niedziela, 23 sierpnia 2020

Od Anastasii cd. Marty

Nudziła się. Koszmarnie się nudziła. Jak to ludzie zwykli mawiać? Jak mops, o. O ile mopsy potrafiły się nudzić. Nigdy ich nie widziała, słyszała tylko, że szlachta je lubi trzymać w swoich domach. Nigdy nie widziała, by psy się nudziły. Gdzieniegdzie ujadały na wszystko co popadnie, w innych miejscach goniły cię, tak kompletnie bez powodu. Może te były wyjątkowe? W końcu szlachta też jest najczęściej nudna, może od tego bierze się znudzenie zwierzęcia? Bo nie ma co robić ze swoim właścicielem, poza wylegiwaniem się na poduszce? Będzie musiała kogoś o to spytać, bowiem włamanie się do szlacheckiego domu raczej nie wchodziło w grę. Zwłaszcza, że nie wiedziała, kto może tam trzymać tego mopsa. Jeszcze wpadłaby na jakiegoś charta i byłoby niewesoło.
Wyjęła spomiędzy rudych kosmyków zagubiony listek i cmoknęła cicho. Chociaż... Niby mogłoby skończyć się nieprzyjemnie, ale cokolwiek by tam spotkała, byłoby to ciekawsze niż spacerek po wsi, w której nie działo się absolutnie nic. Bo co też mogło? Każdy każdego zna, wie, do czego inni są zdolni i czego się po nich spodziewać. Zero niespodzianek, przygód, zwrotów akcji, bo zwyczajnie nie ma kto do nich doprowadzić. Sama by się tego podjęła, gdyby nie konsekwencje, które mogłoby na nią spaść, jakby się wszyscy dowiedzieli, że to ona dla rozrywki nabroiła. Niby zwykle się ich nie obawiała, ale... Już wolała spacerować w okolicy i liczyć, że napadnie ich jakaś dzika bestia czy szajka złodziei aniżeli skończyć szorując podłogi na korytarzu. Niebiosa wiedzą, co Cervan mógłby jej za karę kazać robić. 
Pozostało jej więc dalej żyć w tej monotonii, cóż innego mogła zrobić? Próbowała ją przerwać, zmieniając jakieś drobne rzeczy w planie dnia, chociażby wracając do Gildii inną drogą niż zwykle tak jak dzisiaj, ale nic to szczególnie nie dawało. Ot, dłużej mogła pocieszyć się ładnym dniem i słońcem zanim znajdzie sobie kolejne zajęcie.
Anastasia zatrzymała się przy małym strumieniu i rozejrzała po okolicy. Zostawiła już za sobą las, przez który dzisiaj zdecydowała się iść i znalazła się na łąkach niedaleko Gildii. Jeśli pamięć jej nie myliła, idąc wzdłuż potoku powinna spokojnie dojść do gildyjnego sadu. Mogła nie ufać wodzie, w końcu były naturalnymi wrogami, jednak ta nigdy nie zmieniała swojego nurtu i zawsze prowadziła w tym samym kierunku. Pod tym względem nie śmiała jej nawet krytykować. Ruszyła więc dalej kopiąc co raz drobne kamyczki i zastanawiając się, co zrobi, jak już dotrze na miejsce. Poza podkradnięciem czegoś z kuchni, jeśli nikogo tam nie zastanie. 
Nagły ruch w trawie uświadomił ją, że nie jest sama. Zatrzymała się w pół kroku uważając, by nadto nie zbliżyć się do chlapiącej w strumyku wody, a jej wzrok padł na... Martę, która z uśmiechem na ustach wylegiwała się w nieco wyższej trawie. Mortines zmarszczyła nieco czoło. Widać nie ona jedna nie raz nie miała zajęcia, jednak nigdy nie myślała by spędzić je wylegując się w trawie. Sama zwykle przesiadywała wtedy na dachu i czasami straszyła tych, którzy przybywali do gildii i nie zauważali jej na górze.
Rudowłosa otworzyła nagle oczy, a kiedy zauważyła przyglądającą jej się w ciszy alchemiczkę nieoczekiwanie poklepała dłonią pustą przestrzeń obok siebie.
— Poopala się ze mną? Słońce zdrowe na umysł! — Słysząc propozycję zielarki Anastasia założyła ręce na piersi.
Cóż, skończyła już swój obchód. Ignatius mógł poczekać chwilę dłużej na sprawozdanie, o ile w ogóle by zauważył, że przyniosła je później. Pomijając, że ten raport brzmiałby jak wszystkie dotychczas przez nią sporządzone. "Poszłam, wróciłam, gucio zobaczyłam". Może powinna się z nim potargować, by móc je przynosić raz w tygodniu, w ładnie spiętej teczce, co by nie musiał ich wertować? Jemu byłoby łatwiej, jej zresztą też. 
— A bardzo chętnie — odpowiedziała nagle, podejmując ostateczną decyzję. — Słońce mnie raczej niczym nie uraczy, ale odrobina lenistwa w cenie jest chyba tego warta. 
Uważając, by nie usiąść na własnych włosach kobieta rzuciła się w trawę tuż obok Marty. Znudzone spojrzenie wbiła w leniwie sunące po niebie chmury i westchnęła głośno. 
— Nie miałaś czasem ochoty wyruszyć ku przygodzie? — Spytała po chwili wylegującą się obok zielarkę i spojrzała na nią z ukosa. 
 
Martucha?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz