piątek, 21 sierpnia 2020

Od Lancelota cd. Pelagoniji


  Faustus uśmiechnął się.
- Myślę, że nie będzie miał nic przeciwko kwiecistej koronie.
  Tak naprawdę to nie miał pojęcia. Słyszał jedynie plotki o tym, jak to podczas wspólnych spacerów z lady Ginewrą zbierał kwiaty oraz oczywiście ją chronił jako osobisty przyboczny rycerz bez względu na to, czy panna pragnęła iść do lasu, do ogrodu czy gdzieś jeszcze indziej. Ciemnowłosa  wracała wtedy z naręczem nie tylko tych ozdobnych roślin, ale także wielu ziół dla jego macochy. Wbrew pozorom po poznaniu tego (w tamtych czasach) chłopaka, co to zbroi przyodziać nie mógł, będąc za niskim, za mało umięśnionym i słabym, bywała znacznie częściej w ich drewnianej chacie, niźli znaleźć ją można było w zimnych korytarzach pałacu. W wianku sir Lancelota nie widział, choć szczerze pragnął ów widok zdecydowanie nadrobić i zastanawiał się, jak to było możliwe, że nikt wcześniej na coś tak prozaicznego nie wpadł, że nawet lady nie wyszła sama z siebie w latach młodocianych z taką inicjatywą.

  Zebrali się więc, aby wspólnie zapuścić w coraz dalsze zakątki gildyjnego ogródka, w jakim za wiele barwnych płatków na łodyżkach nie znaleźli. Pela szybko poinformowała Faustusa, iż wolałaby spróbować przejść się bliżej łąki dla koni, aby się tam rozejrzeć, nabrać większej różnorodności. Zarzekała się, jakoby sir zasługiwał na jak najlepszą koronę, to też niezmiernie się postarała o najmniejsze detale. Wiązania pierwszych okazów były nadzwyczaj stabilne, ale przede wszystkim silne i kompozycja już na samym wstępie dzięki temu zapowiadała się wybornie. Młody demon obserwował ten proces w ciszy oraz skupieniu, pozwalając jej na to, aby dokonywała swoją sztukę najlepiej jak potrafiła. Dopiero, gdy podnosiła na niego wzrok, uprzejmie ją zagadywał lub odpowiadał na następne pytania dziewczynki. Czy Lancelot brał udział w wojnach? Posiada konia? Zwiedził cały świat? Ku jej szczeremu zdziwieniu, na dwa z ostatnich padła odpowiedź twierdząca.
- Jego siwek nazywa się Troy i moim zdaniem nie jest zwykłym koniem - stwierdził, składając skrzydła ciaśniej, aby nie zahaczały o pobliski płot. - Właśnie tam się pasie.
  Wskazał jej na odległego o sporą odległość śnieżnobiałego wierzchowca, jakiego grzywą i ogonem targał lekki, wieczorny wietrzyk.
- Moim też nie - przyznała mu rację Pelagonija, choć przecież posłała mu spojrzenie kilkusekundowe. 
  Nie miał pojęcia z jakiego dokładnie powodu tak też uznała, ale poczuł się raźniej z tym, iż w tym twierdzeniu w końcu nie był sam. Oczywiście właściciel rumaka nigdy niczego nie potwierdził ani nie zanegował czegokolwiek, co spostrzegł Faustus, trzymając tajemnice dla siebie.
- Był w każdym królestwie, głównie w pałacach - ciągnął kolejną odpowiedź, pozwalając swojemu wzrokowi błądzić po otoczeniu. - Z różnych powodów. Ciężko je wszystkie na raz streścić. Zna wiele osób, tak jak wielkie tłumy znają jego imię z pieśni.
- Jak one brzmią?
- Och, ja... Nie jestem bardem, nie umiem śpiewać ani chociażby rytmicznie nucić - rzekł ze wstydem. - Wolałbym nie umniejszać wartości tych utworów.
  Blondyneczka pokiwała głową, najwyraźniej zapamiętując, że powinna popytać inne kręgi, bardziej zaznajomione z muzyką. Faustus wątpił w to, aby akurat w tej okolicy znaliby jego rycerza. Specjalnie wybrał Tirie. Tutaj nikt nie wiązał go z jego słynną przeszłością, był całkiem obcy, nowy. Tego również nie rozumiał, a Lancelot pytany o powód takiego docelowego celu podróży, także milczał.
- Prawie skończyłam...
  Dreptali jeszcze przy wysokich trawach niedostępnych dla koni, aż powrócili z wiankiem, starając się stąpać po cichu. 
  Mężczyzna pisał coś zawzięcie, jakby w natchnieniu, nie chcąc zgubić wszystkich słów, ich sensu. Dopiero po dłuższej chwili zarejestrował wgapioną w jego nieco pochyloną sylwetkę oczęta dzieci. Podniósł się, oparł plecami i odłożył list oraz pióro. Prawdopodobnie nawet nie zauważył ich chwilowego zniknięcia ku uldze Faustusa. Demon pozwolił dziewczynce samotnie zbliżyć się do tego łagodnego wojownika, górującego nad nią niczym szczyty w Tiedal. W pewnym sensie nawet taki był jak one; nieustępliwy, stały, zawsze na swoim miejscu.
- Zgaduję, że powinienem ci nieco pomóc.
  W zwykłych ubraniach nie wyglądało to tak majestatycznie jakby mogło, ale Lancelot klęknął przed dziewczynką, pochylając głowę z lekko uniesionym, lewym kącikiem ust.



 [Pelagonija?]
635

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz