkroczył do kuchni. Zastał tam Irinę i stertę brudnych naczyń, które tylko czekały aż wróci i je pozmywa. Bez gadania zabrał się do pracy. Odetchnął z ulgą i nieco się odprężył. Kucharka nie zadawała zbędnych pytań, choć czuł, że kobieta wie co się stało. Był jej za to wdzięczny. Nie chciał się jeszcze użerać z tym irytującym typem, który zapewne znowu by usłyszał o jego porażce i zaczął się z niego nabijać.
Zmywanie poszło o wiele szybciej niż się spodziewał. A i nawet w spokojnej atmosferze upłynął ten czas. Przeciągnął się i wyszedł zapalić na zewnątrz. Nie palił praktycznie od rana, byle tylko nie przesiąknąć zapachem tytoniu przed randką, ale teraz to już nieistotne. Zaciągnął się dymem niczym tonący człowiek powietrzem. Ciekawiło go, dlaczego Madeleine nie przyszła. Czy dlatego, że coś jej wypadło? Zapomniała? A może to wszystko miało być mało zabawnym żartem? Czy też dlatego, że dostała zadanie od Mistrza? Wolał obstawiać wszystko poza żartem. Każdemu się zdarza o czymś zapomnieć czy coś wypadnie. A Mistrz? Mistrza mógł zawsze kiedy indzie ochrzanić za zrujnowanie randki. Być może pierwszej która nie skończyłaby się wizytą u Raviego. Westchnął wypuszczając kłęby dymu. Najlepiej byłoby pójść po prostu się jej zapytać. Ale nachodzenie kogoś wieczorem bez większego powodu, gdy już najpewniej był zajęty swoimi sprawami, nie należało do zwyczajów blondyna. Dopalił resztę papierosa nieśpiesznie. Jutro też jest dzień. Wszedł do środka. Nikogo nie było wewnątrz. Widocznie Tiago jak Irina, nie chciał dokarmiać spóźnialskich i poszedł do siebie. Rawen podszedł do piecy sprawdzić czy zgasili ogień wychodząc i czy będzie musiał na nowo w nich rozpalać. Pewnie już dogasały. W końcu Irina nie popuści żadnemu spóźnialskiemu. Przytknął rękę do ścianki pieca i niemal natychmiast ją odsunął.
- Czyżby już wiek się dawał babci we znaki? - mruknął pod nosem. Podszedł do blatu i wyciągnął kilka garnków i naczyń, na wypadek pojawienia się roztrzepanego głodomora. Uwagę jego zwróciła samotna kartka leżąca obok stojaka z nożami. Zapisana była a niej krótka, prosta wiadomość od kucharki.

Rawen, Madeleine znowu nie przyszła na kolację.
Wiesz co z tym zrobić.

Babcia I nie musiała mu dwa razy powtarzać. Od razu zabrał się za gotowanie. I to był doskonały pretekst by wpaść z niezapowiedzianą wizytą. Będzie musiał jej jutro podziękować na kolanach. A na razie miał do przygotowania coś lekkiego i sycącego dla małej bardki.
Młodzieniec uwinął się z przyrządzaniem posiłku w niewiele dłużej niż zajęło wodzie zagotowanie się. A teraz szedł szybkim krokiem po schodach wprost do pokoju Mad. Żałował tylko, że nie miał żadnej róży którą mógłby przyozdobić tacę z jedzeniem. Ale cóż poradzić? Może co najwyżej następnym razem pomyśleć o tym zawczasu. Teraz może zrobić tylko ładne oczy i liczyć, że będzie to dostatecznie dobrym dodatkiem do posiłku.
Stanął przed drzwiami. Już miał zapukać, gdy pajęcza bardka otworzyła je tuż przed nim i zatrzymała się w pół kroku zaskoczona obecnością kucharza.

<Mad?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz