wtorek, 24 maja 2022

Od Reginalda, cd. Sophie

Odkąd ostatni raz postanowił zostać gdzieś na dłużej, minęło kilka miesięcy. Kilka miesięcy tułaczki, spotykania losowych ludzi w równie losowych miejscach, z którymi nic go nie łączyło, a z czasem zaczynało cokolwiek łączyć tylko na chwilę. Reginald nie myślał o tym wszystkim zbyt dużo. Chyba nie widział w tym sensu, ale trzeba przyznać, że i jemu, który pozornie uchodził za osobę o niewielkich wymaganiach, czasami brakowało jakiegoś ciepłego, cichego kąta tylko dla siebie, gdzie mógłby odpocząć, zregenerować siły i porządnie się wyspać, nawiązać kilka znajomości na trochę dłużej niż zaledwie moment, pomyśleć o kolejnych krokach, a nawet trochę pomarzyć, pomyśleć o rodzinie niewidzianej od lat.
Mężczyzna mógłby z powodzeniem wymienić wszystkie miejsca, w których postanowił się zatrzymać podczas swojej wielkiej podróży, a ostatnim z nich był niewielki, drewniany domek na jakimś kompletnym odludziu, kawał drogi od wsi czy mniejszych miast. Mieszkała tam bardzo sympatyczna rodzina, której pomagał, ile mógł, w domowych obowiązkach.
Choć była to miła odmiana, bardzo polubił właścicieli i cenił uroki życia w totalnej głuszy, zwinął się po niecałych dwóch miesiącach bez żadnego konkretnego powodu. Sam do siebie żartował, że to przez siano, na którym spał, bo nie było zbyt wygodne.
A już na pewno nie tak wygodne jak łóżko w jego nowym pokoju.
Reginald drzemał już od dobrych kilku godzin, co jakiś czas przewracając się na drugi bok. Potrzebował porządnego odpoczynku, nawet jeśli sen miał dość lekki i byle hałas na korytarzu sprawiał, że marszczył brwi i układał się na nowo, po chwili znów zapadając sen. Wiedział, że niedługo powinien zabrać się za robienie czegokolwiek pożytecznego, ale miękka, przytulana przez niego poduszka zdecydowanie wygrywała.
Może słodkie lenistwo trwałoby dalej, gdyby nie gwałtowne pukanie do drzwi, które natychmiast wyrwało mężczyznę ze snu. Zerwał się z łóżka, a potem przetarł dłońmi zaspaną twarz i poszedł otworzyć.
Trudno stwierdzić, czego się spodziewał – może kogoś z góry, kto zechce mu przekazać, że już zdążył zaniedbać obowiązki? W sumie nic innego nie przyszło mu do głowy przez te kilka kroków między łóżkiem a drzwiami. Co prawda, poznał już kilka nazwisk, mnóstwo nowych twarzy, wdał się w kilka krótkich pogawędek o niczym, ale chyba nie potrafiłby wskazać, z kim rozmawiał. W ferworze otaczających go nowości nie koncentrował się na otaczających go osobach, ale wiedział, że i to wkrótce się zmieni. Musi się tylko trochę oswoić.
Drzwi się otworzyły, a Sophie Egberts mogła zobaczyć Reginalda z nienajlepszym, ale jakże prawdziwym wydaniu – zaspanego, z rozczochranymi włosami, w pogniecionym swetrze, byle jakich spodniach i na boso. Wbił w nią roztargnione spojrzenie i przez chwilę zupełnie nie wiedział, co powinien powiedzieć. Nie potrafił zebrać myśli, a kuszący zapach kawy wcale nie pomagał.
— Tak? — mruknął.
Jego głos był niski, głęboki i zachrypiały; od razu dało się domyślić, że dopiero się obudził.
— Pomóc w czymś?
Minęła kolejna krótka chwila, zanim zorientował się, że nie wypada tak rozmawiać na korytarzu.
— A, tak…
Odchrząknął cicho, po czym odsunął się od drzwi, otwierając je nieco szerzej – na tyle, żeby kobieta mogła spokojnie wejść. Wykonał jeszcze nieznaczny ruch ręką, który w jego mniemaniu miało oznaczać po prostu “zapraszam”, a potem schował dłonie w kieszeniach spodni i obserwował ją w milczeniu, czekając na jakieś słowa wyjaśniające tę niespodziewaną wizytę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz