piątek, 9 sierpnia 2019

Od Nagi cd. Krabata

Odłożyła z hukiem przed chwilą używany, kamienny moździerz, by odwrócić się w stronę łóżka z miną wykrzywioną w zniecierpliwieniu i niezadowoleniu.
— Precz, powiedziałam! — zawołała, sięgając ręką w tył, do stojących na biurku butelek różnego kształtu i rozmiaru. Popchnęła kilka, dzięki czemu zderzyły się ze sobą i wydały ostrzegawczy dźwięk, niczym trąby przed polowaniem, by dać biednej zwierzynie łownej szansę na ucieczkę. Egzorcystka zlitowała się, choć nie miała zamiaru pędzić żadnej zwierzyny, tym bardziej biednej. Chwyciła za niskie naczynie z mętnym nalewem, sięgając również po ładnie złożoną białą, czystą chustkę kilka chwil wcześniej znalezioną na stoliku nocnym. Wylała na nią ostro pachnący olejek, który zaraz zdominował całą woń pokoju, jednak to okazało się niewystarczające. Jeden krok wystarczył, by jej postać znalazła się koło Krabata, pojedynczy ruch ręki, by przytrzymać obolały tył jego głowy, kolejny - by przyłożyć nasączony materiał do twarzy, zakrywając nos i usta tak, by powietrze do jego płuc było przesiąknięte duszącym zapachem, nieważne z której strony by weszło. 
Masywne ptaszysko, do tej pory wylegujące się na ciepłym brzuchu poderwało się, gdy brutalny łokieć uderzył go w tułów. Krzyknęło przenikliwym głosem, rozkładając wielkie skrzydła i wzbijając się na moment w powietrze tylko po to, by z kompletnym brakiem tej charakterystycznej, ptasiej gracji spaść niezdarnie na podłogę, obijając się o granicę łoża. 
Zaskoczony rolnik pchnięty naturalnym instynktem zaczął się szarpać, wiercić bardziej, gdyż tylko na to mogły sobie pozwolić jego zdrowe, całkiem silne mięśnie, dostające jednak polecenia od obolałej, zamglonej i otępiałej głowy. Naga trzymała go mocno, czekając na efekty. Gdyby Bogowie nie byli wszechwiedzący, prawdopodobnie osądzili by ją na sądzie ostatecznym za domniemaną próbę morderstwa na równie z nią postawionym członku Gildii. Gdyby jakaś żywa dusza weszłaby do pomieszczenia nie byłaby skłonna poczekać na wyrok niebios, a sama by takowy wydała, rzucając się na pomoc rzekomej ofierze. Jednak Bogowie okiem dosięgali również umysłów ludzi, znali ich zamiary, a drzwi były zamknięte na klucz, strzegąc pilnie tego, co za ich skrzydłem. Tak więc obdarzono ją zaufaniem, a ona nie miała zamiaru zawieść nikogo.
Puściła w końcu Krabata, który, wreszcie wolny, łapał haustami świeże powietrze, kaszląc i próbując wypluć z piersi to niby zatęchłe i duszące, acz aromatyczne. Przerywane, pierwsze i płomiennie wygłaszane oskarżenia mężczyzny rozeszły się po pokoju, zagłuszając to, co egzorcystka starała się wychwycić. Wymawiał wyraźne jej imię, zdążył więc wrócić do siebie. Zdała sobie sprawę, że próba uciszenia może przynieść jedynie skutek odwrotny do zamierzonego, toteż sama trwała w milczeniu, schylając się i nasłuchując. 
Gdyby jej ślepia nie były zamglone i chwytały wszystkie kolory świata, gdyby oczy Krabata nie były tak sfiksowane na jej osobie, chcąc pokazać swoje niezadowolenie, ba. Być może pozbawić ją życia tu i teraz, wtedy oboje zobaczyliby te długie, niekształtne, lecz czarne jak smoła cienie, łażące po oświetlonej ścianie. Spłoszone z ciepłej, miłej kryjówki, którą zajmowały jedynie przez chwilę, lecz zdążyły ją sobie przywłaszczyć i się zadomowić, wylazły na ten podły świat, który uważał je za najgorsze co kiedykolwiek po nim pełzało. Poglądy kobiety również nie były im przychylne. Te być może to wyczuły, a być może przemówiło przez nie zwykłe tchórzostwo, jednak ruszyły się nagle i zupełnie tak niezdarnie jak kruk, który przed chwilą zwalił się na podłogę, poczęły uciekać. Niektóre przecisnęły się przez szparę pod drzwiami, większość jednak wylazła oknem, jako najprostszą z dostępnych opcji. Ciągnęły za sobą okropny zapach, woń ich zgnilizny oraz dźwięk przypominający tonem ciche, ale umęczone krzyki. 
Jeden, który został w tyle, albowiem skacząc po półce przewrócił stojącą na niej szklaną drobnostkę, zwrócił uwagę zarówno milczącego już rolnika jak i czekającej Nagi. Ta machnęła ręką, odwracając się w jego stronę. 
Tyś, co bez formy, czarcie przez Bogów przeklęty… 
Coś mruknęło, zaskrzypiało i upadło miękko grzbietem na rozłożony pod nim dywan. Czarne ptaszysko zerwało się z miejsca, tuptając prędko do wielkiej, unieruchomionej skorupki z cienkimi nogami, którymi machało w powietrzu, próbując bezowocnie się podnieść. Długi dziób złapał bezradnego owada.
Dajże mi to.
Upstrzone piórami cielsko wylądowało na jej ramieniu, a gdy ta wyciągnęła do niego dłoń — upuściło szkodnika. 
— Tutaj jest twój Diego — rzekła, pokazując zdobycz Krabatowi, opierając wolną rękę o biodro. — Ogłady ci potrzeba! Rzucasz się na lewo i prawo, oskarżasz wszystkich o swój stan, a nawet nie wiesz co ci dolega! Doprawdy, czy gdy zalejesz swoje grządki niespodzianką dla ciebie jest, gdy gniją? Chcesz mieć plony owocne i dostatnie, więc otaczasz opieką cenne rośliny, nie poisz ich na siłę, nie pozostawiasz samych sobie, nawet w chwilach słabości tylko nimi się przejmujesz. Więc powiedz mi, bom ślepa na powody twego zachowania, czemuż to duszę swoją tak zaniedbujesz? Nagle wielkim zaskoczeniem jest dla wszystkich, gdy osoba co zamiast kwiatów w sercu hodowała chwasty, podlewała poczucie winy, nawoziła strach swój ukryty, schodzi na złą ścieżkę, nawiedzona przez złe czarty. Masz omamy, człowieku nierozsądny, śmierdzisz na kilometr i atakujesz innych nawet nie pięściami, a tym plugawym narzędziem co sztyletem nazywamy. Zmuszasz co by ci naczynia na głowie łamano tylko po to, by cię uspokoić i wymusić sen na umyśle twym zagubionym. Ale należy ci się, moje przeprosiny zostały przepędzone przez twoje… 
Westchnęła, zatrzymując się w swojej reprymendzie, gdy kruk popchnął jej ramię zeskakując z niego na łóżko i ponownie podchodząc ze skrzekiem do mężczyzny. Zamknęła dłoń z zaklętym w owadzim ciele brudem, podchodząc do zastawionego blatu. 
— Nie moja w tym sprawa jakie tajemnice kryją się w twoim sercu, jednak wiedz, że to właśnie z nich rodzą się te koszmary, co dręczą cię w nocy, co nie dają chwili wytchnienia twemu sumieniu. A zamęczone sumienie, senny umysł i udręczona dusza to jak mokra ziemia dla pleśni. Miłe schronienie znajdują w tobie złe duchy i uciechę czerpią z siania chaosu i robieniu ci podłych figli.
Wyjaśnienie obszyła w milszy dla ucha ton i złagodziła głos, słysząc zbolałe jęki Krabata, który poprawiał się na łóżku. 
— Póki nie wyplenisz chwastów, póty będziesz walczył z wolno biegającym po świecie złem, co tylko szuka kogoś takiego jak ty, by się do niego przyczepić. Więcej to niż brzydka myśl, mniej niż zmory, które można oczyścić. Nadają się jedynie do wypędzenia i zmuszenia do ponownej tułaczki. Ale gdy zbyt długo panoszą się w jednym ciele potrafią wyrządzić duże szkody. Dam ci więc kępki do okadzania i olejki do wdychania z ziół z poświęconych ziem i ogrodów przy kaplicach, napary, wszystko co mogę. A ty masz ich używać namiętnie, ale ze świadomością, że niedługo je odłożysz, bo zmyjesz z siebie te uczucia, co tak zatruwają twój byt. Nie mam tylu, by do końca życia cię w nie zaopatrzyć, więc mam nadzieję, że zrobisz to szybko. I jeśli znowu zaczniesz narzekać to przysięgam, że zawołam Mistrza i zdradzę mu wszystko, a wtedy on cię do tego zmusi. Omal nie przelałeś dzisiaj jego krwi, kto wie co może się stać, gdy zignorujesz problem.
Krabacie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz