poniedziałek, 10 sierpnia 2020

Od Syriusza - Misja

     Drzwi do gabinetu Cervana Teroise zaskrzypiały cichutko i niepewnie, uchylając się nieco, tym samym uciszając dwa, spokojne głosy pochłonięte wcześniej rozmową. 
     — Oh, Syriusz, już jesteś. — Mężczyzna przeniósł wzrok z siedzącej naprzeciwko kobiety na szarowłosego skrytobójcę i obdarzył go szerokim uśmiechem, kiedy ten wślizgiwał się do środka, zamykając za sobą drewniane skrzydło.
     Syriusz wiedział tylko tyle, że Cervan chciał się z nim widzieć i porozmawiać w trybie dość pilnym, jednak na jaki temat, po co i dlaczego właśnie z nim - to zaliczało się już do tych niewinnych, złośliwych zagadek, gdzie samemu trzeba było domyślić się praktycznie wszystkiego i nic tak naprawdę nie dawało gwarancji, że wpadło się na dobry trop. Zazwyczaj koniec końców prawda okazywała się kompletnie sprzeczna z naszymi wyobrażeniami, a rzeczywistość tym samym siedziała cichutko w kąciku podśmiechując się z wyszeptanym złośliwie „pudło”. 
     Był wczesny poranek, gdzie słońce nie zdążyło nawet wspiąć się dobrze na niebo. Mimo iż noc stała się wyłącznie mglistym wspomnieniem sunącym niczym zjawy nad chłodną ziemią, to kościach dało się jeszcze wyczuć jej miniony chłód, który pojawiał się również na skórze w postaci delikatnych dreszczy. Wszystko dopiero budziło się do nowego życia, odrzucając na bok senne mary znikające w ciepłych, wiosennych promykach. Wydawać by się mogło, że właśnie w takich momentach czas na chwile zwalniał, pozwalając nacieszyć oczy ulotnym obrazom, niknącym tak szybko w wirze codziennych spraw.     
     Skrytobójca od kilku, dłuższych chwil siedział już w gildii, podpierając się sennie o stół. Widać było, że nie do końca pojmuje co dzieje się wokół niego i gdzie tak naprawdę się znajduje, i jedyną rzeczą, jakiej kurczowo trzymał się, by pozostać w świecie rzeczywistym był kubek mocnej, czarnej kawy parujący tuż przy jego nosie. Szare włosy, będące w kompletnym nieładzie, podkrążone oczy - bardziej oko - i przygasła, turkusowo-kocia tęczówka dawały równie dobitne znaki świadczące o tym, że dzisiejszy poranek definitywnie nie należał do chłopaka.
     — Ładna chociaż była? — Balthazar siedzący obok upił łyk herbaty z filiżanki, nie odrywając wzroku od swojego ukochanego pisemka. 
     — Co? — Skrytobójca zerknął półprzytomnie na demona, marszcząc czoło i mrużąc oczy tak, jakby Balthazar właśnie odezwał się do niego w innym języku. 
     — No dziewczyna.
     — Jaka dziewczyna. 
     — Ta, z którą spałeś w nocy — odparł, na moment odrywając się od lektury i spoglądając w zamyśleniu gdzieś przed siebie. — Albo chłopak. — Wzruszył delikatnie ramionami, przewracając stronę. — Nie wiem, czy widziałeś się dzisiaj w lustrze, ale wyglądasz co najmniej jak po jednej z takich upojnych nocy. To co, ładny był? 
     Syriusz upił niespiesznie łyk kawy. 
     — Właśnie w takich momentach cieszę się, że nie interesuje się tym, co czytasz. 
     Balthazar zaśmiał się jedynie w odpowiedzi, w swojej głowie układając już własną interpretację tego, co Syriusz chciał mu przekazać. Nawet jeśli kompletnie odbiegało to od nocnych harców z nieznajomą, tudzież nieznajomym. Czasami chłopak wolał nie zagłębiać się z Balthazarem w pewne tematy, domyślając się, że jeśli choćby zanurzą się w wodzie po kolana, później ciężko będzie z niej w ogóle wyjść. Zwłaszcza że demon bywał czasami nieustępliwie ciekawski i nietaktowny, niczym najbardziej nieznośne dziecko chcące wiedzieć o wszystkim, nawet o najbardziej nieprzystępnych i pikantnych szczegółach, jakie istniały. I Syriusz dałby uciąć sobie prawą rękę, że Balthazar doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jaki irytujący potrafił wtedy być, aczkolwiek sam Balthazar najwidoczniej nie zamierzał nic z tym robić. Był tym typem ojca, który nadmiernie interesuje się życiem swojego wychowanka pod każdym, możliwym względem a Syriusz był tym typem dzieciaka, który niekoniecznie miał ochotę ze wszystkiego się zwierzać.
     Dlatego właśnie od kilkunastu lat tworzyli małą, niezbyt codzienną, ale dość szczęśliwą i popieprzoną rodzinkę. 
     — Jak ty trujesz. — Syriusz przetarł twarz dłonią, prawie że ściągając przy tym opaskę zakrywającą prawe oko. 
     — No co się puszysz, jestem ciekawy, z kim się spotykasz. Niech już będzie, że nie jestem ciekawy tego, co i z kim robisz w nocy. 
     — Weź się za jakąś robotę. 
     — Czytam. 
     — To czytaj.  
     I na tejże krótkiej wymianie zdań zakończyli dyskusje, a przynajmniej została ona ucięta w odpowiednim momencie, gdyż nieopodal nich niespodziewanie pojawiła się sylwetka Cervana. Poruszał się szybko, żwawym krokiem zbliżając się ku stolikowi, przy którym przesiadywali Balthazar z Syriuszem. 
     — Witajcie, przyjemny mamy poranek. — Uśmiechnął się, marszcząc nagle czoło i spoglądając na skrytobójcę. — Syriusz, coś się stało? Wyglądasz niemrawo. 
    — Popieprzona noc.  
     — Oh. No cóż, zdarza się. A, Syriusz, chciałbym cię prosić abyś wpadł do mnie nieco później. Może być po śniadaniu, jest to dość pilne. Wyjaśnię wszystko w gabinecie.  
     O dziwo tym razem nie potrafił ukryć swojego zaskoczenia. Zazwyczaj dość dobrze pilnował się w ujawnianiu jakichkolwiek, zbędnych emocji, które w pewnych momentach wolał zachować tylko dla siebie, bez niepotrzebnych widowisk. Musiał przyznać, że było to wygodne i często ułatwiało, a nawet ratowało życie, zwłaszcza w sytuacjach, kiedy pechowo wpadał w sidła niekoniecznie przyjaznych osób, co również się zdarzało.  
     W obecnej sytuacji chyba najbardziej zdziwiło go to, że to właśnie jego Cervan prosi na rozmowę, zważając na fakt, iż w gildii przesiaduje od stosunkowo niedawna. W pierwszej chwili przypomniał sobie sytuację sprzed kilkunastu lat, gdy będąc dzieckiem, po raz kolejny przeskrobał coś w szkole, pobił kogoś, znowu pokłócił się z nauczycielem, czy też po prostu z owej szkoły uciekł i po raz kolejny zachodziła potrzeba wezwania go na rozmowę z dyrektorem. Jego oraz Balthazara. 
     Teraz jednak miał iść sam i uroczyście przysięgał, że tym razem nie zmalował niczego niedobrego. 
     Chyba.
     — Zgoda.  
     Syriusz skinął delikatnie, czując, że mocny uścisk snu, jaki krępował jego ciało, magicznie zelżał, opuszczając go na dobre i to tylko za sprawą kilku prostych słów. Sam był niezwykle ciekaw co za niezwykle pilną sprawę ma mu do przekazania Cervan, dlatego właśnie niedługo później stał już w jego gabinecie, zerkając to na samego Cervana, to na białowłosą kobietę siedzącą po drugiej stronie jego biurka. 
     — Usiądź. Z Aurorą pewnie się już znacie. 
     — Cześć. — Syriusz skinął delikatnie do kobiety, zajmując krzesło obok niej. 
     — Cześć — odparła, posyłając w jego stronę delikatny uśmiech. 
     Skrytobójca zdążył usłyszeć już historię o niespodziewanej przemianie Aurory w człowieka. Jeszcze do niedawna widział ją w gildii skaczącą na puchatych łapkach, gdzie w tym momencie żadnych takowych łapek nie posiadała, ukazując w pełni kobiecą postać. Miała ładną twarz o lekko zarumienionych policzkach, białe, proste, długie włosy i szkarłatne, dość charakterystyczne tęczówki i nawet siedząc wydawała się naprawdę wysoka. Wcześniej nie przyszło Syriuszowi rozmawiać z nią za wiele, były to najczęściej pojedyncze wymiany słów, kiedy jedno bądź drugie czegoś potrzebowało, jednak tym razem czuł, że może być zupełnie inaczej. 
     — Mam dla was zadanie. 
     — Zadanie? 
     Cervan kiwnął i pochylił się nad biurkiem, opierając o nie łokcie, splatając ze sobą palce i spoglądając to na Syriusza, to na Aurore. 
     — Do gildii zgłosiła się o pomoc grupa studentów. Prowadzili oni badania w pobliskim lesie na zlecenie jednej z Nalaesiańskiej uczelni. Ponoć poszukiwali tam śladów działalności dawnych ludów, z tego, co udało mi się dowiedzieć. I wszystko było w najlepszym porządku, jednak pewnej nocy z niewiadomych przyczyn w miejscu wykopalisk wyrosła dziwna roślina, która zdążyła w dość szybkim czasie rozprzestrzenić się na znaczny teren. Zaatakowała ona studentów, wypędzając z tamtego miejsca i uniemożliwiając dalsze prace. Młodzi ludzie proszę gildię o pomoc w uporaniu się z rośliną. 
     Na krótki moment zapadła cisza, podczas której Syriusz wraz z Aurorą wymienili się spojrzeniami, by na powrót skupić swoją uwagę na Cervanie.
     — Dobrze byłoby spotkać się z którymś z nich. Przynajmniej z takim, który chciałby pogadać o szczegółach. 
     — Większość z nich jest ranna i wciąż nie może się otrząsnąć po spotkaniu z rośliną, ale podam wam miejsce pobytu młodzieńca, który zgłosił się do nas z prośbą o pomoc. Myślę, że on będzie dość kompetentną osobą i to od niego dowiecie się więcej. 
     Oboje skinęli delikatnie. Syriusz musiał przyznać, że ze wszystkich myśli, jakie narodziły się w jego głowie, nie spodziewał się właśnie tego; krwiożerczej rośliny atakującej studentów. Mimo wszystko skoro sam Cervan wybrał ich do tego zadania, a on, tak czy siak, nie miał nic lepszego do roboty, cóż, nie będzie wdawał się w większe dyskusje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz