środa, 8 lipca 2020

Od Nikolaia cd Pelagoniji

⸺⸺ 🜚 ⸺⸺

Połechtano mu ego, a zdecydowanie lubił, gdy to robiono. Szczególnie gdy robiła to mała, urocza i dopiero co zasmarana dziewczynka. Mawiali na wsiach, że dzieciaki zawsze niosą w sobie najwięcej szczerości i w chwilach takich jak ta, wolał zdecydowanie się nie sprzeczać z takową mądrością tłumu, którą przekazywali z dziada pradziada aż do czasu ich pokoleń. Z chęcią przyjął łatkę „ładnego”, którą przypięła mu dziewczynka i nie miał zamiaru zbyt prędko jej oddać, uznając, że nawet jeśli znajdzie się któryś mądry, który wytknie mu, że wcale tak nie jest, z ogromną chęcią i satysfakcją go zignoruje, przypominając sobie nieszczęsnego, żółciutkiego królika.
Rozmyślając tak nad dziewczynką i nad tym, co może czaić się w dziecięcej głowie, bo sam zbyt wiele nie pamiętał ze swojego okresu młodości (pomijając niektóre momenty, gdy matrona wyżywała na nim wszelkie swoje smutki, czy gdy akurat zapatrywał się w gęste korony drzew szumiące mu nad głową na rodzinnych wyspach Fliss), prowadził igłę przez materiał coraz prędzej, a mimo to coraz dokładniej, wyraźnie czując się pewnie w tym, co robił. Trudno było oczekiwać czegoś innego od człowieka, który śmiał określać się mianem krawca z około dziesięcioletnim doświadczeniem. Do mistrza było mu co prawda daleko i liczył, że szczyt swoich możliwości uda mu się zaprezentować do pięćdziesiątego roku życia, nie wątpił bowiem, że później prędka droga do utraty przez niego wzroku, zwracając uwagę na rodzinne tendencje, czy zwyczajnie warunki, w jakich przychodziło mu pracować. Może wtedy przeniesie się na coś zgoła większego? Wierzył, że nawet i orkowie będą potrzebowali nareszcie kogoś, kto wyraźnie wyznaczy trendy i gotów był ponownie przemierzyć pasmo Białych Turni w poszukiwaniu potencjalnej klienterii, nawet jeśli miała być to jego ostatnia wyprawa w życiu. Pięknym zwieńczeniem byłoby to jego żywota, nawet jeśli większość wolałaby zemrzeć w krajach pięknych i gorących, jego ciągnęło do surowych mieścin, w prostocie odnajdował bowiem prawdziwe ukojenie dla rozszalałych jego myśli i żywego, ognistego wręcz temperamentu, który nie pozwalał mu przystawać do społeczeństwa, jakie znamy na co dzień.
Radość niezwykłą sprawił mu widok skaczących iskierek w oczach dziewczynki i radość, jaka wylewała się z całej jej drobnej osoby, jakby zwyczajnie nie potrafiła pomieścić całej tej ekscytacji. Kiwała głową, podskakując w miejscu i niezwykle ekspresyjna była jej prezentacja aprobaty propozycji, którą złożył jej Nikolai.
Odchylając więc mocno poły materiału, zaprezentował jej, jak świstak, jak to zdecydował się nazwać igłę, przekopywał się właśnie przez ziemię, bo zwykłe klepanie formułki na temat ściegu drabinkowego, który zdecydował się jej zaprezentować, bo był zwyczajnie najprostszy, zdawało mu się rzeczą niemiłosiernie nudną, a wręcz katorżniczą dla takiego dziecka.
Przynajmniej spróbował postawić się w jej sytuacji i przypominał sobie, jak bardzo miał dość opowieści jednego ze starszych wielorybników, jak należy zarzucić harpunem, by akuratnio wbił się w zwierzynę.
A wystarczyło to przyrównać do rzutek.
Odstąpił dziewczynce miejsca na jego siedzisku, po czym ukucnął przy niej, by asekurować jej ruchy, czasem zwracać jej uwagę na to, jak powinna poprowadzić dalej igłę, a momentami po prostu dbając o to, by nie pokłuła sobie swoich drobnych dłoni.
— Chyba mnie wygryziesz z roboty, młoda damo — zaśmiał się cicho, opierając brodę na ręce, która z kolei swoje miejsce znalazła na jego kolanie.

⸺⸺ 🜚 ⸺⸺
[uwu]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz