niedziela, 29 maja 2022

Od Sophie cd. Reginalda

Słowa wyjaśnienia nadeszły bardzo szybko, Sophie była z natury gadatliwa. Gadała do ludzi, gadała do siebie, również i jej sprzętowi laboratoryjnemu się nie upiekło – nie raz musiała przecież natrzeć zlewkom uszu, bo się źle zachowywały. Łobuzowały, jakby to powiedział jej mentor, profesor von Hohenheim.
— Widzę, że miałam dobry pomysł, by przyjść z kawą — powiedziała, omiatając wzrokiem nie do końca przytomne oblicze mężczyzny, a następnie odważnym krokiem wkroczyła do pokoju.
Reginald zamknął za nią drzwi, zaś Sophie szybko namierzyła kawałek wolnej przestrzeni, postawiła na niej swoją tacę i zaraz obróciła się z powrotem do mężczyzny.
— Nazywam się Sophie Egberts i jestem tutejszą alchemiczką.
Nie była pewna, czy tłumacz pamięta wszystkie nowo poznane twarze, więc na wszelki wypadek postanowiła oszczędzić mu skrępowania i konieczności pytania się jej o imię.
— Miło mi — odparł, odchrząknął, jego głos powoli wyzbywał się tej zaspanej chrypki.
— Zaś jeśli chodzi o to, w czym mógłbyś mi pomóc... — Sophie znów odwróciła się do tacki, zaczęła nalewać kawę do dwóch kubków. — Nie chciałabym przychodzić z pustymi rękami i od razu żądać pomocy. Proponowałabym więc, żeby przedyskutować to przy pączkach i kawie.
Reginald spojrzał na Sophie, spojrzał na zawartość tacy, omiótł wzrokiem swój pokój. Był na tyle urządzony i posprzątany, na ile urządzony i posprzątany mógł być pokój osoby, która ledwie się do niego wprowadziła. Mężczyzna wskazał dłonią w stronę krzesła.
— Proszę.
Sophie przysiadła na krześle, Reginald przysunął sobie drugie siedzisko, po chwili sięgnął po kubek. Ciemny płyn wciąż osnuwał się kłębami pary.
— Więc? Co to za problem?
Alchemiczka również zgarnęła z tacki swój kubek, poczęstowała się i pączkiem.
— Otóż niedawno udało mi się sprowadzić pewne dzieło alchemiczne, konkretnie to Sona Aur Chaandee.
Zrobiła lekką pauzę, Reginald pokiwał w skupieniu głową.
— Z Aishwaryi.
Uśmiech przemknął przez twarz Sophie.
— Mhm, dokładnie. Próbowałam sprowadzić tłumaczenie, jednak coś gdzieś musiało zostać źle zinterpretowane, albo po prostu miałam pecha i – co tu dużo mówić – dotarł do mnie oryginał. Po aishwaryjsku.
— Mhm — mruknął, po chwili namysłu sięgnął po pączka. Popił kawą.
— To jest dość specjalistyczny tekst i co prawda próbowałam z nim swoich sił, ale pokonały mnie same słowa.
Reginald uniósł brwi.
— Znasz trochę aishwaryjski?
— Nie. Próbowałam nauczyć się tyle, ile zdołam z pomocą bibliotecznych książek, i przetłumaczyć tyle, ile pozwoli mi słownik. Problem jest tylko taki, że słownik jest… — Wzruszyła ramionami, zamilkła na moment, szukając słów. — Nie jest zły albo niekompletny. Po prostu są w nim normalne słowa, jak stół czy krzesło, albo pączek. Ale nie eksykator czy nawet kolba okrągłodenna.
Reginald zmarszczył brwi.
— Nie wiem, jak po aishwaryjsku jest eksykator, ale chyba wiem, do czego służy, chociaż pierwszy raz słyszę to słowo.
Sophie znów uśmiechnęła się przelotnie.
— Zgadnij, a ja zweryfikuję.
— Do suszenia rzeczy — powiedział, a Sophie skinęła twierdząco. Reginald kontynuował. — Wiele naukowych słów ma swoje źródło w klasycznym, o praklasycznym już nie wspominając, a słowo „eksykator" brzmi jakby zostało stworzone z dwóch członów: de-, które co prawda ma wiele znaczeń, jednak w tym kontekście stawiałbym na „całkowicie". Oraz z siccare, czyli „suszyć".
Część pączków zmieniła się w okruszki i wspomnienia.
— Jeśli dobrze zrozumiałam — powiedziała Sophie, obracając w dłoniach swój kubek. — Sądzisz, że byłbyś w stanie… odgadnąć znaczenie słów rozkładając je na części i sprawdzając, do czego mogą służyć?
— Może nie nazwałbym tego w taki sposób, ale tak, w mniej więcej o to mi chodzi. A ty byś te znaczenia odpowiednio dopasowywała.
Plan był doprawdy odważny i wymagał wytężonej pracy umysłowej, do tego sporo kreatywności. Sophie już się podobał, ale miała pewne wątpliwości.
— Każdy język zawiera przecież synonimy i czasem użycie jednego lub drugiego potrafi zmienić znaczenie całości.
Reginald przechylił się na swym siedzisku, oparł łokieć na blacie, a potem wsparł policzek na dłoni.
— To prawda. Cóż, siccare to nie jedyne słowo oznaczające „suszyć". Można użyć innego, chociażby torrere.
— I jak wtedy nazwałbyś eksykator?
Mężczyzna zamyślił się, zerknął w stronę okna.
— Toster.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz